Wilk namawiający Czerwonego Kapturka do zjedzenia babci, zgwałcona Śpiąca Królewna czy Tomcio Paluch zmuszający olbrzyma do poderżnięcia gardeł jego dzieci – takie bajki kilka wieków temu opowiadano dzieciom. Dziś szokują i przerażają, kiedyś jednak pełniły podobną rolę jak te współczesne, czyli edukowały i ostrzegały. Bajki się zmieniały, tak jak zmieniał się świat.
Współczesne opowieści dla dzieci nie są całkowicie pozbawione przemocy. Jednak nie jest to współczesny wynalazek. Nawet te, które dobrze znamy z książek i filmów, mają swoje makabryczne pierwowzory, w których występują w nich gwałty, kazirodztwo, kanibalizm i morderstwa. Są przeznaczone tylko dla dorosłych i to tych o naprawdę mocnych nerwach.
O tym, że bajki potrafią być drastyczne, przekonał się na początku 2016 r. pan Marcin, który kupił dla swoich synów książeczkę o Pinokiu. Historia chłopca wystruganego z drewna zilustrowana była m.in. obrazkiem wiszącego na drzewie Pinokia. Bandyci chcieli, by by w ten sposób Pinokio zmądrzał. "Skręcili sznur i przywiązali pajacyka do gałęzi wielkiego dębu. Biedny Pinokio zwisał z niej, miotany podmuchami silnego wiatru" – napisano w książce. Jednak to, co zszokowało pana Marcina, to i tak mało. Historia zna o wiele okrutniejsze opowieści.
Świat niesłychanego okrucieństwa
Nie ukrywając przesłania pod zasłoną symboli, osiemnastowieczni francuscy bajarze ukazywali świat nieskrywanego okrucieństwa
Robert Darnton, "Wielka masakra kotów i inne epizody francuskiej kultury"
Bajka o Czerwonym Kapturku
Bajka o Czerwonym Kapturku to wszystkim dobrze znana historia dziewczynki, która w drodze do ukochanej babci spotkała wilka. Ten był zły, pożarł babcię i ostrzył sobie zęby na małą dziewczynkę. Straszne? Dla niektórych tak, ale współczesna wersja ma szczęśliwe zakończenie i diametralnie różni się od tej ludowej, spisanej m.in. przez Charles'a Perraulta pod koniec XVII wieku.
W tamtej opowieści Czerwony Kapturek nie miała nawet tytułowego kapturka czerwonej barwy. Tak jak współcześnie była małą dziewczynką, która została wysłana przez mamę do babci, i też po drodze spotkała wilka. Chwilę pogawędzili. Później wilk ruszył do domu babci, chciał wyprzedzić dziewczynkę. I tu zaczynają się różnice.
Babcia nie została połknięta w całości, ale zabita, jej krew wlana do butelki, a ciało pokrojone i umieszczone na półmisku. Wilk, przebrany za babcię, poczęstował dziewczynkę "mięsem" i "winem", czyli pozostałościami po staruszce. Dziewczynka zjadła wszystko ze smakiem, a potem usłyszała od wilka: rozbierz się i połóż ze mną. "Gdzie mam położyć fartuszek?" – zapytała niewinnie wnuczka. Wilk w babcinej skórze odpowiedział: wrzuć go do ognia, nie będzie ci już więcej potrzebny. I nie był, bo dziewczynka została pożarta.
Nad symbolami ukrytymi w tej opowieści przez wieki głowili się badacze. Według niektórych postać wilka to przykrywka dla czarującego mężczyzny, który chciał uwieść młodą dziewicę.
Bajka o Śpiącej Królewnie
Nie mniej brutalna jest spisana po raz pierwszy wersja "Śpiącej Królewny". W animacji Disneya z 1959 r. poznajemy królewnę Aurorę, na którą czarownica rzuciła urok. W dniu 16. urodzin dziewczyna miała ukłuć się wrzecionem i zapaść na zawsze w sen. Ratuje ją jednak przystojny i prawy książę.
Tymczasem w XVII wieku we Francji można było usłyszeć zdecydowanie inną historię. W niej młody książę nie jest już taki prawy. Ma żonę, ale nie przeszkadza mu to w wykorzystywaniu śpiącej kobiety. Ta jeszcze przed przebudzeniem rodzi gromadkę dzieci. To nie podoba się teściowej księcia, która kilka razy próbuje zjeść jego potomstwo. Bezskutecznie. Nie ma też cudownego pocałunku. Ostatecznie to dzieciom królewna zawdzięcza wybudzenie ze snu - maluchy gryzą matkę podczas karmienia piersią.
Dziś wilk nie pożera babci, ale chowa ją w szafie
Bez kazań i prawienia morałów francuskie opowieści ludowe mówią o tym, że świat jest okrutny i niebezpieczny. Choć większość bajek nie była adresowana do dzieci, zwykle mają charakter opowieści ku przestrodze. Stanowią znaki ostrzegawcze (…)
Robert Darnton, "Wielka masakra kotów i inne epizody francuskiej kultury"
Współcześnie w bajkach próżno szukać podobnych wątków. – Raczej są one pozbawiane wszystkich tych okrutnych szczegółów. Moim dzieciom czytam m.in. taką wersję bajki o Czerwonym Kapturku, w której babcia nie została pożarta przez wilka, ale po prostu zamknięta w szafie – mówi Tomasz, ojciec 4,5-letniego Maćka i 2,5-letniej Helenki. I dodaje, że szczegóły, które jemu samemu wydają się brutalne, na jego pociechach nie robią wrażenia. – Połknięcie babci albo rozprucie brzucha wilka i zaszycie w nim kamieni? Dla nich to żaden problem – śmieje się mężczyzna.
Jak było dawniej? – W baśniach ludowych element makabry istniał, bo baśń początkowo była przekazywana ustnie wśród dorosłych. Dzieci przy okazji coś tam usłyszały, bo przecież w chłopskich chatach nie było dla nich osobnych pomieszczeń. Siedziały i słuchały – mówi prof. Jolanta Ługowska z Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego.
Bajka o Kopciuszku
A słuchać miały czego. W jednej z wczesnych wersji bajek o Kopciuszku bohaterka zostaje służącą, jednak nie dlatego, że tak zarządziła jej macocha. Kopciuszek chciała w ten sposób uniknąć ojca, który zmuszał ją do zamążpójścia. Ojciec na wybranka dla swojej córki wybrał... siebie samego. Natomiast w innej z wersji to macocha, tak jak współcześnie, jest tą złą. Próbuje pozbyć się Kopciuszka i wepchnąć ją do pieca. Jednak myli się i w okrutny sposób zabija własną córkę.
Zabójcą i kanibalem jest też tytułowy bohater "Pięknej i bestii", który pożera każdą kolejną ze swoich żon.
Te opowieści miały uczyć i przestrzegać. Jak pisze Robert Darnton, amerykański historyk kultury i autor książki "Wielka masakra kotów i inne epizody francuskiej historii kulturowej", podstawowe wnioski miały być następujące: "sąsiedzi są z zasady wrodzy i mogą być wśród nich wiedźmy. Szpiegują cię i kradną z twego ogrodu, niezależnie od tego, jak jesteś biedny. Nigdy nie powinieneś omawiać przy nich swoich spraw ani informować ich, gdy za sprawą czarów zdobędziesz bogactwo, bo doniosą na ciebie jak na złodzieja, jeśli najpierw sami nie zdołają cię okraść".
Ci okropni bracia Grimmowie...
Baśnie, jako że były przekazywane ustnie, ulegały ciągłemu przekształceniu. Ludzie opowiadali je tak, jak je zapamiętali. Ktoś coś dodał, inny odjął.
Na początku XIX wieku baśnie spisali bracia Grimm. Te opowieści uważane są za pełne okrucieństwa. Za ich życia ukazało się kilka wydań. W każdym kolejnym baśnie były przeredagowywane, niektóre w ogóle zniknęły.
Jak wskazuje Jack Zipes, emerytowany profesor germanistyki Uniwersytetu Minnesota, w porównaniu do pierwszego wydania, w siódmym niemal 50 z około 150 baśni zniknęło lub zostało mocno zmienionych. – Oryginalna publikacja nie była przeznaczona dla dzieci. Dopiero gdy wydano dwie edycje dla dorosłych, bracia zmienili swoje podejście i zdecydowali o wydaniu krótszej wersji dla rodzin z klasy średniej. Dlatego Wilhelm zredagował i ocenzurował wiele z baśni – powiedział w 2014 r. Zipes dziennikowi "The Guardian".
W baśni nie istnieje psychologia. Bohaterowie mają ubogie życie wewnętrzne, a ich motywy są jasne i oczywiste. Dobrzy ludzie są dobrzy, a źli – źli
Philip Pullman, "Baśnie Braci Grimm Dla Dorosłych i Młodzieży. Bez cenzury"
Wilhelm odrzucił te baśnie, które mogły wydać się zbyt ekstrawaganckie dla religijnej wrażliwości klasy średniej. I tak w zbiorze nie znalazła się np. opowieść "Jak dzieci bawiły się w rzeźni", która opisuje rodzeństwo bawiące się w rzeźnika i świnkę. Podczas zabawy starszy z braci podciął gardło młodszemu.
– Pokutuje opinia, że ci źli Grimmowie jako przodkowie bardzo złych Niemców i hitlerowców epatowali ludzi makabrą. Jednak te same elementy często pojawiały się w baśniach słowiańskich i na Mazowszu – przypomina prof. Ługowska.
Jednak z większości przebijała się główna zasada: dobro wygrywa ze złem. – Obecnie znów między pedagogami a literaturoznawcami toczy się dyskusja na temat tego, czy można, czy nie, usuwać z bajek całe zło i przemoc, które wiążą się z okrutną karą dla bohatera – zaznacza prof. Ługowska. Sama jest przekonana, że nie mogą zostać usunięte. – To nie mogą być cukierkowe opowieści, w których macocha na końcu zawsze się poprawia. To nie ten gatunek. Tutaj musi być odpowiednia dynamika i wyrazista opozycja między dobrem a złem – podkreśla.
Wieczorem bajka, rano egzekucja
Bajki w pierwotnych wersjach dziś szokują, ale trzeba pamiętać, że powstawały w zupełnie innej rzeczywistości. Wtedy dzieci przed okrucieństwem nikt nie chronił, bo i życie w tamtych czasach było zupełnie inne. Przemoc i śmierć były codziennością.
Nawet najmniejsze dzieci były zabierane na publiczne egzekucje, które przeprowadzano często na rynku, w centrach miast. To były widowiska dla tłumów. Skazańcom ścinano głowy, rozrywano ich końmi, gotowano we wrzącym oleju, a szczątki często wisiały w publicznych miejscach. Na ulicach byli żebracy, nierzadko panował straszny głód, kilkuletnie dzieci musiały już pracować. Na wsi w wieku czterech lat rozpoczynały pracę w gospodarstwie: pilnowały świń czy pasły krowy. Te z miasta były w jeszcze gorszej sytuacji i często musiały wykonywać zajęcia ponad siły. Jeśli udało im się pójść do szkoły, to czekały tam na nie specjalne katalogi kar: od tabliczek z obraźliwymi napisami zawieszonymi na szyi przez oślą ławkę, karcer aż po rózgi. Śmiertelne żniwo, szczególnie właśnie wśród najmłodszych, zbierały epidemie. Sztuką było przeżycie, przetrwanie kolejnych dni. Nawet to wielu się nie udawało.
– W opowiadaniu dzieciom ówczesnych baśni chodziło o oswajanie ich z różnymi zagrożeniami i lękami. Dziecko, słuchając takich opowieści, przeżywało te wszystkie emocje, ale był przy nim dorosły. W ten sposób później dzieciom łatwiej było sobie radzić ze strachem w realnym życiu. Ten mechanizm był w takich sytuacjach automatycznie uruchamiany – wyjaśnia prof. Jerzy Kochanowicz z Zakładu Historii Edukacji Dolnośląskiej Szkoły Wyższej.
Wczesnonowożytni francuscy chłopi zamieszkiwali świat macoch i sierot, świat nieubłaganego, niekończącego się wysiłku i brutalnych emocji, tych nieokiełznanych i tych tłumionych. Kondycja człowieka uległa od tamtych czasów tak dramatycznym zmianom, że dziś trudno nam nawet wyobrazić sobie, jak odczuwana była przez ludzi, których życie było naprawdę przykre, okrutne i krótkie
Robert Darnton, "Wielka masakra kotów i inne epizody francuskiej kultury"
Dlaczego więc w późniejszych czasach zrezygnowano z eksponowania krwawych szczegółów, które miały uodparniać maluchy? – Zmienił się wzorzec wychowania. Dziś dużo więcej wiemy o psychice dziecka i jego potrzebach. Dawniej powszechnymi metodami wychowawczymi było karanie i straszenie – zauważa dr Anetta Pereświet-Sołtan, psycholog z Dolnośląskiej Szkoły Wyższej.
Jak przyznaje, obecnie staramy się oddziaływać skutecznie, ale tak, by dziecko nie ponosiło zbyt wielkich kosztów emocjonalnych. Ważna jest też zmiana kulturowa. – Dziś chronimy dzieci przed informacjami, które uważamy za drastyczne, staramy się nie epatować agresją i przemocą, bo może to mieć negatywne skutki – podkreśla psycholog.
A inni z ekspertów mówią: baśnie w wersjach sprzed kilkuset lat są dziś absolutnie niedopuszczalne. Według prof. Mirosławy Nowak-Dziemianowicz, dziekana Wydziału Nauk Pedagogicznych Dolnośląskiej Szkoły Wyższej, zgodnie z dzisiejszymi zasadami emocje mają być rozładowywane, a nie generowane przez bajki pełne przemocy. Profesor przyznaje, że w dzieciństwie sama była wstrząśnięta okrutnym losem dziewczynki z zapałkami, bohaterki baśni Hansa Christiana Andersena, która zamarzła na ulicy, bo nikt nie chciał jej pomóc.
Bajka o Tomciu Paluchu
Wstrząśnięte mogły być też dzieci, które poznały oryginalną francuską wersję historii Tomcia Palucha. "Był sobie raz drwal i jego żona, którzy mieli siedmioro dzieci, samych chłopców. (...) Byli bardzo biedni, a z siedmiorgiem dzieci było im jeszcze trudniej, bo chłopcy byli jeszcze zbyt mali, by zarabiać na swoje utrzymanie. (...) Przyszedł bardzo nieurodzajny rok i głód był tak wielki, że rodzice postanowili się pozbyć dzieci". Baśń oddawała realia ówczesnej Francji i powszechny wtedy problem dzieciobójstwa.
Ważny jest złoty środek
Dr Pereświet-Sołtan uważa, że dziś można zastanawiać się nad tym, co tak naprawdę jest dobre dla dzieci. – Badania pokazują, że więź między dzieckiem a rodzicem budowana jest zwłaszcza wtedy, gdy dziecko konfrontuje się z jakimś zewnętrznym zagrożeniem, ale rodzic jest obecny przy dziecku i daje mu poczucie bezpieczeństwa – wyjaśnia psycholog.
I dodaje, że izolowanie i chronienie dziecka przed wszystkim, co może wzbudzić w nim trudne emocje, może mieć fatalne skutki. – Gdy dziecko pozostaje w świecie sterylnym i wyczyszczonym z przemocy, agresji, wszelkiego zła, a później zderzy się ze światem realnym, to na takie spotkanie może być nieprzygotowane i nieuodpornione – uważa Pereświet-Sołtan.
Dzisiaj rozwijają się horrory dla dzieci i to jest to, co zastępuje tradycyjny folklor. Najmłodsi mają też dostęp do kanałów dla dorosłych, gdzie królują przemoc i okrucieństwo. Nie muszą poznawać tego świata z bajek
prof. Ryszard Waksmund z Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego
Według ekspertów wychowywanie w bańce i pokazywanie dzieciom tylko przyjemnych stron życia nie jest wskazane. – Dzieci powinny uczestniczyć w życiu. Nie można ich całkowicie chronić przed wszystkimi emocjami. Trzeba rozmawiać również o tym, co trudne, nieprzyjemne, a nawet zagrażające – przypomina psycholog. Jej zdaniem w ten sposób pomożemy dzieciom budować własne sposoby radzenia sobie w życiu.
Zmienił się też świat, który w niczym nie przypomina tego sprzed stu i więcej lat. Wtedy życie dzieci zwykle pozbawione były tego, co współcześnie rozumiemy przez dzieciństwo. Dziś zdecydowana większość rodziców dba – także opowiadając właściwe bajki – aby był to dla ich pociech najwspanialszy okres w życiu.
Czy Ty też starasz się dzieciom przekazywać bajki w złagodzonych wersjach?