W nadchodzącym roku rozpoczną się dostawy dużych i nowoczesnych dronów, które dadzą państwom NATO zupełnie nowe możliwości zwiadowcze. W programie ich zakupu i późniejszego wykorzystania uczestniczy Polska. Pierwsza z maszyn wzbiła się niedawno w powietrze do premierowego lotu.
Pierwsza maszyna RQ-4 Global Hawk wystartowała 19 grudnia z lotniska przy zakładach koncernu Northrop Grumman w kalifornijskim Palmdale. Z oświadczenia NATO wynika, że dron w ciągu 2,5 godziny przeleciał do położonej również w Kalifornii bazy lotnictwa USA Edwards, gdzie przejdzie dalsze testy.
Jeśli będą one pomyślne, maszyna ma zostać dostarczona NATO w 2016 r. (nie podano dokładnej daty).
Rozbieżne priorytety
Gdy dron wreszcie przybędzie do Europy, będzie zwiastunem znacznego zwiększenia możliwości zwiadu europejskich państw NATO. Do tej pory tego rodzaju maszynami dysponowali tylko Amerykanie, którzy często mają inne priorytety niż pozostali członkowie Sojuszu. Decyzje o tym, dokąd i kiedy wysłać swoich zwiadowców, podejmują sami. Część dużych państw NATO stara się zmienić ten stan rzeczy samodzielnie. Brytyjczycy i Francuzi pracują nad swoimi dużymi dronami zwiadowczymi, ale prace idą bardzo powoli i nie widać ich końca. Niemcy próbowali sami zakupić flotę RQ-4, ale ze względu na koszty i opóźnienia zrezygnowano z tego pomysłu po dostarczeniu jednej maszyny.
Dla mniejszych państw samodzielna inwestycja w tak duże drony nie wchodzi w grę. Pojedyncza maszyna klasy RQ-4 to wydatek rzędu 200 mln dolarów, do czego dochodzą znaczne koszty stworzenia systemu ich kontroli i obsługi. Jedynym rozwiązaniem było powtórzenie udanego sojuszniczego programu zakupu latających centrów kontroli i dowodzenia E-3 Sentry, który został przeprowadzony w latach 80. XX wieku. Wówczas europejscy członkowie NATO wspólnie kupili od Amerykanów 18 takich maszyn, które służą do dziś.
Tak jak większość europejskich programów zbrojeniowych, ten również miał bardzo powolny start. Pierwsze rozmowy o przedsięwzięciu nazwanym Alliance Ground Surveillance (AGS) zaczęły się w 2004 r. Przez kolejne lata trwały manewry, podczas których różne państwa chciały uzyskać jak najkorzystniejszą dla siebie formę programu – czy to przez udział w nim swoich firm zbrojeniowych, czy przez umieszczenie na swoim terytorium baz nowych maszyn. Tego ostatniego chciała początkowo Polska, jednak bez powodzenia. To i kryzys finansowy sprawiły, że w 2009 r. Warszawa ogłosiła wystąpienie z programu AGS.
Udało się po ośmiu latach dyskusji
Ostateczną decyzję o zakupie dronów podjęto dopiero w 2012 r. na szczycie Sojuszu w Chicago. Podczas przeprowadzonej rok wcześniej interwencji w Libii europejscy członkowie NATO przekonali się bowiem boleśnie, jak bardzo brakuje im maszyn zdolnych do prowadzenia długotrwałego zwiadu z powietrza. Odpowiednim sprzętem dysponowali tylko Amerykanie, których trzeba było nieustannie prosić o pomoc.
Rozmowy w sprawie zakupu dronów prowadzono z amerykańskimi firmami już od 2009 r., ale dopiero w Chicago podpisano stosowny kontrakt opiewający na kwotę 1,7 mld dolarów za pięć maszyn RQ-4 oraz cały system ich kontroli i obsługi. Wcześniejsze plany były bardziej ambitne i mówiły o zakupie większej floty maszyn, ale kryzys ekonomiczny wymusił ich ograniczenie.
Już w Chicago chęć powrotu do programu AGS zasygnalizowała Polska, jednak stosowne dokumenty podpisano dopiero w 2014 r.
Pieniądze na zakup maszyn i niezbędnego wyposażenia wykłada 15 państw NATO (głównie mniejsi europejscy członkowie oraz Polska, Niemcy, Włochy i USA), które będą miały najwięcej do powiedzenia w kwestii wykorzystania dronów. Pozostałe państwa Sojuszu będą mogły korzystać z efektów ich pracy w ramach standardowych reguł dzielenia się informacjami, a także będą współfinansować utrzymanie dronów i systemu ich obsługi.
Główna baza nowych latających zwiadowców NATO będzie się mieścić w Sigonelli na Sycylii, skąd operują już amerykańskie maszyny Global Hawk. Właśnie trwa tam budowa centrum kontroli i dowodzenia dronów. Wstępna gotowość całego systemu ma zostać osiągnięta na początku 2017 r., a normalne operacje zwiadowcze rozpoczną się w 2018 r.
Rewolucja w zwiadzie
Zakupione przez NATO maszyny RQ-4 Global Hawk to największe drony zwiadowcze świata, zdolne utrzymywać się w powietrzu nawet 30 godzin, krążąc na wysokości 18 km. To niemal dwa razy wyżej, niż latają samoloty pasażerskie. Ponieważ maszyny są zoptymalizowane do długich i nieśpiesznych (z prędkością około 570 km/h) lotów na dużych wysokościach, mają bardzo długie i wąskie skrzydła. Ich rozpiętość, czyli długość od końcówki jednego do końcówki drugiego, wynosi niemal dokładnie 40 m (to o kilka metrów więcej niż w samolocie pasażerskim B737, który stanowi flotę linii Ryanair).
Sojusz zakupił RQ-4 w ich najnowszej wersji oznaczonej Block 40 z ulepszoną wersją systemów rozpoznawczych, których część specjalnie zmodyfikowano zgodnie z wymaganiami NATO. Sojusz chciał polepszenia zdolności dronów do prowadzenia zwiadu nad wodą. Ma to najpewniej związek z bardzo prawdopodobnym użyciem maszyn NATO nad Morzem Śródziemnym, gdzie mogą śledzić ruch statków, szukając przemytników ludzi czy piratów na dalszych morzach. Dla swojego wojska Amerykanie do tego celu tworzą specjalną wersję RQ-4, oznaczoną MQ-4C Triton. Na potrzeby NATO część możliwości "morskiego" drona przeniesiono jednak do jego normalnej wersji.
Głównym elementem RQ-4 jest system zwiadowczy Hughes Integrated Surveillance & Reconnaissance (HISAR), który składa się z silnego radaru oraz kamer działających w podczerwieni i świetle widzialnym. Dokładne możliwości drona nie są znane, jednak z informacji prasowych wynika, że maszyna może obserwować obszar o promieniu około 200 km. W trybie skupienia się na wybranym obszarze może "patrzeć" na odległość do 110 km, wykrywając obiekty wielkości człowieka. Oznacza to np., że krążąc gdzieś nad Mazurami, RQ-4 może podglądać cały obwód kaliningradzki – przez ponad dobę bez przerwy i niezależnie od obecności chmur czy pory dnia.
Rewolucja w możliwości obserwowania wrogów
Takie możliwości są czymś rewolucyjnym zarówno dla Wojska Polskiego, jak i praktycznie wszystkich krajów NATO, wyłączając USA. Co więcej, za pośrednictwem rozbudowanej sieci łączności opartej o satelity i internet, obraz z systemów RQ-4 może być przekazywany w czasie niemal rzeczywistym np. do Warszawy.
Jest bardzo prawdopodobne, że uczestniczący w programie AGS wschodni członkowie NATO będą wykorzystywać swój przydziałowy czas wykorzystania dronów na podglądanie aktywności Rosjan.
Ci narzekali już wiosną tego roku, że po wybuchu wojny na Ukrainie Amerykanie drastycznie zwiększyli częstotliwość lotów RQ-4 u ich granic. Drony miały szpiegować Rosję też znad Ukrainy. Rosyjski generał Andrieja Kartapołow ocenił, że ich wykorzystanie "zwiększa zasięg prowadzenia rozpoznania terytorium Rosji do 250-300 km". Oznacza to, że albo Rosjanie wiedzą więcej na temat możliwości RQ-4, niż oficjalnie zdradzają Amerykanie, albo wojskowy przesadzał. Niezależnie od tego skok w możliwościach zwiadowczych NATO będzie ogromny.