Czy ktoś, kto choć trochę wierzy, odrobinę zaledwie, może krzyczeć po eucharystii: "śmierć wrogom ojczyzny"? Powiedzieć o takiej postawie: pogaństwo byłoby obrażaniem pogan – pisze ks. Andrzej Luter, publicysta Laboratorium WIĘZI.
O tym, co widziałem na ekranie telewizyjnym, nie da się pisać bez emocji i wściekłości. To wszystko działo się przecież przed, w trakcie i bezpośrednio po mszy świętej w gdańskiej Bazylice Mariackiej!
Scena symboliczna. Lech Wałęsa wychodzi z kościoła, przechodzi kilkadziesiąt metrów, zbliża się do młodych narodowców. ONR w akcji. Plują na niego współcześni "patrioci", trzymający w rękach sztandary swojej organizacji, i wrzeszczą: "Bolek!", "Judasz!", "Hańba konfidentom!", "Śmierć wrogom ojczyzny!". Widać szyderczy uśmiech na twarzy młodej, fanatycznej dziewczyny. Brak mi słów, a może raczej nie chcę pisać tych słów, które cisną się na usta. Oto symbol polskiej niepodległości staje się ofiarą ludzkiego łajdactwa i ludzkiej podłości. Tak, tak, bo Lech jest tym symbolem, znanym na całym świecie. I niech sobie polscy lustratorzy i antykomuniści pięć po dwunastej mówią, co chcą, i tak go nie wygumkują z historii. Nie uda im się, niedoczekanie.
Polacy "prawdziwi" kontra "niechciani"
I jeszcze jedno zdarzenie, rozciągnięte w czasie. Oto pojawili się bowiem na mszy jacyś "odszczepieńcy", wyzywano ich zatem w czasie mszy, a tak naprawdę: przed, w trakcie i po eucharystii. Gdyby nie policja, mogło dojść do linczu na "niechcianych" uczestnikach pogrzebu przez "prawdziwych Polaków". Zakłócili oni ideową jedność zgromadzenia, czyli popełnili przestępstwo nie do wybaczenia. Ludzie tzw. środka, a właściwie ludzie, którym wydaje się, że są w jakimś mitycznym środku, piszą: po co ci "kodziarze" poszli na tę mszę, może to była z ich strony prowokacja? I tak szlachetni ludzie środka stają się gorliwymi obrońcami obłędnego radykalizmu. Nie pierwszy raz w historii.
Do czego doszliśmy w naszej ojczyźnie? A do czego jeszcze dojdziemy? Przyzwolenie jest! Brak odważnej reakcji jest najgroźniejszym przejawem zgody na zło. Pytanie: czy to przyzwolenie to konsekwencja akceptacji postaw, jakie obserwowaliśmy w Gdańsku, czy jest to raczej konsekwencja strachu? Myślę, że obydwie te przyczyny prowadzą do kapitulacji wobec zła i ugruntowują złowieszczą atmosferę.
O krok od tragedii
Wrażenia po niedzielnych wydarzeniach są przygnębiające. Ale – powtarzam – to dzięki nim wiemy jedno i to z całą pewnością: przyzwolenie jest! Co jeszcze musi się stać, żeby ważne osoby powiedziały: "dość!"? Ale bez tej drętwej nowomowy o pochylaniu się z troską nad podziałami społecznymi, bez tego opowiadania o znakach manifestujących wspólnotę naszej wiary, bez nadętych słów o umiłowaniu ojczyzny, i innych tego typu sloganów, którymi – my, duchowni – możemy sypać z rękawa na zawołanie. Czy ktoś powie wprost: NIE dla nienawiści, NIE dla szowinizmu, NIE dla pogardy, NIE dla narastającego nacjonalizmu, NIE dla faszyzacji kraju? Co musi się stać, żeby takie słowa padły? Czekamy na jakąś tragedię?
Warto też pamiętać, że ci, którzy godzą się na przyzwolenie, stoją na straconych pozycjach. Może jeszcze tego nie wiedzą. Niczego swoim koniunkturalizmem nie zyskają, a wszystko mogą stracić, bo ten sektor elektoratu okaże się zapewne bardzo niewierny i niewdzięczny. Myślą, że mają nad radykałami kontrolę. Byli już tacy w historii, którzy podobnie myśleli. Wcześniej czy później okażą się za mało radykalni i jako nieprzydatni będą nadawali się tylko do wyplucia, okrutnego i bezwzględnego. Taka jest nieubłagana prawidłowość historyczna. Tego chcecie?
Nie mam ani siły, ani ochoty komentować wystąpień wygłaszanych na zakończenie mszy. Zastanawiam się jednak nad ważnym problemem: czy w naszym katolickim kraju wiemy jeszcze, co to jest msza? Co się dzieje na ołtarzu? A może już nie wiemy? Może ta wiedza w Polsce wyparowała w przestrzeń, do której już nie ma dostępu? Przypomnę więc nieśmiało, że w czasie eucharystii, przepraszam za słowo, "uobecnia się" życie, śmierć i zmartwychwstanie naszego Zbawiciela.
Czy ktoś, kto choć trochę wierzy, odrobinę zaledwie, może krzyczeć po eucharystii: "śmierć wrogom ojczyzny"? Powiedzieć o takiej postawie: pogaństwo to byłoby obrażanie pogan. Czy ktoś, kto choć trochę zna nauczanie Jezusa, może być szowinistą narodowym? Czy ktoś, kto czuje szacunek wobec sacrum liturgii, może kłamać w przestrzeni kościelnej? Nie czuje wtedy dyskomfortu moralnego? Gdzie tu chrześcijaństwo? Nie ma, po prostu nie ma. Zero chrześcijaństwa. Wielkie nic! Katolicyzm w takim wydaniu to jakaś metapolityczna ideologia bez znaczenia, potrzebna tylko dla narodowej bądź konserwatywnej tożsamości.
Swąd nienawiści
Gdyby w Polsce większościowy był buddyzm, to zaanektowana zostałaby właśnie ta religia; oczywiście – dla własnych potrzeb tożsamościowych. Bo tu nie chodzi o wiarę w Boga, wiara ma znaczenie wtórne albo żadne. Bohaterscy "Inka" i "Zagończyk" nie zasłużyli sobie na taką atmosferę, w której czuć swąd nienawiści skrajnej, niszczącej…
I jeszcze wiersz. Dedykuję go tym wszystkim bliskim znajomym, których lubię, a którzy do tej pory (mam nadzieję, że tylko do tej pory) mówili coś tam o jakiejś symetrii, o jakichś dwóch plemionach siebie wartych, ustawiając się w ten sposób wygodnie w środku, w jakimś bliżej nieokreślonym trzecim plemieniu, które posiadło prawdę (niestety, ta prawda nas nie wyzwoli); którzy nieustannie mówią o jakiejś przesadzie w ocenach, bo przecież jeszcze możemy mówić, co nam się podoba; bo przecież demokracja jakoś działa. Przeczytajcie zatem ten wiersz. Uważam, że gdańska niedziela 28 sierpnia 2016 r. jest dniem przełomowym. Chciałbym się mylić.
Wiktor Woroszylski
PAŃSTWA FASZYSTOWSKIE
Niedługo po wojnie 1914–1918 w Europie powstały pierwsze
państwa faszystowskie W tych państwach
słońce wschodziło i zachodziło o normalnej porze opromieniając
dachy domostw i wzgórz zieloną spadzistość W oborach
łagodnie ryczało bydło Matki o świcie
budziły dzieci całując je w czoło Ojcowie wracając z pracy
ze znużeniem radosnym w kościach wdychali
dym domowego ogniska zaś po obiedzie
zasypiali w fotelu bądź też majsterkowali wytrwale bądź też
muzykowali z zapałem Dzieci
bawiły się w klipę w klasy i w chowanego Małym
dziewczynkom rosły piersi i dziewczynki z dnia na dzień
zamieniały się w duże dziewczyny wypełnione szeptem
szmerem jak drzewa w lesie chichotem nagłym na którego
dźwięk chłopcom zasychało w gardle W letnie wieczory
na firankach podświetlonych od wewnątrz schodziły się cienie
rozchodziły i znów schodziły miłośnie Zaś zimą
kochankowie łowili ustami parę z ust w ośnieżonych ogrodach
I jeszcze
można wspomnieć o kotach wyginających się w kabłąk o wróblach
wzlatujących nad jezdnią o staruszkach na przyzbie o kwiatach
ciętych i doniczkowych o pielęgniarkach
podających chorym termometr o ludziach z miotłą
zamiatających ulice O drewnie
rozsychającym się bruździe w polu wilgotnej wietrze
w zaroślach I jeszcze można
wiele wymienić zjawisk świadczących że
Albowiem nie było znaków na niebie komet żałobnych
wody w krew zamienionej krzaków płonących albowiem
życie biegło zwyczajnie więc naprawdę w państwach tych
wielu było
ludzi zwyczajnych i ludzi dobrych i takich którzy
nie wiedzieli o niczym i którym
nie przychodziło na myśl i którzy
nie czuli się współwinowajcami i którzy
nie mieli z tym nic wspólnego i którzy nawet
nie czytali gazet lub też czytali niedbale zajęci
myślami o tym że trzeba naprawić
przeciekający dach oddać
buty do szewca oświadczyć się wypić
kufel piwa wymieszać farby zapalić świeczkę i którzy
naprawdę nie dostrzegali strachu w oczach sąsiada nie
słyszeli drżenia w głosie pytającego o drogę nie
dostrzegali różnicy nie słyszeli
głosu w sobie albo skoro
domyślali się czegoś nie mogli nic zrobić i pocieszali się
mówiąc My przynajmniej
nie robimy nic złego żyjemy jak żyliśmy zawsze Co było prawdą
A jednak były to
państwa faszystowskie
Tekst pierwotnie opublikowany w Laboratorium WIĘZI - Laboratorium.wiez.pl - pod tytułem "Przyzwolenie jest!"
Ks. Andrzej Luter – duszpasterz, publicysta, doktor teologii ekumenicznej. Członek redakcji kwartalnika "WIĘŹ" i Zespołu Laboratorium WIĘZI. Aktywny duszpastersko w środowiskach dziennikarskich.