Komu innemu groziłaby depresja, bo ile razy można być tym drugim? Ale Peter Prevc zacisnął zęby, nie załamał się i wreszcie się doczekał – jest numerem jeden. Skacze w innej lidze, jak kiedyś Peterka, Hannawald, Ahonen, Małysz i do niedawna Stoch.
W Słowenii mówią o nim "człowiek bez układu nerwowego", bo stres nie jest jego wrogiem. Peter nie daje się sparaliżować, tylko robi swoje. Na chłodno – tak jak w środę w Bischofschofen, w ostatniej odsłonie Turnieju Czterech Skoczni.
W pierwszej serii skoczył najdalej. Prowadził, ale Severin Freund był tuż za nim. Od jednego skoku zależało zwycięstwo nie tylko w konkursie, ale w całym turnieju. Niemiec pierwszy usiadł na belce. Peter z góry skoczni widział, jak szybuje fenomenalnie daleko - 141 m. Lider był pod ścianą. Żeby zwyciężyć, musiał skoczyć co najmniej 140 m. Poleciał o 2,5 m dalej. Wygrał wieczór i jako drugi Słoweniec w historii – po Primożu Peterce – również cały TCS. W dodatku z rekordową liczbą punktów.
– Byłem tam, widziałem to na własne oczy. Stałem w pobliżu grupy słoweńskich kibiców z flagami, których w sumie przyjechało z 7 tys. Zdzierali gardła, żeby mu pomóc, gdy leciał. Był niesamowity wrzask, to było rewelacyjne uczucie. Jeśli dotąd nie był naszym bohaterem narodowym, to jest nim na pewno od środy – opowiadał Aljosa Zvirc, dziennikarz "Ekipy", sportowej gazety ze Słowenii, który do tej pory ma ciarki na plecach.
– On jest o krok przed wszystkimi. Co ja mówię, on jest 5-8 m przed konkurencją – taką laurkę po Bischofschofen wystawił nowemu królowi skoczni trener Niemców Werner Schuster, czyli przełożony jego największego rywala.
Wiecznie drugi
Prevc nie tylko zakończył siedmioletnią austriacką hegemonię w TCS, ale też mniej więcej w połowie wyścigu po Kryształową Kulę uzbierał już ponad 200-punktową przewagę nad Freundem. Wydaje się, że tym razem zwycięstwa nikt mu już nie odbierze. W końcu, bo dwa razy miał je na wyciągnięcie ręki. W 2014 r. przegrał nieznacznie z Kamilem Stochem. Rok później na koniec sezonu miał tyle samo punktów co Freund. Z Kryształowej Kuli cieszył się jednak Niemiec – zadecydowała liczba zwycięstw w poszczególnych konkursach.
Do Petera na dobre przylgnęła łatka "wiecznie drugiego". Wcześniej był wicemistrzem świata, wicemistrzem olimpijskim... – Nigdy nie dał tego po sobie poznać, a przecież ciągłe kończenie na drugim miejscu musi być dołujące. On się nie załamał, tylko robił wszystko, żeby być numerem jeden. Stopniowo, krok po kroku. Wiedział, że są lepsi od niego, dlatego robił wszystko, żeby się poprawić i ich pokonać. I zrobił to. On musiał w końcu zostać numerem jeden – chwali charakternego rodaka Zvirc.
Od trzech lat Prevc to również numer jeden w plebiscycie na Sportowca Roku w Słowenii. Po ostatnim popisie w najbliższej edycji nie powinno się nic zmienić.
Nigdy nie dał tego po sobie poznać, a przecież ciągłe kończenie na drugim miejscu musi być dołujące. On się nie załamał, tylko robił wszystko, żeby być numerem jeden. Stopniowo, krok po kroku
Aljosa Zvirc, dziennik "Ekipa"
Drugi Peterka im nie grozi
Na takiego skoczka Słowenia czekała dwie dekady. W połowie lat 90. poprzedniego wieku na skoczni rządził Peterka. Tyle że tak samo szybko wspiął się na szczyt, jak z niego spadł. Zdobył dwie Kryształowe Kule, wygrał Turniej Czterech Skoczni i sukces go przerósł. Na zgrupowaniach reprezentacji widziano go pijanego. Tak się nie dało daleko skakać. Przyszło załamanie nerwowe, Primoż wylądował w szpitalu psychiatrycznym i posypało mu się małżeństwo. Pomocną dłoń wyciągnęli do niego działacze. Od kilku lat jest asystentem trenera kadry w skokach, ale kobiet.
W Słowenii są pewni: Prevc nie będzie drugim Peterką. – Pamiętajcie, że Primoż wszedł do Pucharu Świata jako anonim i od razu zaczął wygrywać. Trwało to dwa sezony. Z Peterem jest zupełnie inaczej. Starał się i rozwijał. Potrzebował czterech, pięciu lat, żeby dobić do czołówki i pozostaje w niej od dwóch i pół sezonu. Sądzę, że trend się nie zmieni. Będzie na szczycie przez lata. Nie widzę możliwości, żeby powtórzył upadek Peterki. Myślę, że może osiągnąć jeszcze więcej niż on. Dla nas może jeszcze nie jest jak wasz Adam Małysz, bo Małysz był wielki, ale już jest jak Stoch w swoim najlepszym czasie. Moim zdaniem Peter będzie najlepszym skoczkiem, jakiego wydała na świat Słowenia – przekonuje Zvirc z "Ekipy".
Prevców trzech
Król Czterech Skoczni i – wszystko na to wskazuje – król całego sezonu pochodzi ze wsi. Dolenja Vas leży 50 km od stolicy, dwa domy na krzyż, kościół, malowniczy krajobraz. Ojciec jest właścicielem sklepu meblowego, matka bibliotekarką, ale w domu rządzą skoki. Peter to najstarszy z pięciorga rodzeństwa, ale ponoć największy talent ma 16-letni Domen, który już błysnął w tym sezonie – swoim debiutanckim w narciarskiej ekstraklasie. Z bratem zdominował podium w Engelbergu, gdzie Peter wygrał, a on był drugi. Dwa lata wcześniej światu zaprezentował się również trzeci z braci – Cene. Są jeszcze dwie siostry. Nika też skacze.
Peter pierwszy skok na nartach oddał na 25-metrowej skoczni Bregarca, która do dzisiaj stoi niedaleko domu Prevców. Miał dziewięć lat. Natomiast pierwsze ważne zwycięstwo odniósł w... Szczyrku, na Zimowym Festiwalu Młodzieży Europy w 2009 r. Rywalizowali z nim jeszcze m.in. Bułgar Władimir Zografski czy Austriak Thomas Diethart, a z naszych zawodników Grzegorz Miętus i Tomasz Byrt. Żaden nie zrobił takiej kariery jak ówczesny zwycięzca.
Matematyka, a nie religia
Prevc wcale nie jest tak głęboko wierzący, jak próbuje się to przedstawiać w Polsce. – Nie wiem, skąd macie takie informacje. Dla mnie to zupełna nowość. On nigdy nie mówił nic o swojej wierze, nie pamiętam takiego wywiadu. Dla mnie Prevc i zagorzała wiara to dwie różne sprawy – dziwi się słoweński dziennikarz.
Natomiast prawdą jest, że skoczek interesuje się nauką. Studiuje matematykę i fizykę. – To bardzo mądry gość, ponadprzeciętnie inteligenty. Dużo czyta. Może zainteresowaniem naukami ścisłymi należy tłumaczyć łatwość, z jaką potrafi pokonać opór powietrza, a w dodatku oddać technicznie perfekcyjny skok? – zastanawia się z przymrużeniem oka dziennikarz "Ekipy".