Najbardziej znany i utytułowany, obok Polańskiego, polski reżyser. Andrzej Wajda - najważniejszy reżyser tzw. polskiej szkoły filmowej, laureat honorowego Oscara za całokształt twórczości, czterokrotnie nominowany do tej nagrody, zdobywca Złotej Palmy, Europejskiej Nagrody Filmowej i dziesiątek innych nagród.
"Ludzie kochający kino uważają go za jednego z najważniejszych reżyserów w historii filmu. Próbując ukazać najjaśniejsze i najciemniejsze strony europejskiej duszy, zmuszał nas do refleksji nad siłą naszego własnego humanitaryzmu. Wajda należy do Polski, ale jego dzieła są częścią kulturalnego skarbu całej ludzkości. Przypomina nam, filmowcom, że historia może czasem żądać od nas odwagi. Że nasi widzowie mogą oczekiwać duchowego wsparcia. Że bywają sytuacje, w których trzeba zaryzykować własną karierę, aby bronić praw ludzi". Tak o polskim reżyserze, pisał jeden z największych amerykańskich filmowców - Steven Spielberg.
Cytowany fragment pochodzi z listu twórcy "Listy Schindlera" adresowanego do Amerykańskiej Akademii Filmowej, popierającego kandydaturę Andrzeja Wajdy do Nagrody Specjalnej Akademii, przyznanej w marcu 2000 roku.
Czy można wyobrazić sobie kino polskie bez Andrzeja Wajdy? Nie sposób. Trudno o twórcę bardziej wrośniętego w polską tradycję, kulturę, historię, w swoich filmach od ponad sześciu dekad opowiadającego o naszych skomplikowanych losach.
Po pierwsze: Polska
Kieliszki spirytusu płonące na barze, młoda dziewczyna i mężczyzna, półprzytomni ze zmęczenia, dochodzący do wylotu kanału do Wisły, natrafiający na kratę, długonoga blondynka w dżinsach, idąca energicznym krokiem długim korytarzem...Te sceny-symbole, fragmenty wybitnych filmów, funkcjonują w zbiorowej pamięci.
Twórczość Andrzeja Wajdy, mająca swoje korzenie w symbolizmie i polskim romantyzmie, jest jednocześnie próbą rozrachunku z mitami naszej świadomości narodowej. Rozprawia się z nimi zarówno w adaptacjach wielkich dzieł rodzimej literatury, jak i w filmach pokazujących zawirowania naszych teraźniejszych losów.
Urodzony 6 marca 1926 r. w Suwałkach reżyser, w wojnę wchodził jako 13-letni chłopiec. Odrobinę młodszy od "pokolenia Kolumbów", jako 16-latek wstąpił do AK, gdzie pełnił funkcję łącznika. Jego ojciec - zawodowy wojskowy - walczył we wrześniu 1939 r., a w 1940 r. trafił do niewoli radzieckiej. Dopiero wiele lat później wraz z matką i bratem dowiedzieli się, że został zamordowany w Katyniu.
Artystycznie uzdolniony, podczas okupacji kształcący się na tajnych kompletach, młody Andrzej Wajda rozpoczął w 1946 r. studia w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Przez jakiś czas związany był z grupą skupioną wokół Andrzeja Wróblewskiego. Rzucił jednak ASP i przeniósł się na wydział reżyserii łódzkiej Filmówki.
Jako samodzielny reżyser debiutował w 1954 r. "Pokoleniem" według prozy Bohdana Czeszki. Film jest odbiciem wersji historii obowiązującej na początku lat 50. Tymi sprawiedliwymi byli walczący z okupantem komuniści z Gwardii Ludowej, zaś żołnierze Armii Krajowej zostali pokazani jako niezdolni do czynu "burżuje". Film, mimo iż zrobiony wedle socrealistycznego wzorca, robił wrażenie nowym sposobem narracji i zupełnie inną, niż pełna teatralnej maniery, grą aktorską. Obsadzeni w głównych rolach Tadeusz Łomnicki, Tadeusz Janczar, Urszula Modrzyńska i Roman Polański, w przejmujący sposób pokazywali wewnętrzną przemianę bohaterów w obliczu wojny i śmierci. Zwrócił uwagę zachodnich krytyków i z czasem zyskał miano pierwszej części wojennej trylogii Wajdy.
Romantyk walczący z mitami
Kolejny obraz Wajdy "Kanał", oparty na zaadaptowanym na potrzeby scenariusza opowiadaniu Jerzego Stefana Stawińskiego, był już jednak w całości poświęcony walce żołnierzy AK podczas Powstania Warszawskiego. Opowiadał historię kompanii porucznika "Zadry", dla której jedynym ratunkiem jest przedostanie się do Śródmieścia kanałami.
Nie takiego filmu o powstaniu spodziewano się jednak, licząc na pomnik heroicznej walki. Tymczasem powolna, samotna śmierć wszystkich bohaterów po kolei, ukazywała ogrom tragedii zrywu zbrojnego mieszkańców stolicy, zadawała też pytanie o jego sens. Tym filmem Wajda rozpoczął debatę nad narodową tradycją martyrologiczną i polskim mesjanizmem. Zapoczątkował słynny nurt nazywany "polską szkołą filmową", w którym podstawą stał się gest odrzucenia romantycznej spuścizny na rzecz realizmu. Film zyskał wielki rozgłos na świecie i otrzymał Srebrną Palmę w Cannes. Chwalono nowatorska formę, wróżąc wielką karierę młodemu reżyserowi.
Dopełnieniem wojennej trylogii był najgłośniejszy z obrazów "Popiół i diament", adaptacja powieści Jerzego Andrzejewskiego, w której Wajda przesunął jednak akcenty. Głównym bohaterem uczynił nie komunistę Szczukę, ale byłego żołnierza Armii Krajowej Macieja Chełmickiego, granego przez Zbigniewa Cybulskiego. Jego sympatia była wyraźnie po stronie ludzi polskiego podziemia, co nie spodobało się władzom, w efekcie nie dopuszczono obrazu do udziału w konkursie głównym w Cannes. Film pokazano jednak poza konkursem na festiwalu w Wenecji, gdzie zdobył nagrodę FIPRESCI.
Film zaliczany jest do najwybitniejszych dzieł Wajdy. Pełen gorzkiej ironii, widocznej zwłaszcza w końcowej scenie, gdy Chełmicki ginie i umiera na śmietniku, co było odczytywane jako metafora żołnierza AK, wypchniętego na śmietnik historii. Wielka, życiowa kreacja Zbigniewa Cybulskiego, nazwanego potem "polskim Jamesem Deanem", i najbardziej chyba znana na świecie scena z filmu Wajdy, w której zapala on kieliszki ze spirytusem, mające symbolizować zmarłych na wojnie przyjaciół, zapewniły obrazowi nieśmiertelność.
Wszystko, co kocham
W następnych latach Andrzej Wajda kręcił bardzo różne filmy. Zarówno kino kameralne - w 1968 r. powstał najbardziej osobisty z jego filmów "Wszystko na sprzedaż" - jak też epickie, chociażby "Popioły". Ten pierwszy pomyślany był jako hołd złożony tragicznie zmarłemu Cybulskiemu, ale okazał się ostatecznie obrazem autobiograficznym, gdzie w roli reżysera wystąpił Andrzej Łapicki. Wajda pokazał fobie i obsesje nękające filmowych twórców, ich słabości - zazdrość, narcyzm i strach przed ośmieszeniem się, ale równocześnie solidarność ludzi połączonych na planie filmowym wspólnym celem.
Najpierw jednak powstał film zrealizowany w oparciu o scenariusz napisany wspólnie z Jerzym Skolimowskim "Niewinni czarodzieje", pokazujący w nieco teatralnej konwencji miłosny flirt pomiędzy parą, która spędziła ze sobą tylko jedną noc. W głównych rolach wystąpili Tadeusz Łomnicki i piękna amatorka Krystyna Stypułkowska. Ze względu na swobodę obyczajową i "zakazaną" w PRL-u jazzową muzykę Krzysztofa Komedy, film wywołał kontrowersje. Choć sam Wajda go nie lubi, uważając za nazbyt teatralny, jest to dzieło niezwykle oryginalne, kompletnie inne od wszystkich filmów reżysera, dowcipne, pełne polotu, zniewalające. Także wielki Martin Scorsese uważa film "za jedno z największych arcydzieł polskiej kinematografii" i przed rokiem prezentował go w Ameryce w ramach festiwalu "Martin Scorsese Presents: Masterpieces of Polish Cinema".
W 1965 r. Wajda porwał się na ekranizację "Popiołów", powieści Stefana Żeromskiego o tym samym tytule. Ciężka do przeniesienia na ekran powieść-panorama, rezygnująca z tempa i akcji na rzecz epickiego zobrazowania życia narodu, należy chyba do niewielu dzieł reżysera, które nie wytrzymały próby czasu, mimo świetnej obsady aktorskiej, wspaniałych kostiumów, scenografii i imponujących scen bitew.
W głównej roli impulsywnego szlachcica, Rafała Olbromskiego, który zaciąga się do armii napoleońskiej , wystąpił Daniel Olbrychski. Partnerowali mu m.in. Pola Raksa i Beata Tyszkiewicz, wówczas chyba najpiękniejsze polskie aktorki, ponadto Piotr Wysocki i Władysław Hańcza. Film wywołał wielką dyskusje o tzw. bohaterszczyźnie, tj. zbędnym poświęcaniu się w sytuacji, gdy korzyści z niego są niewielkie. Wajda, podobnie jak w przypadku pierwszych swoich filmów, zrealizowanych w ramach szkoły polskiej, znów demitologizował naszą przeszłość.
Cudowne lata 70. i romans z Iwaszkiewiczem
Wydaje się, iż lata 70. to najbardziej twórczy okres w artystycznym życiu Andrzeja Wajdy. Miał już wtedy ugruntowana pozycję jednego z najciekawszych europejskich reżyserów, na koncie mnóstwo nagród, a przed sobą dwie nominacje do Oscara. Wtedy też powstają w efekcie współpracy z Jarosławem Iwaszkiewiczem dwa wybitne filmy: "Brzezina" i później "Panny z Wilka", przez wielu uważane za najdoskonalszy obok "Ziemi obiecanej" obraz polskiego reżysera. Dalszą współpracę artystów przerwała nagła śmierć Iwaszkiewicza w 1980 roku.
"Brzezina"- opowiadanie wręcz wzorcowe dla twórczości Iwaszkiewicza, w którym spotykają się Eros i Tanatos - bóg miłości i bóg śmierci, Wajda przeniósł na ekran, wykorzystując swój malarski talent i zmysłowość prozy pisarza. Akcja toczy się w latach 20. ubiegłego wieku. Do mieszkającego w leśniczówce Bolesława (Olbrychski) przyjeżdża chory na gruźlicę brat Stanisław, by spędzić tam ostatnie miesiące życia. Bolesław - wdowiec, mieszający sam z córką, nie akceptuje ekstrawaganckiego stylu życia Stanisława. Między braćmi rozpoczyna się rywalizacja o piękną Malinę – wiejską dziewczynę, mieszkającą obok. To film zmysłowy i pełen liryzmu, wyróżniający się też niezwykłą wizją plastyczną. "Brzezina" zdobyła m.in. Złoty Medal na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Moskwie.
Drugie dzieło duetu Iwaszkiewicz - Wajda powstało w 1979 r. a reżyser zdobył za nie drugą po "Ziemi obiecanej" nominację do Oscara. Mowa oczywiście o "Pannach z Wilka" - nostalgicznej opowieści o przemijaniu, tęsknocie za młodością, pierwszymi uniesieniami. Główny bohater, 40-letni Wiktor (ponownie Olbrychski), odwiedza Wilko, majątek, w którym spędzał młodość w towarzystwie miejscowych panien. Miejsce to kojarzy mu się z pierwszymi fascynacjami miłosnymi i liczy na to, że zdoła wskrzesić dawne porywy serca.
Okazuje się to jednak niemożliwe, dawne panny są w większości mężatkami, mają życie pełne dramatów, on zaś, wypatrując przeszłości, nie zauważa, że staje się obiektem wielkiego zainteresowania najmłodszej z sióstr. Wyjeżdża z poczuciem żalu i niespełnienia, dopiero wówczas, gdy omal nie dochodzi do wielkiej tragedii. Iwaszkiewicz tłumaczył, że napisał opowiadanie o pamięci, która niweczy teraźniejszość, Wajda zaś w genialny sposób przeniósł to na ekran. Film jest wielkim popisem kobiecego kwartetu: Anna Seniuk, Maja Komorowska, Krystyna Zachwatowicz i Stanisława Celińska.
Ziemia nominowana
Pomiędzy tymi dwoma filmami Wajda zdążył jeszcze nakręcić ten najwybitniejszy - "Ziemię obiecaną", jedno z największych dzieł w historii naszego kina. Historię przyjaźni Polaka, Niemca i Żyda, którzy łączą się w sprawach wspólnego interesu, przeniósł na ekran w 1974 roku. Muzykę do filmu napisał Wojciech Kilar, zdjęcia z kolei były dziełem Witolda Sobocińskiego.
Rzadko zdarza się, że film dorównuje literackiemu pierwowzorowi. Tymczasem Wajdzie udała się rzecz niezwykła - przebił je złożonością swojego dzieła, dodając mu znaczeń i możliwości interpretacji. Przede wszystkim uczynił trzech swoich bohaterów (Olbrychski, Pszoniak i Seweryn) znacznie bardziej wyrazistymi niż w powieści Reymonta. Pokazał dosadniej ich przemianę i to, jak rezygnując z młodzieńczych ideałów, a nawet z miłości, dla zdobycia fortuny przekraczają kolejne granice. Jak chęć posiadania każe im posuwać się do czynów, na które sami patrzą z niesmakiem.
Kolejnym, osobnym bohaterem, Wajda uczynił też Łódź - tętniące życiem, groźne miasto, które wyciąga swoje macki po ofiary. Wpada w nie pracujący w urągających bezpieczeństwu warunkach robotnik, czy dziewczyna wykorzystywana przez pracodawcę, który zwolni ją, jeśli odmówi. Miasto - ziemia obiecana malowane piórem Wajdy, to najprawdziwszy potwór.
Nieco wcześniej niż "Ziemię obiecaną", Wajda nakręcił "Wesele" według dramatu Stanisława Wyspiańskiego, któremu również należałoby poświęcić osobny rozdział. Zmysł plastyczny i malarskie umiejętności reżysera raz jeszcze okazały się nie do przecenienia podczas adaptacji młodopolskiego dzieła.
Mateusz Birkut i wielka polityka
Po wielkim sukcesie "Ziemi obiecanej" (film był o krok od Oscara i - jeśli wierzyć kuluarowym doniesieniom - przegrał nieznaczną ilością głosów), w 1975 r. nastąpił zwrot w twórczości reżysera. Wajda, dotychczas unikający otwartego konfliktu z władzą komunistyczną, wystąpił wraz z Krzysztofem Zanussim na Forum Filmowców w Gdańsku, zarzucając decydentom brak swobody twórczej.
Zdaniem artystów to skłaniało młodych twórców do zajęcia się tematyką historyczną zamiast współczesną. By udowodnić, że czas to zmienić, sam zaczął prace nad zapomnianym scenariuszem Aleksandra Ścibora-Rylskiego "Człowiek z marmuru". Jego bohaterką jest młoda studentka reżyserii (debiutująca na ekranie Krystyna Janda), która odkrywa mroczną prawdę o zapomnianym przodowniku pracy z lat 50. Dociera do jego dawnych znajomych, byłej żony, a wreszcie odnajduje jego syna, który odkrywa przed nią dramatyczną historię. Obraz nagrodzony w Cannes przez FIPRESCI stanowił manifest kina moralnego niepokoju. W kinach pojawił się dzięki wstawiennictwu ówczesnego ministra kultury Józefa Tejchmy, który cenił dorobek Wajdy.
Wówczas Wajda nie przypuszczał jeszcze, że jego opowieść będzie mieć ciąg dalszy. Na swojej stronie internetowej, tłumacząc motywy kontynuacji losów rodziny Birkutów, napisał:
"W Stoczni im. Lenina w Gdańsku trwały już od jakiegoś czasu rozmowy robotników z rządem, ale do Warszawy docierały początkowo tylko strzępy informacji. Stowarzyszenie Filmowców, którego byłem prezesem, wywalczyło w tym czasie prawo notowania ważnych wydarzeń historycznych dla celów archiwalnych i grupa filmowców była już w stoczni. Robotnicza straż przy bramie rozpoznała mnie od razu, a w drodze na salę obrad jeden ze stoczniowców powiedział: - Niech pan zrobi film o nas. - Jaki? - Człowiek z żelaza! - odpowiedział mi bez namysłu. Tego wezwania nie mogłem zignorować.
I tak w styczniu 1981 r. ruszyły zdjęcia do "Człowieka z żelaza", który opisywał przebieg wydarzeń sierpnia 1980 roku. Ścibor-Rylski napisał scenariusz, który stanowił kontynuację wydarzeń z "Człowieka z marmuru", kończący się podpisaniem porozumienia między strajkującymi a komunistami. Oprócz Jerzego Radziwiłłowicza i Krystyny Jandy w filmie wystąpili między innymi Lech Wałęsa i Anna Walentynowicz, wówczas jeszcze w przyjaźni. Obraz przyjęto entuzjastycznie. Krytycy docenili prócz świetnej gry aktorów płynne połączenie paradokumentalnych ujęć z epicką fabułą. Film nominowano do Oscara; wcześniej przyznano mu Złotą Palmę w Cannes.
Niebawem reżyser wyjechał do Francji, gdzie nakręcił "Dantona" z Gerardem Depardieu w roli głównej, opartą na sztuce Stanisławy Przybyszewskiej opowieść o narodzinach totalitaryzmu. Za osadzony w czasach Wielkiej Rewolucji Francuskiej film odebrał nagrodę Cezara.
Lata 90., czyli nieudany dialog z widzem
Lata 90. to czas wielkich przemian w kraju i powszechny problem polskich reżyserów z robieniem kina w warunkach wolności. Wajda na próżno usiłował wejść w dialog z publicznością, która w 90. latach dość obojętnie przyjmowała jego kolejne obrazy, podobnie jak i część krytyki. Wyjątkiem był biograficzny "Korczak" (1990), dramatyczna historia legendarnego nauczyciela i pedagoga Janusza Korczaka, toczącego bohaterską walkę o ocalenie 200 swoich małych podopiecznych z warszawskiego getta oraz wywiezieniem do obozu zagłady w Treblince.
Do wątków wojennych powrócił w "Wielkim Tygodniu" (1995) według opowiadania Jerzego Andrzejewskiego i w "Pierścionku z orłem w koronie". Wybitny historyk kina Jerzy Płażewski określił ten drugi film, będący próbą nieudanego dyskursu z "Popiołem i diamentem", jako "prawdziwy koniec szkoły polskiej".
Jeszcze większą pomyłką okazała się przeniesiona na ekran przez Wajdę popularna powieść współczesna "Panna Nikt" Tomka Tryzny (1996). To charakterystyka mentalności współczesnego, młodego Polaka, ale również studium dorastania. Film zupełnie nie przypominał głośnego oryginału, a przy tym reżyser zmienił zakończenie, przez co obraz ma całkowicie inną wymowę.
Wielkim powrotem Wajdy była ekranizacja "Pana Tadeusza" - rzecz wydawałoby się niemożliwa, w przypadku dzieła napisanego trzynastozgłoskowcem. Film obejrzało ponad 6 mln widzów, zdobył też sześć Polskich Orłów.
Katyń, czyli w imię Ojca
Na początku obecnego wieku Wajda raz jeszcze powrócił do klasyki wielkiej literatury, kręcąc "Zemstę" Aleksandra Fredry.
W 2007 roku reżyser pokazał film "Katyń", który przełamywał istniejące dotąd w polskiej kinematografii milczenie w sprawie zbrodni katyńskiej. Chciał w ten sposób uczcić pamięć ojca zamordowanego w Charkowie. Nakręcona za 15 milionów złotych produkcja traktowała o losach polskich oficerów pojmanych przez władze radzieckie oraz ich rodzin, nie pomijając jednak represji stosowanych przez hitlerowców na zachodzie Polski. Punktem wyjścia była powieść "Post mortem" Andrzeja Mularczyka, a najważniejsze role zagrali: Danuta Stenka, Andrzej Chyra, Maja Ostaszewska, Magdalena Cielecka i Artur Żmijewski.
Polskich krytyków poruszyły wstrząsające sceny mordu na polskich oficerach i osobisty ton reżysera. Recenzje obrazu nie były jednak entuzjastyczne. Błędem było dość pobieżne potraktowanie losów pojedynczych postaci, z którymi widz nie miał szans się zidentyfikować. Natomiast za granicą przyjęto film bardzo dobrze. Obraz był nominowany do Oscara.
Rok później Wajda znowu wrócił do kameralnego kina, kręcąc zaadaptowany przez Olgę Tokarczuk "Tatarak" według opowiadania Iwaszkiewicza. Film z Krystyną Jandą w głównej roli opowiada o starzejącej się kobiecie, śmiertelnie chorej na raka, która przeżywa fascynację młodym chłopcem. Wplecione zostały do niego osobiste monologi aktorki dotyczące śmierci jej męża, operatora filmowego Edwarda Kłosińskiego, z którym Andrzej Wajda współpracował przy wielu swoich poprzednich obrazach. Rozważania o śmierci łączyły się tu z próbą pokazania umowności sztuki filmowej, która nie jest w stanie w pełni oddać rzeczywistości. "Tatarak "został uhonorowany nagrodą FIPRESCI oraz Nagrodą im. Alfreda Bauera, przyznawaną reżyserom, którzy wyznaczają nowe trendy.
Lech Wałęsa czyli historia raz jeszcze
Do filmu o Lechu Wałęsie Andrzej Wajda przymierzał już od dawna. W 2008 roku ocenił w rozmowie z TVN24, że mogłaby to być trzecia część cyklu, na który składają się "Człowiek z marmuru" i "Człowiek z żelaza". I wyjaśniał: "Od dawna się zabieram do takiego filmu. Po tamtych dwóch, po człowieku z marmuru i z żelaza, teraz chyba powinien być człowiek nadziei. To byłoby dobre określenie dla Lecha Wałęsy, bo on dał mnie osobiście, a myślę że nie tylko mnie, wielką nadzieję".
Wajda zawsze czuł się w obowiązku manifestować solidarność z Lechem Wałęsą. Obawiano się więc, że film będzie hołdem złożonym "Wielkiemu Przywódcy" przez reżysera. Tak się nie stało. Wajda nie ukrył niewygodnych faktów z biografii Wałęsy, choć odhaczał kolejne zdarzenia w jego biografii trochę jak w akademickim podręczniku.
Ramą fabularną jest wywiad przeprowadzony z Wałęsą przez Orianę Fallaci w 1981 roku. Wałęsa przyjmuje włoską dziennikarkę u siebie w Gdańsku i zdradza kolejne szczegóły z barwnej przeszłości. Widzimy go, jak aresztowany przez SB podpisuje świstek, by zdążyć na porodówkę, potem spotykamy go podczas strajku w stoczni, potem w trakcie kolejnych pobytów w areszcie, w końcu – podczas obrad Okrągłego Stołu. Wajda ma niesamowitą intuicję, gdy mowa o obsadzaniu aktorów. Robert Więckiewicz nie gra Wałęsy, on nim po prostu jest. W gestach, sposobie mówienia, poruszania się, do złudzenia przypomina przywódcę Solidarności.
W jednej ze scen Wałęsa odbiera ulotkę od bohaterów dwóch poprzednich filmów - "Człowieka z marmuru" i "Człowieka z żelaza" - Macieja i Agnieszki Tomczyków. Obrazowi brakuje jednak sporo do "rewolucyjnego" klimatu tamtych filmów. - W swym filmie chciałem pokazać Lecha Wałęsę z najpiękniejszych chwil. Zrobiłem dokładnie taki film, jaki chciałem - mówił przed premierą filmu reżyser w "Kropce nad i".
W najnowszym swoim filmie Wajda znowu cofa się o parę dekad, do lat 50. ubiegłego wieku, w czas głębokiego stalinizmu. Do lat, gdy kręcił swoje pierwsze filmy. I choć Władysław Strzemiński, bohater "Powidoków" to malarz, i sam od polityki stroni, Wajda mówi wprost: "To będzie film polityczny o artyście, który wchodzi w konflikt z władzą i zostaje usunięty z uczelni pod zarzutem "nierespektowania norm doktryny realizmu socjalistycznego". Broni się do samego końca i nie odpuszcza, mimo nędzy i upokorzeń".
Maria Janion napisała kiedyś, że Wajda, nawet opowiadając o odległej historii, zawsze patrzy w przyszłość. Dlatego jego filmy są zrozumiałe dla kolejnych pokoleń widzów.