Najpierw miał mieć 9 metrów wysokości, potem 15 metrów, w końcu 24 metry. Mur na granicy z Meksykiem rósł wraz szansami wyborczymi obecnego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Rosły też jego koszty. Najpierw była mowa o czterech miliardach dolarów, potem o ośmiu, a obecnie o 12 miliardach dolarów, choć tak naprawdę nikt nie potrafi tego do końca oszacować. Jeśli mur w ogóle powstanie, będzie największą i najbardziej skomplikowaną inwestycją wszech czasów.
- Zbuduję wielki, wielki mur na naszej południowej granicy. I sprawię, że Meksyk zapłaci za ten mur. Zważcie moje słowa - tak mówił Donald Trump w lipcu 2015, półtora roku przed wyborami prezydenckimi. Obietnica budowy wielkiej bariery na południowej granicy USA szybko przysporzyła mu rzesze zwolenników. Kandydat Partii Republikańskiej na kolejnych wiecach wracał do tematu muru. A ten rósł na oczach wyborców.
Czy mur powstanie? To wciąż nie jest przesądzone. Jego budowę co prawda zatwierdził dekret wydany w styczniu przez wybranego już prezydenta, ale dokument to de facto tylko zestaw instrukcji dla sekretarza ds. bezpieczeństwa krajowego Johna Kelly’ego. Amerykańska opinia publiczna wciąż nie wie, jak wielki będzie mur, kiedy zostanie zbudowany i kto za niego zapłaci . Dekret daje administracji 180 dni na opracowanie studium wykonalności projektu.
Donald Trump nie jest pierwszym politykiem, który postanowił odgrodzić Stany Zjednoczone od Meksyku. Rozciągająca się od Pacyfiku po Zatokę Meksykańską granica ma długość około 3200 kilometrów. Potężną jej część wyznacza rzeka Rio Grande. Tam, gdzie naturalnej bariery nie stanowi woda, tuż po I wojnie światowej Amerykanie zaczęli stawiać pierwsze ogrodzenia. Płotów przybywało też w latach 40. Powodem była nie imigracja, ale ekologia. Meksykańskie krowy zadeptywały amerykańskie parki narodowe położone wzdłuż pasa granicznego, a farmerzy skarżyli się, że bydło z Meksyku przenosi na ich stada liczne choroby.
W drugiej połowie XX wieku dramatycznie zaczął narastać problem masowej emigracji zarobkowej z Meksyku do Stanów Zjednoczonych. W latach 90., za prezydentury George'a Busha seniora, w Kalifornii powstało 100 kilometrów ogrodzenia, które ciągnie się od Pacyfiku w głąb lądu. Straż graniczna nazywa ten fragment granicy "sektorem San Diego". Za prezydentury Billa Clintona ogrodzenie zostało przedłużone o kolejnych 20 kilometrów. Prywatne płoty zaczęli stawiać właściciele gruntów w Arizonie, Nowym Meksyku i Teksasie.
Choć straż graniczna alarmowała, że bez zwiększonej liczby patroli żadne ogrodzenie nie powstrzyma nielegalnych imigrantów, to faktem stała się moda na odgradzanie się od południowego sąsiada. Do dziś na całej długości amerykańskiej granicy powstało około 700 kilometrów płotu. To efekt podpisania przez George'a W. Busha "Secure Fence Act", czyli "Ustawy o płocie bezpieczeństwa". Na jej mocy Kongres przeznaczył 2,3 miliarda dolarów na budowę płotu granicznego. Co ciekawe, przeciwko "Secure Fence Act" nie protestowali Barack Obama i Hillary Clinton, którzy tak zaciekle krytykują dziś antyimigracyjne pomysły Trumpa.
Budowa płotu na mocy "Secure Fence Act" zrodziła ogromną listę problemów, na którą natrafią konstruktorzy "Wielkiego Muru". Ogrodzenia po prostu nie wszędzie dało się postawić. Najpotężniejszą barierą okazała się natura: potężne masywy górskie w rejonie Coronado National Forest czy ruchome piaski słynnych wydm Algodones. W rejonie rzeki Rio Grande stawianie jakichkolwiek konstrukcji jest niebezpieczne dla rejonów przygranicznych. Amerykańscy inżynierowie uznali, że ogrodzenie postawione w okolicy koryta rzeki może stanowić rodzaj tamy, a to grozi niekontrolowaną powodzią. Z tego powodu już w 1970 roku USA i Meksyk podpisały umowę, która zakazuje obu stronom budowy czegokolwiek, co mogłoby zakłócić naturalny przebieg rzek granicznych.
Problemem równie wielkim jak natura okazały się kwestie własności gruntów. 66 procent terenów wzdłuż granicy z Meksykiem nie należy do rządu federalnego. Ich właścicielami są władze poszczególnych stanów lub osoby prywatne. Dodatkowo ponad 100 kilometrów granicy leży na terenie indiańskiego rezerwatu Tohono O’odham. Aby w pełni przeprowadzić projekt "Wielkiego Muru", administracja Trumpa musiałaby dokonać serii wywłaszczeń. Koszty tak wielkiej operacji (zapewne wielomiliardowe) są trudne do oszacowania.
Dużo łatwiej policzyć koszty samej konstrukcji budowli. Pokusiła się o to najbardziej prestiżowa uczelnia techniczna świata, Massachusetts Institute of Technology. Tuż przed amerykańskimi wyborami na łamach jej periodyku "Technology Review" pojawił się tekst, któredo autor wykazał, że mur mógłby kosztować nawet 40 miliardów dolarów! I to przy założeniu, że konstrukcja miałaby tylko 1000 mil długości, a naturalnym przedłużeniem "Wielkiego Muru" byłaby rzeka Rio Grande. Autor opracowania Konstantin Kakaes wylicza: „Koszt zużytego betonu to 9 miliardów dolarów. Koszt stali zbrojeniowej to 4,6 miliarda dolarów. Doświadczenie inżynierów budujących autostrady i inne wielkie projekty infrastrukturalne pokazuje, że koszt robocizny jest zawsze dwa, trzy razy wyższy od kosztów materiałowych. To sprawia, że całkowity koszt muru wyniósłby 27-40 miliardów dolarów”.
Ogrom przedsięwzięcia już w 2015 roku nakreślił nowojorski inżynier Ali Rhuzkan dla periodyku "The National Memo”. Obliczył, że przy budowie muru trzeba byłoby zużyć trzy razy więcej betonu niż przy konstrukcji słynnej Tamy Hoovera, która jest jak do tej pory największą inwestycją w historii USA.
- Objętość tego muru byłaby większa od sześciu piramid w egipskiej Gizie. Ilość betonu wystarczyłaby do wybudowania drogi z Nowego Jorku do Los Angeles, która przebiegałaby dookoła kuli ziemskiej. Byłoby to równie przydatne jak sam mur - pisał Rhuzkan.
Przypomniał też, że budowa muru byłaby przede wszystkim potężnym przedsięwzięciem logistycznym, bo pas graniczny to w większości pustkowia. - Mężczyźni i kobiety pracujący przy konstrukcji muru muszą dostać wodę, jedzenie, nocleg, toalety, sprzęt bhp, środki transportu, opiekę medyczną. Najczęściej będą pracować setki kilometrów od najbliższej miejscowości. Oczywiście znajdą się ludzie do takiej pracy, pytanie brzmi: za jakie pieniądze? - zastanawiał się inżynier.
Na pytania czytelników dotyczące muru spróbował odpowiedzieć tygodnik "The Economist". Opublikował szacunki firmy doradczej Bernstein. Wynika z nich, że stosunkowo najmniej administracja Trumpa musiałaby wydać na materiały budowlane. Zakładając, że mur będzie miał tysiąc mil (1600 kilometrów) długości i 40 stóp (12 metrów) wysokości potrzeba byłoby wyprodukować beton za 711 milionów dolarów i cement za 240 milionów. Wliczając siłę roboczą, całkowity koszt muru - według wyliczeń gazety - wahałby się między 15 miliardami a 25 miliardami dolarów.
Ten rachunek może okazać się zaniżony, bo firma Bernstein założyła, że jednym z głównych dostawców materiałów budowlanych byłaby firma Cemex, potentat budowlany z Meksyku. A Donald Trump już udowodnił, że chce, aby amerykańskie inwestycje były budowane z amerykańskich materiałów. Kiedy dowiedział się, że rury do budowy planowanych gazociągów powstają poza USA, nakazał ręczne naniesienie zmian w umowach.
Administracja Trumpa niechętnie odnosi się do wyliczeń przedstawianych w mediach. Na pewno w kosztach budowy nie chcą partycypować - tak jak chciałby Trump - Meksykanie. Ich bohaterem narodowym z miejsca stał się były prezydent Vicente Fox, który bez pardonu zapowiedział:„Nie zapłacę za ten p…ny mur".
Rzecznik Białego Domu Sean Spicer twierdzi, że jedną z możliwości finansowania muru jest wprowadzenie dwudziestoprocentowego cła na towary sprowadzane z Meksyku. Miałoby to dać 10 miliardów dolarów rocznie, które przeznaczone zostałyłyby na wielka budowę. Wielu ekonomistów puka się w czoło, bo taki krok byłby dla Amerykanów gospodarczym strzałem w stopę.
Zupełnie odrębną kwestią jest to, czy „Wielki Mur” Trumpa faktycznie może pomóc w ograniczeniu nielegalnej imigracji z Meksyku. Nowy prezydent jest w tej kwestii pod pręgierzem krytyki nawet ze strony Partii Republikańskiej. Partyjne zaplecze Trumpa chce, żeby Kongres przeznaczył na realizację sztandarowej obietnicy prezydenta około 12 miliardów dolarów. Republikański Kongresmen Will Hurd, były oficer CIA z Teksasu (to na ten stan przypada ponad 800 mil granicy z Meksykiem) uważa, że te pieniądze lepiej przeznaczyć na straż graniczną. - Każdy fragment granicy to osobne wyzwanie: geograficzne, kulturowe czy technologiczne. Najlepiej stawić im czoła elastycznie podchodząc do każdego problemu z osobna, dając odpowiednim służbom odpowiednie środki - dowodzi Hurd.
Jednym z największych przeciwników i prześmiewców idei muru jest komik John Oliver, który przypomina, że połowa nielegalnych imigrantów dostała się do Ameryki legalną drogą - przez przejścia graniczne i porty lotnicze. Po prostu wjechali dzięki wizom i zostali w Ameryce, kiedy upłynął ich termin. Znany z ciętego języka Oliver sens budowania muru podsumowuje malowniczym porównaniem: To jak założenie prezerwatywy, żeby chronić głowę przed wszami. Można to zrobić. Ale z pewnością to nie pomoże.