Najpotężniejszy kraj na świecie wybrał prezydenta. 70-letni miliarder i celebryta Donald Trump przez najbliższe cztery lata będzie rządził Stanami Zjednoczonymi. Więcej Amerykanów zagłosowało na Hillary Clinton, ale to jego wskazali elektorzy. Jakim będzie prezydentem?
Pierwszy był republikański senator z Teksasu Ted Cruz. W 30-sekundowym wideo zamieszczonym na Twitterze 23 marca 2015 r. poinformował, że chce być prezydentem.
W sumie o nominację prezydencką Partii Republikańskiej ubiegało się rekordowo wielu kandydatów – aż 17, m.in. senator z Florydy Marco Rubio, emerytowany neurochirurg Ben Carson, były gubernator Florydy oraz brat i syn prezydentów USA Jeb Bush, gubernator Ohio John Kasich czy wreszcie deweloper i celebryta Donald Trump. Ten ostatni o zamiarze wystartowania w wyborach poinformował 16 czerwca 2015 r. w czasie konferencji prasowej w Trump Tower w Nowym Jorku.
U demokratów kandydatów było znacznie mniej. Poza Hillary Clinton, która ogłosiła start w wyborach 12 kwietnia w nagraniu zamieszczonym w serwisie YouTube, zamiar kandydowania ogłosiły jeszcze cztery osoby. Najpoważniejszym rywalem żony byłego prezydenta USA w wyścigu o nominację był Bernie Sanders, senator z Vermont.
Z kolei przedstawicielka Partii Zielonych, Jill Stein rozgłos zdobyła dopiero, kiedy z przeprowadziła zakończoną wielkim sukcesem zbiórkę pieniędzy na ponowne przeliczenie głosów oddanych w wyborach prezydenckich w trzech stanach. Z ramienia Partii Konstytucyjnej wystartował jeszcze Darrell Castle, a jako kandydat niezależny – Evan McMullin.
Superwtorek
Prawybory prezydenckie, czyli tzw. superwtorek, odbyły się 1 marca 2016 r. dla obu partii jednocześnie w 11 stanach: Alabamie, Arkansas, Kolorado, Georgii, Massachusetts, Minnesocie, Oklahomie, Tennessee, Teksasie, Vermont, Wirginii. Dodatkowo republikanie głosowali na Alasce i w Wyoming, a demokraci na Samoa Amerykańskich.
Niekwestionowanymi zwycięzcami okazali się Hillary Clinton (Partia Demokratyczna) i Donald Trump (Partia Republikańska). Oboje wygrali w siedmiu stanach. Demokrata Bernie Sanders wygrał w czterech, a republikanie Red Cruz i Marco Rubio odpowiednio w trzech i jednym stanie.
Wiceprezydent
Jednym z ważniejszych momentów kampanii jest wskazanie przez kandydata potencjalnego wiceprezydenta. W 2016 r. pierwszy zrobił to Donald Trump, który jako swojego running mate wskazał konserwatywnego gubernatora Indiany Mike'a Pence'a. Zdaniem komentatorów wybór Pence'a obliczony był na zjednoczenie Partii Republikańskiej, której członkowie mocno pozostawali podzieleni ws. kandydatury Donalda Trumpa.
Pence to polityk z dużym doświadczeniem – przez dekadę zasiadał w Izbie Reprezentantów, od 2013 r. był gubernatorem Indiany. Uchodził za ultrakonserwatystę, zwłaszcza w sprawach społecznych. Wyszydzano go za to, że nie wierzył w szkodliwość palenia papierosów, w ewolucję i ma osobliwe poglądy na temat zmian klimatu.
Hillary Clinton – podobnie jak Trump – o swoim wiceprezydencie poinformowała na Twitterze. Wskazała na senatora z Wirginii Tima Kaine'a. "Tim Kaine jest niepoprawnym optymistą, który wierzy, że nie ma problemu, którego nie można rozwiązać" – zachwalała swojego kandydata Clinton. Kaine to absolwent Harvardu, członek senackiej komisji spraw zagranicznych, w latach 2006–2010 gubernator Wirginii. Jest gorącym zwolennikiem moratorium, jednak mimo zdecydowanego sprzeciwu wobec kary śmierci jako gubernator zezwolił na wykonanie łącznie 11 egzekucji, odrzucając prośby skazanych o łaskę.
Wstrząsem dla kampanii demokratów było opublikowanie przez demaskatorski portal WikiLeaks tysięcy maili wykradzionych z demokratycznych serwerów pocztowych. Na trzy dni przed konwencją wyborczą tej partii w internecie pojawiło się ok. 19 tys. partyjnych wiadomości wymienianych pomiędzy siedmiorgiem kluczowych osób w Krajowym Komitecie Partii Demokratycznej (władze partii) pomiędzy styczniem 2015 a majem 2016.
Z maili wynikało, że szefostwo partii, choć oficjalnie mówiło o neutralności, to zakulisowo faworyzowało kampanię Hillary Clinton i próbowało dyskredytować Berniego Sandersa. Szefowa Krajowego Komitetu Partii Demokratycznej (DNC) Debbie Wasserman Schultz podała się do dymisji jeszcze przed konwencją. Po niej z pracy zrezygnowało jeszcze troje członków kierownictwa DNC.
Odpowiedzialność za wyciek maili wziął haker Guccifer 2.0. Trzy dni po opublikowaniu maili, 25 lipca 2016 r. śledztwo wszczęła CIA. 6 listopada WikiLeaks wypuścił kolejnych ponad 8 tys. maili, tym razem ze skrzynek mailowych najbliższych współpracowników Clinton.
Nominacja
Z powodu opublikowania maili konwencja partyjna demokratów przebiegała w burzliwej atmosferze, przy zdecydowanych protestach zwolenników Sandersa – choć Hillary Clinton już na początku czerwca 2016 r. zdobyła liczbę delegatów zapewniającą jej partyjną nominację demokratów. Mimo to jej główny rywal do ostatniego głosowania w prawyborach nie wycofał się z formalnego wyścigu o nominację.
Na konwencji zwołanej w dniach 25–28 lipca 2016 r. delegaci potwierdzili, że kandydatem partii na prezydenta USA będzie była sekretarz stanu i żona byłego prezydenta USA, Hillary Clinton. Amerykanka zdobyła 59,67 proc. głosów. Bernie Sanders zyskał 39,16 proc. głosów.
Tym samym Clinton stałą się pierwszą kobietą z partyjną nominacją w kampanii prezydenckiej. Kobieta prezydentem? Nigdy wcześniej nie było tak blisko. – Trump to cham i demagog. Musimy pokonać Donalda Trumpa. Musimy wybrać Hillary Clinton – powiedział Bernie Sanders na konwencji, namawiając do poparcia jego rywalki w wyborach prezydenckich.
Sandersa na konwencji przyćmiła jednak pierwsza dama Michelle Obama, wygłaszając płomienne przemówienie, w którym poparła Clinton. – W tych wyborach nie chodzi o to, czy wybierzemy kogoś z prawicy czy z lewicy. Chodzi o to, kto będzie miał władzę, by kształtować przyszłość naszych dzieci. Jest tylko jedna osoba, której ufam w tej kwestii. To Hillary Clinton – apelowała do wyborców.
Z kolei republikanie swojego przedstawiciela wybierali na konwencji zwołanej w dniach 18–21 lipca w Cleveland (Ohio). Tuż przed uroczystością zrezygnowali dwaj najpoważniejsi kandydaci – Ted Cruz wycofał się z kampanii, a John Kasich ją zawiesił.
Konwencja – podobnie jak zjazd demokratów – odbywała się w niespokojnej atmosferze, pod znakiem wewnętrznych sporów. Wielu prominentnych polityków partii zbojkotowało ją, sprzeciwiając się spodziewanej nominacji kontrowersyjnego miliardera Donalda Trumpa. Krytykowali jego kandydaturę, twierdząc, że nie nadaje się on na urząd prezydenta, antagonizuje wyborców, atakuje instytucję wolnego handlu i podważa sens istnienia NATO.
Jednak nominacja Donalda Trumpa na kandydata republikanów była tylko formalnością. Trump został pierwszym kandydatem od 1940 r., który nie piastował żadnego ważnego urzędu ani nie był wysokim rangą wojskowym, a także pierwszym od czasów Dwighta D.Eisenhowera kandydatem republikanów bez doświadczenia politycznego.
W czasie swojego inaugurującego przemówienia Trump wielokrotnie i ostro atakował Clinton. Obwinił ją o serię kryzysów w Libii, Egipcie, Iraku i Syrii w okresie, kiedy była ona sekretarz stanu USA, oskarżył ją o powstanie tzw. Państwa Islamskiego i plany sprowadzenia do USA tysięcy uchodźców z Syrii. – Po 15 latach walki na Bliskim Wschodzie, 3 bln dolarów na nie wydanych i tysiącach utraconych żyć sytuacja jest gorsza niż kiedykolwiek wcześniej. Oto spuścizna Hillary Clinton: śmierć, zniszczenie, terroryzm i słabość – powiedział Trump.
Zapowiedział także budowę "wielkiego muru na granicy" i "zatrzymanie" imigrantów, którzy "zabierają miejsca pracy Amerykanom (…), a często popełniają też przestępstwa".
Na konwencji po raz pierwszy publicznie wystąpiła przyszła pierwsza dama Melania Trump, dotychczas niemal niewidoczna w kampanii. Amerykanka słoweńskiego pochodzenia zauroczyła publiczność swoim wystąpieniem. Jednak krótko potem okazało się, że część przemówienia zaczerpnęła od Michelle Obamy sprzed ośmiu lat.
– Wiesz, piękne kobiety mnie pociągają. Po prostu zaczynam je całować. Są jak magnes. Całuję od razu, nawet nie czekam. A kiedy jesteś gwiazdą, pozwalają ci na wszystko – mówił Trump na nagraniu. Opowiadał także o agresywnych próbach uwiedzenia pewnej mężatki i dodał, że odpuścił, kiedy zrozumiał, że obiekt jego pożądania ma "wielkie, sztuczne cycki".
– To było takie pytlowanie w męskiej szatni, prywatna rozmowa, która odbyła się wiele lat temu. Bill Clinton [były prezydent i mąż Hillary – red.] opowiadał mi dużo gorsze rzeczy, kiedy graliśmy w golfa – próbował tłumaczyć się Trump. Głos zabrała także Melania Trump, która stwierdziła, że słowa męża są dla niej "obraźliwe" i "niedopuszczalne".
Po publikacji rozmowy do mediów zaczęły zgłaszać się kobiety, które w przeszłości miały być molestowane przez Donalda Trumpa.
Sondaże wskazały, że zdecydowanie wygrała Hillary Clinton. Ona sama nie kryła satysfakcji. – Było naprawdę wspaniale – powiedziała po debacie. Z kolei jej rywal skarżył się na wadliwy mikrofon i pytania "nie fair" ze strony jednego z moderatorów. Odgrażał się, że w następnej debacie "uderzy mocniej" w swoją konkurentkę.
Drugą debatę zdominował wątek afery seksualnej, która wybuchła na kilka dni wcześniej. Na pojedynku zorganizowanym na Washington University w St. Louis Trump zjawił się w towarzystwie kobiet, które twierdziły, że były ofiarami Billa Clintona. Przywołał także wątek afery mailowej i zapowiedział, że jeśli zostanie prezydentem, to powoła specjalnego prokuratora, który będzie skarżył Clinton.
Trzecia debata została przeprowadzona 19 października na kampusie UNLV w Nevadzie. To wtedy Donald Trump stwierdził, że wyniki wyborów są "ustawione" i unikał jednoznacznej deklaracji, czy uzna ich wynik, jeśli wygra Clinton. – Będę was trzymał w zawieszeniu – stwierdził. Starcie upłynęło na wzajemnych złośliwościach i wzajemnym punktowaniu.
Sondaże wskazywały, że to Hillary Clinton wygrała wszystkie trzy starcia z Trumpem.
W wyborach prezydenckich wzięło udział niemal 130 mln Amerykanów. Prawie wszystkie sondaże jednoznacznie wskazywały, że prezydentem USA po raz pierwszy zostanie kobieta.
Choć na Hillary Clinton zagłosowało o ponad 3 mln wyborców więcej (Clinton zdobyła 65,9 mln głosów, Trump – 62,9 mln głosów), to wygrał Donald Trump. Republikanin zdobył bowiem znacznie więcej głosów elektorskich, bo aż 304 w porównaniu do 227 uzyskanych przez Clinton. By wygrać, wystarczyło 270 głosów elektorskich.
Clinton przegrała, choć wydała na kampanię dwukrotnie więcej niż Trump. W sumie było to niemal 640 mln dolarów, przy 302 mln dolarów Trumpa. Demokratkę wspierały też największe amerykańskie dzienniki i telewizje oraz celebryci. Wiele znanych gwiazd straszyło nawet, że wyprowadzą się z USA, jeśli wygra Trump.
Wyniki zaskoczyły wszystkich. Clinton była w takim szoku, że po ogłoszeniu wstępnych wyników wyborów nie zabrała głosu, by zgodnie ze zwyczajem publicznie uznać swoją porażkę. Do zwolenników Clinton wyszedł zamiast niej szef sztabu i polecił ludziom rozejść się do domów. Clinton złożyła jedynie telefoniczne gratulacje swojemu rywalowi. Publicznie przemówiła dopiero ponad pół doby po porażce.
Zaskoczony wydawał się także sam prezydent elekt, który natychmiast złagodził swój ostry kampanijny ton. Ze sceny pogratulował rywalce. – Hillary pracowała bardzo długo i ciężko. Winni jej jesteśmy wielki dług wdzięczności za jej służbę dla kraju – powiedział o niej prezydent elekt, tytułując ją "panią sekretarz stanu".
– Teraz jest czas, aby zaleczyć rany naszych podziałów. Musimy się spotkać razem. Wszystkim republikanom, demokratom i niezależnym mówię: czas, byśmy się zebrali razem jak jeden zjednoczony naród. Obiecuję wszystkim obywatelom naszego kraju, że będę prezydentem wszystkich Amerykanów. To dla mnie bardzo ważne – powiedział Trump.
Nowojorski miliarder będzie 45. prezydentem USA, ale pierwszym, który nie sprawował dotąd żadnego stanowiska państwowego ani nie służył w wojsku.
Przeliczyć głosy
Tuż po wyborach prezydenckich przeciwnicy Trumpa organizowali uliczne protesty przeciwko jego wyborowi na 45. prezydenta USA. Kandydatka Partii Zielonych Jill Stein zorganizowała publiczną zbiórkę pieniędzy na przeliczenie głosów w trzech wahających się stanach: Wisconsin, Pensylwanii i Michigan. Celem było sprawdzenie, czy nie doszło do ataków hakerskich na system głosowania.
Eksperci zwracali uwagę na to, że w tych trzech stanach mogło dojść do cyberataków i w efekcie zmanipulowania wyników wyborów, a odwrócenie wyniku wyborów właśnie w tych trzech stanach mogło dać zwycięstwo Clinton. Jednak okazało się, że nic z tego.
Rosjanie
W grudniu 2016 r. dziennik "Washington Post", powołując się na tajną analizę CIA, napisał, że Rosja ingerowała w wybory prezydenckie. Kreml miał nie tylko podważać zaufanie Amerykanów do systemu wyborczego, ale także działać na korzyść Donalda Trumpa. Zdaniem CIA to hakerzy związani z Rosją mieli wykraść maile z serwerów demokratów.
Lider republikańskiej większości w Senacie USA Mitch McConnell potępił wpływanie na wybory przez obcy rząd i zapowiedział, że senacka komisja ds. wywiadu przeprowadzi dochodzenie w tej sprawie. Prezydent elekt uznał te doniesienia za śmieszne i zbagatelizował je. Oskarżenia odparła także Moskwa.
Prezydent elekt
Do czasu formalnej nominacji Trump jest prezydentem elektem. Urząd obejmie 20 stycznia 2017 r. z rąk ustępującego Baracka Obamy. Jakim prezydentem będzie człowiek bez zaplecza politycznego i bez zakulisowej znajomości polityki, ale za to odnoszący sukcesy miliarder?