Przez telefon miły, sympatyczny, ale skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie obawiałam się czy do spotkania dojdzie. W tyle głowy miałam szufladkę, z której wyciągnęłam opinię na jego temat - lekkoduch - co znaczy, że o spotkaniu może zapomnieć. Szuflada została zamknięta. Czesław nie spóźnił się, nie był "panem z telewizji" ani narwanym gościem. Był facetem, który chce opowiedzieć historię dziecka emigrantów. Jego biografia pt. "Nie tak łatwo być Czesławem" trafi do księgarń 7 października.
Katarzyna Zdanowicz: Nie za wcześnie na autobiografię?
Czesław Mozil: Zacznijmy od tego, że to nie jest autobiografia, bo nie ja napisałem tę książkę, tylko Jarek Szubrycht. Jest to zbiór krótkich epizodów, swoistych pocztówek z mojego życia, które opowiedziałem Jarkowi, a które on spisał. Chciałem, żeby była zamknięciem pewnego etapu w moim życiu. Zerwaniem z wizerunkiem Czesława lekkoducha, do którego przylgnęły takie łatki jak imprezowicz, czy antychryst. A jaki ja antychryst – ja który zostałem wychowany w duchu religii chrześcijańskiej, ja - były ministrant i gwiazda jasełek. Tą książką chcę pokazać, że zduńczony Polak musiał wiele przejść i przeżyć, aby być tu gdzie jest - w swoim kraju.
Dlatego tak dużo piszesz o emigracji…
Tak. Bo kto, jak nie ja - emigrant - ma o tym opowiedzieć?
Takich Czesławów, co jak ja wracają do Polski i kaleczą język, rodzi się w Europie coraz więcej
Czesław Mozil
Czyli chcesz zmienić nasze myślenie o emigrantach?
Chcę tylko pokazać, że "nie taki diabeł straszny jak go malują. Nie jestem głosem wszystkich, ale im więcej głosów w tej dyskusji tym lepiej. Bo takich Czesławów, co jak ja wracają do Polski i kaleczą język, rodzi się w Europie coraz więcej.
Miałeś sześć lat kiedy z rodzicami wyjechaliście do Danii. To był szok dla dziecka?
Zmiana klimatu dla małego dziecka nie jest niczym strasznym, jeśli ma się przy sobie rodziców. Była to pewnego rodzaju przygoda, etap, który trzeba przejść. Myślę, że do końca nie wiedziałem co się dzieje.
To kiedy zrozumiałeś, że to nie wycieczka, a nowe miejsce gdzie trzeba będzie nauczyć się żyć?
Nie ma jednej daty, ale jest kilka ważnych momentów. Pamiętam jak pewnego dnia, w obozie Czerwonego Krzyża, przyszedł ojciec i powiedział - dostaliśmy azyl. Nie wiedziałem co to dokładnie jest, ale po jego minie - a nie należał do wylewnych - czułem, że to coś dobrego. Był szczęśliwy.
Długo przebywaliście w obozie dla uchodźców?
Takich jak my były setki - z Polski, Turcji, Libanu
Czesław Mozil
Cztery miesiące. Mieliśmy jeden pokój, w którym mieszkali rodzice, siostra i ja. Nasze dni wyglądały prawie identycznie. Dzieci z obozu chodziły do duńskiej szkoły i przedszkoli, a rodzice czekali na przepustkę do innego świata. Takich jak my były setki – z Polski, Turcji, Libanu. Ale nie możemy narzekać. Dostanie azylu do 86 roku nie było trudne, gorzej mieli Ci, którzy ubiegali się o papiery po wojnie w Jugosławii. Wtedy zdarzały się przypadki, że na azyl trzeba było czekać 10 lat! Niektórzy nie wytrzymywali. Życie w niepewności jest straszną udręką. Nie wiedzieli co mają robić - czekać, czy wracać do kraju z którego uciekli, a w którym już nic nie mają.
Wam się udało. Pojechaliście do Kopenhagi.
I od razu doświadczyliśmy, że emigracja nie jest łatwa. Matka była polonistką, ojciec księgowym, ale w nowym kraju nie miało to żadnego znaczenia, bo oboje nie znali języka. Ich status zawodowy spadł drastycznie. Musieli bardzo ciężko pracować fizycznie, żeby nas utrzymać i intensywnie uczyć się duńskiego – bo taki był warunek otrzymania jakiejkolwiek pomocy socjalnej.
Czemu właściwie wyjechaliście - za chlebem?
Za wolnością, za nowymi perspektywami. Ojcu zawsze marzyła się Kanada. Dania miała być przystankiem, ale mama nie chciała już później dalej jechać.
Żałowała decyzji?
Myślę, że jakby wiedziała co stanie się po roku 1989, jaką metamorfozę przejdzie Polska, to by nie wyjechała. Ale wybrali inną drogę i nigdy nie narzekali na swój kraj. Wiem, że są domy na emigracji, gdzie przy rodzinnym stole lży się na Polskę. Dzieci słyszą od swoich rodziców i w głowie mają jeden obraz, że kraj z którego wyjechali, jest zły.
Z czego to wynika?
Wiem, że są domy na emigracji, gdzie przy rodzinnym stole lży się na Polskę
Czesław Mozil
Z żalu i zawiedzionych nadziei. To emigranci, którzy będą postrzegać Polskę jako kraj, który nie dał im żadnych możliwości. Paradoks polega na tym, że nawet jeśli im się uda, to i tak będą mieli problem z powrotem, bo czują się odrzuceni, bo dla części rodaków będą nieudacznikami i zdrajcami.
Kto jak kto, ale my Polacy, patrząc na naszą historię emigracji, powinniśmy rozumieć tych, którzy poszukują w Europie lepszego życia. Dlaczego boimy się imigrantów?
Nie wiem. Domyślam się, że to strach przed nieznanym i uleganie pewnej nagonce. Polacy wyjeżdżają na zachód, oczekując lepszego życia i pomocy, ale kiedy do Polski mamy przyjąć ludzi z gorszą od nas sytuacją ekonomiczną, czy polityczną, mówimy nie. To nie fair.
Ty się nie boisz?
Od dzieciństwa wychowywałem się w środowisku, gdzie stykało się wiele kultur. Moimi kolegami z podwórka były dzieciaki z Turcji, Maroka, Iranu czy Iraku. Czy byli terrorystami? Nie. Czy są nimi dzisiaj, jako dorośli ludzie? Nie! Wielu z nich pokończyło doktoraty, pracują, mają rodziny. Pamiętam taką sytuację z dzieciństwa. Ali, mój muzułmański kolega, poprosił mnie, żebym przysiągł na Allacha, że będę na podwórku o 16. Jestem katolikiem, więc zapytałem czy mogę przysiąść na Boga. Na co on odpowiedział: Czesław. Pewnie, że tak. To było naturalne. Kolor skóry, pochodzenie, czy religia nie mają znaczenia. Wszystko zależy od człowieka.
Tylko tych ludzi są tysiące.
Myślę, że dla tych ludzi ważniejsza jest życzliwość, niż wysoki socjal
Czesław Mozil
Wierzę, że nasze służby wywiadowcze potrafią sprawdzić, kto w jakim celu przyjeżdża i zapewnić nam bezpieczeństwo. Trzeba odróżnić imigrantów zarobkowych od uchodźców. Każdy z nich ma inną historię i potrzebuje innej pomocy. Wychowałem się z dzieciakami, którzy opowiadali jak w swoim kraju chodzili po trupach. Byli też tacy, którzy przyjechali sami, bo ich rodzice nie żyli. Nie mogłem im powiedzieć: wiem co czujesz, rozumiem Cię. Myślę, że dla tych ludzi ważniejsza jest życzliwość, niż wysoki socjal.
A co z imigrantami zarobkowymi?
Ależ oni są w Polsce od dawna. Migracja Europy nie zaczęła się wczoraj. Względnie korzystna sytuacja gospodarcza i stabilność polityczna UE przyciągają imigrantów zarobkowych. To dobrze, bo taką migrację międzynarodową można świetnie wykorzystywać do uzupełnienia niedoborów na rynku pracy. Polacy emigrują zarobkowo odkąd dostali taką możliwość, tak samo do Polski przyjeżdżają imigranci, którzy liczą na poprawę swojej sytuacji finansowej. Zwróć uwagę, ile jest w Polsce pracy, której nikt nie chce wykonywać, bo według niego jest poniżej jego wykształcenia, czy oczekiwań finansowych. Ale ktoś ją musi wykonać. To na imigrantach Niemcy i Francja w dużej część oparli swoją gospodarkę.
To prawda, ale Polska nie jest tak silnie rozwiniętym krajem, sami boimy się o swoje miejsca pracy. Czy o liczbie przyjęcia imigrantów powinien decydować dany kraj czy UE?
UE co chwile wyznacza nam zasady, według których musimy postępować. Na większość się zgadzamy, a przy imigrantach jesteśmy oburzeni. Czytałem ostatnio wypowiedź Szymona Hołowni, w której mówi, że nas Polaków nie stać, by pomagać innym. Co to znaczy? Jaki poziom finansowy musi nas zadowolić? Tu także chodzi o człowieczeństwo.
Tylko człowiek to taka istota że jak dasz palce, to chce rękę. Nie obawiasz się, że za chwilę będziemy mieli więcej meczetów niż kościołów, że religia muzułmańska silnie wkroczy do naszego życia?
Bardziej od muzułmanina boję się polskich radykałów
Czesław Mozil
Przez te lata gdy mieszkałem w Dani, tylko raz zdarzyło mi się, że taksówkarz chciał przekonać mnie do islamu. Za to wiele razy katolicy mówili mi, według jakich zasad mam żyć i jak postępować. Bardziej od muzułmanina boję się polskich radykałów i polityków, którzy dzielą społeczeństwo na ludzi pierwszej i drugiej kategorii. To śmieszne, że boimy się, że inni przyjdą i nam coś narzucą, a sami jesteśmy codziennie pooddawani ograniczeniom przez swoich. Jeśli ktoś mówi, że nie mam prawa zostać ojcem dzięki metodzie in vitro, bo to grzech, to rodzi się we mnie bunt.
Dania zawsze była tolerancyjna, otwarta na imigrantów czy też musiała się tego nauczyć?
Musiała się uczyć, nie była tak otwarta jakby się wydawało, ale potrzebowała rąk do pracy. Dała szanse, choć na początku było ciężko. Duńczycy nie rozumieli dlaczego kobiety zasłaniają twarze, panowie siedzą przed tureckimi klubami. Prawica, przeciwna imigrantom, wygrywała w tych regionach, gdzie imigrantów nie było. Ludziom trzeba pomagać, ale i wymagać od nich. Na emigracji nauczyłem się, że jeśli przyjeżdżasz do obcego kraju szanuj jego gościnność i kulturę, ale nie zapominaj o swojej.
A może łatwiej zapomnieć, wtedy szybciej się zintegrujesz?
Chciałabyś, żeby w obcym kraju powiedzieli Ci zapomnij o Polsce i o tym że jesteś katoliczką? Lekcje historii uczą, że podejmowanie takich prób nigdy nie kończyło się dobrze. Mojemu koledze ojciec zabronił bawić się z Polakami, bo myślał, że przez to syn szybciej nauczy się duńskiego. Nie gadałem z nim pięć lat. W niczym mu to nie pomogło. Są nawet badania, z których wynika, że im bardziej poznasz swój kraj i swoją kulturę, tym bardziej będziesz otwarty na inną i lepiej się zintegrujesz. Dlatego matka posyłała mnie do polskich szkółek, chórków w polskim kościele i polskiego harcerstwa.
Czemu wróciłeś do Polski?
Jestem imigrantem zarobkowym i się tego nie wstydzę. W Dani było mi dobrze, tworzyłem muzykę, miałem knajpę. Z długami, ale była. Miałem też do wyboru - wydać tam płytę dla tysiąca osób, albo tu, dla 90 tysięcy. Wybrałem Polskę.
To co pomyślałeś, słysząc słowa prezydenta Dudy, który szczególnie nie namawiał Polaków do powrotu?
Miałem też do wyboru - wydać płytę tam dla tysiąca osób, albo tu, dla 90 tysięcy. Wybrałem Polskę
Czesław Mozil
Pomyślałem, że prezydent nie ma doświadczenia z emigracją. Byłem zaskoczony, jak wszyscy.
Wiele razy pytano Cię „Ile Polka jest w Mozilu, a ile Duńczyka?”. Coś się zmieniło?
Mam dwa obywatelstwa, dwa paszporty, ale jeśli pytasz "kim czuję, że jestem", to zawsze odpowiem tak samo: Polakiem.
Masz dwa paszporty…
Tak, ale głosować w Danii nie mogę. Żeby oddać głos w wyborach, muszę tam fizycznie mieszkać. Sądzę, że to sprawiedliwe. Kiedy grałem w Stanach Zjednoczonych, podszedł do nas pewien Polak-emigrant i mówi: Czesław ja to zawsze głosuje w polskich wyborach, ale w tej Polsce jest tak źle. Pytam go: a kiedy byłeś ostatni raz w Polsce? Odpowiada, że 40 lat temu.