Konflikt, który przemebluje porządek w Azji Wschodniej – takie podsumowanie sporu o Morze Południowochińskie można zaryzykować po wydarzeniach roku 2016. Coraz śmielsze działania Chin, zwłaszcza militaryzacja akwenu, spotykały się z coraz mniej skuteczną odpowiedzią USA. Jednocześnie mniejsze państwa azjatyckie nie zjednoczyły się, by przeciwstawić się Pekinowi, przeciwnie – część z nich zaczęła oddalać się od USA i zbliżać do Chin. W tej sytuacji będzie musiał się odnaleźć nieposiadający doświadczenia w dyplomacji nowy prezydent USA, Donald Trump.
Pekin rości sobie prawa do wysp i atoli na strategicznym militarnie i gospodarczo Morzu Południowochińskim, co doprowadziło w ostatnich latach do zaostrzenia sporu z okolicznymi państwami – Wietnamem, Filipinami, Malezją, Tajwanem i Brunei.
Chiny prowadzą jednocześnie intensywne prace nad sztucznym powiększaniem powierzchni wysp w tym rejonie, co spotkało się ze zdecydowaną krytyką Stanów Zjednoczonych. Według USA prawo międzynarodowe nie zezwala bowiem na rozciąganie suwerenności państwowej na sztuczne wyspy usypane nad podwodnymi rafami.
Rok 2016 minął wobec tego pod znakiem konsekwentnego umacniania się ChRL na spornym morzu, zwłaszcza pod względem militarnym, oraz głośnej krytyki tych działań, z której niewiele jednak wynikało. Już w lutym pojawiły się doniesienia medialne, jakoby Pekin rozmieścił na jednej ze spornych wysp wyrzutnie rakiet ziemia-powietrze, zaś niedługo później informacje o powstawaniu chińskiego systemu radarowego w innego części akwenu. Na spornym obszarze wzmacniania była obecność chińskich sił lotniczych, pełną gotowość bojową osiągnął również pierwszy chiński lotniskowiec, który ma dodatkowo wzmacniać odstraszający potencjał Pekinu w regionie.
W atmosferze rosnącego napięcia i obecności wojskowej spierających się państw, na spornych wodach dochodziło wreszcie do licznych incydentów, m.in. taranowania się kutrów rybackich i łodzi patrolowych.
W tej sytuacji do historycznego wydarzenia doszło w lipcu, gdy Stały Trybunał Arbitrażowy w Hadze wydał swoje orzeczenie w sprawie pozwu złożonego przez Filipiny. Uznał w nim za bezzasadne roszczenia Chin do traktowania znacznej części Morza Południowochińskiego jako ich własnej strefy ekonomicznej. Ten długo oczekiwany na całym świecie wyrok nie pozostawiał złudzeń co do bezprawności chińskich działań na spornym akwenie, jednak nie miał on mocy nałożenia na Chiny jakiejkolwiek kary, w związku z czym mógł zostać przez Pekin zignorowany.
USA coraz mniej skuteczne
Rosnąca asertywność i mocarstwowość polityki Chin wpłynęła w 2016 r. również na kształt ich stosunków dwustronnych z USA – wzrosła liczba incydentów i prowokacji. Do wzrostu napięcia dochodziło konsekwentnie przy okazji kolejnych rejsów amerykańskich okrętów w pobliżu wysp na Morzu Południowochińskim, do których prawa roszczą sobie Chińczycy. Jednocześnie rejsy te, mające stać na straży wolności nawigacji na tym akwenie, okazały się rzadsze, niż spodziewała się część ekspertów, co podważać może ich skuteczność.
W marcu atmosferę podgrzało wysłanie przez Amerykanów w rejon Morza Południowochińskiego lotniskowca wraz z całą grupą uderzeniową, w czerwcu niebezpieczne, zdaniem USA, przechwycenie amerykańskiego samolotu zwiadowczego przez chińskie myśliwce, wreszcie w grudniu zajęcie amerykańskiego okrętu podwodnego przez marynarkę Chin. Incydenty te były swego rodzaju "przepychankami" pomiędzy dotychczasowym hegemonem – USA a Chinami, które mają ambicje zastąpić jego dotychczasowe wpływy w Azji Wschodniej.
Jednocześnie działania polityczne Amerykanów w regionie wydawały się coraz mniej skuteczne. W lutym na wspólnym szczycie USA z państwami Azji Południowo-Wschodniej nie udało się wypracować wspólnego stanowiska ws. ich sporu terytorialnego z Chinami. Okazało się to de facto triumfem Chin, państwa regionu nie okazały dostatecznej solidarności i jednomyślności, by wspólnie się przeciwstawić ich roszczeniom. Amerykanie ponownie zaproponowali także utworzenie koalicji z Indiami, Australią i Japonią w celu powstrzymywania morskiej potęgi Chin, jednak pomysł ten nie spotkał się z wyraźną reakcją wymienionych państw.
Zmiana warty w Azji?
Na działania Chin i wynikający z nich spadek poczucia bezpieczeństwa z zaniepokojeniem reagował także ich największy regionalny rywal, Japonia. W marcu w życie weszły nowe przepisy, zezwalające japońskim żołnierzom operować poza granicami własnego kraju. Od końca II wojny światowej było to zabronione na mocy narzuconej Japończykom pacyfistycznej konstytucji. Zmiany te spotkały się z zarzutami ze strony Pekinu dotyczącymi dążenia przez Tokio do militaryzacji i wyścigu zbrojeń. W kolejnych miesiącach dochodziło następnie do prowokacji na morzu i w powietrzu pomiędzy tymi azjatyckimi mocarstwami. Tokio bezpośrednio wskazywało również na politykę Pekinu jako jedno z największych zagrożeń dla bezpieczeństwa międzynarodowego.
Japonia starała się wspierać jednocześnie mniejsze państwa azjatyckie zaniepokojone mocarstwową polityką Chin. Jednak wśród części z nich zaobserwować można było w 2016 r. nowy, niekorzystny z punktu widzenia Tokio trend – przewartościowywania ich polityki zagranicznej i stopniowego dystansowania się od USA, przy jednoczesnym zbliżaniem z Chinami.
Najbardziej jaskrawym przykładem okazały się Filipiny, które w 2016 r. wchodziły jako sprawdzony, wieloletni sojusznik USA, goszczący przez cały okres zimnej wojny amerykańskie bazy wojskowe. Wszystko zaczęło się zmieniać w połowie roku, gdy nowym prezydentem został polityczny outsider Rodrigo Duterte. Bezceremonialnie zapowiedział on "zerwanie z USA" i ograniczenie współpracy wojskowej z tym państwem, a także ordynarnie zwyzywał prezydenta Baracka Obamę, w reakcji na co odwołano zaplanowane spotkanie obu polityków.
Bezrefleksyjne niszczenie relacji ze swoim najpotężniejszym sojusznikiem Duterte postanowił zrekompensować równie szybką naprawą relacji z Chinami. Nie szczędził w swoich wystąpieniach dobrych słów pod ich adresem, zaś w październiku filipińska głowa państwa odbyła długą wizytę w Pekinie, podczas której podpisane zostały wielomiliardowe kontrakty gospodarcze.
Bez względu na to, czy za działaniami prezydenta Filipin stoi głęboka osobista niechęć wobec USA, czy też świadoma kalkulacja każąca mu stawiać na wschodzące mocarstwo, jakim są Chiny, polityczna wolta Manili była jedną z najdonioślejszych zmian politycznych w Azji Wschodniej w 2016 r. i może mieć znaczące konsekwencje dla przyszłości sporu na Morzu Południowochińskim.
Nie tylko Filipiny
Choć mniej gwałtownie i jednoznacznie, trend zbliżania się państw wschodnioazjatyckich do Chin kosztem ich relacji z USA widoczny był również w innych państwach azjatyckich. Relacje muzułmańskiej Malezji z Waszyngtonem od dłuższego czasu pozostawały napięte, jednak w minionym roku doszło do dość otwartego przeciwstawienia się oczekiwaniom Amerykanów. Po tym, jak USA wywierały dużą presję na wyjaśnienie skandalu korupcyjnego, w który zamieszany jest malezyjski premier Najib Razak, Kuala Lumpur zdecydowało się na podpisanie pierwszej umowy na kupno chińskich okrętów.
Porozumienie stało się faktem na przekór staraniom USA, by państwa azjatyckie solidarnie przeciwstawiły się Chinom w ich sporze na Morzu Południowochińskim, i pokazywało coraz bardziej ograniczone możliwości wywierania presji przez Amerykanów.
Niezwykle ważne okazały się również wydarzenia z końca roku w Korei Południowej. Oskarżona o płatną protekcję i korupcję prezydent kraju Park Geun Hie została w listopadzie odsunięta od władzy w wyniku impeachementu. Sprawa ta mogłaby nie mieć tak dużego przełożenia na rywalizację chińsko-amerykańską, gdyby nie fakt, że skandal wybuchł krótko po podjęciu przez nią decyzji o rozmieszczeniu na terytorium południowokoreańskim amerykańskich systemów antyrakietowych.
Choć decyzja ta pierwotnie cieszyła się znacznym poparciem południowokoreańskiego społeczeństwa, w wyniku bardzo zdecydowanego sprzeciwu Chin oraz w reakcji na skandal z udziałem prezydent Park siły opozycyjne zaczęły zapowiadać zerwanie porozumienia z Waszyngtonem. Gdyby tak się stało, byłby to największy od lat zgrzyt we współpracy obronnej Seulu z Waszyngtonem oraz olbrzymi sukces Pekinu. Otwartą kwestią pozostaje również w tej sytuacji polityka nowej administracji Korei Południowej względem USA i Chin w 2017 r.
Co dalej, Ameryko?
Najpoważniejszą jednak kwestią dla przyszłości USA w Azji Wschodniej stała się w 2016 r. zmiana władzy w USA i zwycięstwo w wyborach prezydenckich nieposiadającego doświadczenia w polityce i stosunkach międzynarodowych Donalda Trumpa. Jego poprzednik Barack Obama włożył wiele energii w próbę realizacji tzw. zwrotu ku Azji, czyli wzmocnienia amerykańskiej obecności i sojuszy w Azji Wschodniej w celu równoważenia potęgi Chin. Polityka ta jednak przynajmniej częściowo poniosła porażkę, a w 2016 r. relacje udało się Waszyngtonowi poprawić właściwie tylko z Birmą i Wietnamem, szczególnie zaniepokojonymi wzrostem potęgi Chin.
Przejęcie władzy przez Donalda Trumpa stawia pod znakiem zapytania ciągłość amerykańskiej polityki na Dalekim Wschodzie. Co więcej, sam Trump nie przedstawił klarownej wizji swojej polityki w tym regionie, a zarazem konsekwentnie zrażał do siebie Chiny, krytykując je m.in. za zabieranie miejsc pracy Amerykanom i nieuczciwą konkurencję.
Do szczególnie silnego zgrzytu doszło w grudniu, gdy Trump najpierw odbył rozmowę telefoniczną z przywódcą nieuznawanego za państwo Tajwanu – nie zrobił tego żaden amerykański prezydent od kilkudziesięciu lat – a następnie otwarcie zakwestionował obowiązywanie polityki jednych Chin, fundamentalnej zasady dyplomacji Pekinu.
Działania te świadczą o braku wiedzy Donalda Trumpa o współczesnej dyplomacji i mogą doprowadzić do poważnych konsekwencji, jeżeli nie będzie miał u swego boku znających Chiny doradców.
Maciej Michałek, tvn24.pl