Systematyczne ataki i mordowanie cywilów, niszczenie mienia, dóbr kultury i realizowanie planu czystek etnicznych - to zarzuty, jakie z końcem grudnia usłyszał były prezydent Bośni i Hercegowiny, Borislav Paravac. Serbski polityk został oskarżony o zbrodnie popełnione w czasie wojny w byłej Jugosławii. Wkrótce stanie przed sądem.
Takiego procesu jak ten zapowiadający się na 2016 rok, w Bośni jeszcze nie było. Prokuratura postawiła właśnie w stan oskarżenia byłego prezydenta kraju.
Borislav Paravac był przedstawicielem trzyosobowego gremium reprezentującym Serbów w latach 2003-2006. W tym czasie - na zmianę ze swoim boszniackim (muzułmańskim) i chorwackim odpowiednikiem - stał na czele kraju.
Były prezydent wkrótce przed sądem
Prokuratorzy z Sarajewa sami aktu oskarżenia nie sformułowali. Dokumenty przybyły do nich z Hagi. Tam przez lata, na marginesie setek prowadzonych postępowań, stworzono podstawy do postawienia Paravca przed sądem. Według dokumentów zebranych przez ostatnie 20 lat, był on jednym z organizatorów kampanii terroru w dwóch dużych gminach w północnej Bośni - Tesliciu i Doboju. Pierwsza znajduje się dziś w administracyjnych granicach autonomicznej Federacji Bośni i Hercegowiny, w której większość stanowią Boszniacy i Chorwaci. Druga prawie w całości (stanu sprzed wojny) pozostała w autonomicznej Republice Serbskiej.
Akt oskarżenia wygląda na bardzo dobrze przygotowany. Trybunał w Hadze, którego prokuratorzy skazali już setki osób za zbrodnie w byłej Jugosławii, wie, jak przygotowywać takie sprawy. Tę przekazali prokuraturze w Sarajewie, ponieważ od pewnego czasu panuje przekonanie, że to sami Bośniacy (obywatele) powinni sądzić za zbrodnie dokonane na ich ziemiach na narodach Jugosławii.
Postępowania, które toczą się w Hadze, tam zostaną rzecz jasna dokończone. Chodzi przede wszystkim o trzy najważniejsze wyroki, jakie mają zapaść prawdopodobnie jeszcze w tym roku: w sprawie Radovana Karadżicia, Ratka Mladicia i Vojislava Szeszelja.
Osądzenie Borislava Paravca w Bośni będzie jednak nie mniej ważną sprawą. Jak długo potrwa proces, nie wiadomo, przed sądem ma się bowiem pojawić - tylko ze strony oskarżenia - aż 214 świadków i biegłych.
Lista zbrodni, które miał popełnić Serb, jest niestety bardzo długa. Wraz z nim przed sądem pojawią się też inni Serbowie oskarżeni o popełnianie ponad 20 lat temu zbrodni w Doboju: Milan Ninković, Andrija Bjeloszević i Milan Savić.
Wojna w Bośni i zbrodnie w Doboju
Doboj był przed wojną, jak większość bośniackich miast i wsi, wielonarodowy. Według ostatniego spisu powszechnego w byłej Jugosławii, w 1991 r. gmina liczyła ponad 102 tys. mieszkańców. Nieco ponad 40 proc. stanowili Muzułmanie (według konstytucji Jugosławii z 1971 r. stanowili oni jeden z narodów federacji), prawie 39 proc. Serbowie, a prawie 13 proc. Chorwaci. Dodatkowo, prawie 6 proc. mieszkańców określało swoją narodowość jako "jugosłowiańską", świadomie rezygnując z kategorii etnicznych. W samym mieście liczącym ponad 40 tys. mieszkańców, odsetek "Jugosłowian" był jeszcze wyższy (15,87 proc.). Muzułmanów było 40,56 proc., Serbów 29,13 proc., a Chorwatów 9,86 proc.
Doboj miał dla Serbów strategiczne znaczenie. Położony między ujściami Usory i Spreczy do Bośni (rzeki), był drugim największym węzłem kolejowym w Jugosławii. Przez Doboj przebiegały ważne drogi łączące wschód i zachód. Kontrola tego obszaru pozwalałaby Serbom na swobodne przerzucanie sił w kierunku granicy Chorwacji i dalej – Adriatyku.
Serbskie oddziały paramilitarne i Armii Jugosłowiańskiej (JNA) podległe rządowi w Belgradzie pojawiły się na tamtych terenach w kwietniu 1992 roku, zaraz po wybuchu wojny w Bośni. Serbowie w pierwszej kolejności zajęli w całości chorwacką wieś Mala Bukovica, w której żyło 247 osób. 3 maja przejęli centrum Doboja, a w kolejnych dniach resztę miasta i kilkanaście innych wsi.
Zbrodnie na Boszniakach i Chorwatach
Rozpoczęły się represje. W mieście władzę sprawowało powołane wtedy Centrum Kryzysowe, na czele którego stanął późniejszy członek prezydium Bośni i Hercegowiny. W czasie, gdy Borislav Paravac kierował działaniami Serbów w okolicy, członkiem komitetu był również oskarżony (wspomniany wcześniej) Milan Ninković, szefem policji Andrija Bjeloszević, a jego zastępcą - Milan Savić.
W Doboju i okolicach kolejne miesiące wyglądały tak samo. Muzułmanie i Chorwaci stawali się ofiarami mordów, pobić, szabrownictwa. Setki osób, z wielu miejsc, wysyłano autobusami do obozów lub po prostu w inne miejsca, oddalone od Doboja o dziesiątki kilometrów, i tam zostawiano samym sobie. Kampania czystek etnicznych i wysiedleń trwała nieprzerwanie od kwietnia do jesieni 1992 roku. Niszczone były domy prześladowanej ludności. Kościoły i meczety palono lub wysadzano w powietrze. Nic jednak nie mogło się równać okrucieństwu, z jakim traktowano samych mieszkańców.
Do dziś za udział w kampanii czystek etnicznych w Doboju i okolicach skazano kilkanaście osób, po raz pierwszy w 1997 roku. Wtedy przed niemieckim sądem w Duesseldorfie stanął Nikola Jorgić – dowódca serbskich oddziałów paramilitarnych w regionie w tamtym czasie. Jorgić mający też niemiecki paszport (żył tam od 1969 r.), dostał wyrok poczwórnego dożywocia. Skazano go za zbrodnie ludobójstwa. Był to pierwszy proces o ludobójstwo wytoczony po wojnie w Bośni.
W trakcie procesu udowodniono mu zamordowanie lub wydanie rozkazów zamordowania kilkudziesięciu osób w gminie Doboj. We wsi Grapska zabił 22 osoby – kobiety, starców i inwalidów. Trzem Muzułmanom obserwującym wykonywanie wyroków nakazał potem wrzucić zwłoki ofiar do masowego grobu.
W innej wsi – Szevarlij – wraz ze swoim oddziałem torturował około 50 mieszkańców. Sześcioro z nich zabił własnoręcznie, siódmej ofierze kazał wynieść zwłoki do jednego z budynków, a potem go podpalił. Ta siódma ofiara zginęła, spalona żywcem. Jorgić zamęczył też na śmierć co najmniej jednego z więźniów, tłukąc go drewnianą pałką w jednej z cel na posterunku.
Na terenie gminy Doboj w 1992 r. powstały też co najmniej cztery obozy zbiorcze dla aresztowanej ludności. W nich Chorwaci i Muzułmanie byli katowani, kobiety gwałcone. Tysiącom ludzi odebrano majątki i pieniądze.
W kolejnych procesach pojawiły się m.in. nazwiska powtórnie oskarżonych w ostatnich dniach 2015 r. – Ninkovicia i Bjeloszevicia. Zastępca byłego prezydenta Bośni – ówczesny członek serbskiego organu kontrolnego w gminie – oraz szef policji zostali skazani na długoletnie wyroki więzienia za stracenie kilkudziesięciu osób. Dokonali tego m.in. w koszarach wojskowych we wsi Miljkovac i nad rzeką Bośnią w czerwcu i lipcu 1992 roku.
Teraz przyszedł czas na Borislava Paravca. Były prezydent kraju – jeżeli zostanie skazany, a na to wskazują przytłaczające dowody zebrane przez lata w trakcie innych rozpraw przed ONZ-owskim trybunałem w Hadze – będzie najważniejszym powojennym urzędnikiem państwowym pociągniętym do odpowiedzialności za zbrodnie wojenne.
Oskarżenie serbskiego polityka jest kolejnym dowodem na to, jak wciąż daleka od zamknięcia rozliczeń z bolesną i krwawą przeszłością jest podzielona Bośnia i Hercegowina.
Prokuratura w Sarajewie, która przejmuje od lat, na mocy międzynarodowej umowy, większość spraw haskiego trybunału, poinformowała 30 grudnia o przeprowadzeniu tylko w 2015 r. 59 postępowań przeciwko 135 osobom oskarżonym o zbrodnie w czasie wojny lat 1992-95. W komunikacie dodano, że 80 proc. z nich zakończyło się już wyrokami.
To jednak nie koniec.