W Arabii Saudyjskiej ropa naftowa jest wszystkim - źródłem fortun, światowych wpływów oraz wielkich projektów. Ale ropa jest też źródłem zła i okrucieństwa wśród rządzących tam książąt. Przekonani o swojej bezkarności zażarcie walczą o władzę. Zamordowanie dziennikarza w saudyjskim konsulacie, właśnie pokazało to całemu światu.
Rządząca Arabią Saudyjską rodzina - już niemal 15 tysięcy potomków założyciela państwa - to milionerzy i miliarderzy, którzy dzięki ropie mają poczucie, że mogą wszystko. Czego nie mogą wydać na pełne przepychu pałace, samoloty i jachty, inwestują, pomnażając swoje majątki. Tylko najbogatszy z nich, Al-Walid ibn Talal, ma majątek wart około 20 miliardów dolarów.
Ale tam, gdzie pojawiają się wielkie pieniądze, budzą się też najgorsze instynkty. Za zamkniętymi drzwiami książęta rywalizują ze sobą o wpływy, knują pałacowe intrygi i niezmordowanie walczą o władzę.
Brutalny mord na dziennikarzu w saudyjskim konsulacie w Stambule, jest rzadkim przypadkiem, gdy odsłonę tej walki może zobaczyć cały świat.
Dwa oblicza księcia
Oficjalnie naftowym mocarstwem rządzi od 2015 roku niespełna 83-letni król Salman bin Abd. Jednak władza starego monarchy od początku jest słaba i ma wielu przeciwników wśród książąt.
Dlatego też Salman bardzo szybko awansował swojego syna - Muhammada bin Salmana - by skupić w jego rękach najważniejsze państwowe urzędy. Dziś to 33-letni syn odpowiada za politykę zagraniczną, obronność, kluczowe sprawy wewnętrzne, a zarazem jest oficjalnym następcą tronu. Z młodzieńczą energią i pewnością siebie zaczął sprawować rzeczywiste rządy w Arabii Saudyjskiej.
Bez wątpienia Muhammad był witaną z nadzieją młodą twarzą kraju. Uśmiechnięty i przystojny, zapowiadał zmiany w opresyjnej monarchii, rządzonej zwykle przez królów w wieku emerytalnym. Wiedział też, jak szybko zdobyć poklask Zachodu: zezwolił zakrytym od stóp do głów kobietom po raz pierwszy w historii na prowadzenie samochodu czy wchodzenie na stadiony sportowe.
Mówiło się o nim tak wiele, że wkrótce wśród ekspertów i rodaków zaczął być nazywany skrótem M.B.S. (od swoich inicjałów - Muhammad bin Salman).
Za tym lukrowanym obrazem skrywane jest jednak drugie, ciemne oblicze księcia. Oblicze, które właśnie ukazuje się za sprawą zamordowania saudyjskiego dziennikarza Dżamala Chaszodżdżiego. Przez całe życie związany był on z saudyjską rodziną królewską i wiedział o niej bardzo dużo. Gdy zaczął krytykować działania młodego księcia, musiał uciekać za granicę w obawie o swoje życie. 2 października zniknął bez śladu po wejściu do konsulatu Arabii Saudyjskiej w Stambule.
Saudyjskie władze początkowo próbowały zamknąć nagłośniony przez światowe media temat stwierdzeniem, że dziennikarz zaginął już po opuszczeniu budynku. Jednak nikt nie widział, żeby stamtąd wychodził. Turcja otwarcie ogłosiła, że Chaszodżdżi został wewnątrz konsulatu brutalnie zamordowany, na co tureckie służby mają dowody. Media poinformowały, że tureckie służby są w posiadaniu nagrania dźwiękowego, na którym zarejestrowano pochwycenie i zamordowanie dziennikarza. Jakby świadom narastającego problemu placówkę szybko opuścił saudyjski konsul.
Dopiero po 18 dniach saudyjskie władze przyznały, że dziennikarz nie żyje. Enigmatycznie ogłoszono, że zginął podczas bójki, do jakiej doszło w konsulacie między nim a „wieloma osobami”.
Informacja ta bardzo niewiele wyjaśnia dlaczego i z czyich rąk zginął tak niewygodny dla Rijadu człowiek. Morderstwo na terenie własnej placówki dyplomatycznej w jednej z największych światowych metropolii to niezwykle zuchwała zbrodnia, na którą mało kto byłby zdolny się porwać. Zwłaszcza, że miejsce egzekucji staje się tu niczym wizytówka mordercy na miejscu przestępstwa. Na terenie konsulatu potencjalny winny nasuwa się sam – prowadzące go saudyjskie państwo, zdominowane przez młodego następcę tronu.
Wszystko zmieniło się dopiero teraz, wraz z zamordowaniem Chaszodżdżiego w saudyjskim konsulacie.
"Ojciec Naboju"
W rzeczywistości książę Muhammad już dawno dał się poznać jako postać kontrowersyjna, jeśli nie brutalna.
Impulsywność M.B.S. jest stałym motywem - od wojny w Jemenie po falę zatrzymań konstruktywnych krytyków, książąt i wysokich rangą urzędników oskarżanych o korupcję
Dżamal Chaszodżdżi, "Washington Post"
Jedną z historii na jego temat przytacza "New Yorker". Muhammad miał żądać pomocy w pozyskaniu dla siebie pewnej nieruchomości. Gdy odpowiedzialny za to urzędnik odmówił, otrzymał kopertę z nabojem w środku. Od tamtej pory młody władca ma wśród Saudyjczyków także drugi, mniej sympatyczny przydomek: Abu Rasasa - "Ojciec Naboju".
- Z tego, jak postępuje i co się o nim mówi, widać, że jest człowiekiem impulsywnym, z bardzo "cienką skórą" i ryzykanckim - mówi dr Patrycja Sasnal, kierownik programu Bliski Wschód i Afryka w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych.
O tym, jak bezwzględny potrafi być następca tronu, być może najlepiej wie jego ojciec, król Salman. Według niepotwierdzonych doniesień, miał on w obliczu wewnętrznej opozycji rozważać w 2016 roku abdykację, by przekazać tron synowi i dać mu wolną rękę w rozprawieniu się ze spiskowcami. Tak jakby wiedział, że Muhammad zrobi to skuteczniej.
Ostatecznie Salman pozostał na tronie, jednak nikt nie miał wątpliwości, że za rozpętaną wkrótce walką z domniemanymi spiskowcami stanął jego syn. W tajemniczych okolicznościach zaczęli znikać i trafiać do specjalnego aresztu najbardziej wpływowi spośród krytykujących króla saudyjskich książąt i biznesmenów. Wśród nich znalazł się nawet słynny Al-Walid ibn Talal, który po zapłacie olbrzymiej grzywny i odzyskaniu wolności do dziś konsekwentnie milczy.
W 2017 roku Muhammad nie miał oporów nawet przed uwięzieniem libańskiego premiera Sada al-Haririego, gdy ten przybył z oficjalną wizytą do Rijadu.W tej sytuacji mnożące się aresztowania zwykłych obywateli krytycznych wobec władzy, w tym m.in. aktywistów broniących praw człowieka, już nikogo nie dziwią.
- Arabia Saudyjska w przeszłości porywała ludzi, ostatnio aktywistkę Ludżajn al-Hathlul, ale świat nie zwracał na to uwagi. W tym przypadku usłyszeliśmy o sprawie, bo Chaszodżdżi był dziennikarzem "Washington Post" - zauważa dr Patrycja Sasnal.
Człowiek, który może wszystko
Muhammad na arenie międzynarodowej działa równie bezwzględnie, jak w ojczyźnie. Gdy w wieku 30 lat objął urząd ministra obrony, zaledwie kilka tygodni później rzucił saudyjskie wojska do walki w Jemenie. W wojnie tej zginęły już tysiące ludzi, w kraju panuje głód i epidemia cholery, a pomysłów na zakończenie rozlewu krwi brak.
Książę ani myśli o wycofaniu saudyjskich wojsk, bardziej niż dramatem sąsiednich Jemeńczyków przejmuje się rywalizacją o wpływy z Iranem, który również zaangażował się w Jemenie. Muhammad, w charakterystyczny dla siebie zdecydowany sposób, porównał nawet irańskiego przywódcę ajatollaha Chamenei do Adolfa Hitlera.
Nie wahał się też w sierpniu tego roku rozpętać dyplomatyczną wojnę z Kanadą. Za wpis na Twitterze, w którym kanadyjskie MSZ skrytykowało Rijad za zatrzymania obrońców praw człowieka, Saudowie odpowiedzieli wydaleniem kanadyjskiego ambasadora, wprowadzili także szereg sankcji handlowych i inwestycyjnych. Wszystko przez jeden internetowy wpis.
On może robić, co tylko mu się podoba. Wszystkie mechanizmy kontroli i równowagi ("check and balance") znikły.
Dżamal Chaszodżdżi, "New Yorker"
"On może robić, co tylko mu się podoba", podkreślał w kwietniu w rozmowie z magazynem "New Yorker" Dżamal Chaszodżdżi. "Wszystkie mechanizmy kontroli i równowagi ('check and balance') znikły", dodawał.
Już wtedy Chaszodżdżi w obawie o swoje życie mieszkał za granicą - w Stanach Zjednoczonych. Przez lata doradca saudyjskiej rodziny królewskiej, a nawet jej nieformalny rzecznik, po dojściu do władzy Muhammada, został odsunięty, zauważa dr Sasnal. - Książę zakazał mu nawet pisania, a jego rodzina trafiła do aresztu domowego. Dlatego Chaszodżdżi musiał uciekać - mówi.
Ciemne chmury nad księciem
Dziennikarz, żyjąc i pisząc za granicą, nie szczędził w swoich artykułach krytyki saudyjskiemu następcy tronu. Nic nie było jednak w stanie popsuć kreowanego za potężne pieniądze pozytywnego wizerunku księcia Muhammada. Regularnie pojawiał się w światowych mediach, gdzie opowiadał o swoich wielkich planach reform i śmiałych wizjach, takich jak odejście od gospodarki opartej na ropie naftowej i budowa futurystycznego miasta przyszłości za ponad pół biliona dolarów.
"Nie chcę marnować swojego czasu. Jestem młody", podkreślał w opublikowanym w tym roku wywiadzie dla magazynu "Time".
Wszystko zmieniło się dopiero teraz, wraz z zamordowaniem Chaszodżdżiego w saudyjskim konsulacie.
Ciemne oblicze Muhammada wreszcie trafiło na pierwsze strony gazet. Dostrzeżono, że pozornie poprawiające sytuację kobiet decyzje, jak zezwolenie im na prowadzenie samochodu, były jedynie grą obliczoną na pozyskanie poklasku.
Książę nie zamierzał bowiem zmieniać głównego narzędzia opresji, czyli systemu patronażu, w ramach którego kobiety muszą mieć wpisanego w dokumentach męskiego opiekuna, bez którego nie mogą zrobić praktycznie nic. Co więcej, nastąpiła fala zatrzymań obrońców praw kobiet, które odbiły się w światowych mediach słabym echem.
Od następcy tronu teraz odwracać zaczęli się dziennikarze, przedsiębiorcy czy osobistości kultury, wspierające go dotąd i pomagające mu budować pozytywny wizerunek młodego reformatora. Jego przydomek M.B.S. doczekał się nowego rozwinięcia: Mister Bone Saw ("Pan Piła do Kości"), nawiązujący do doniesień medialnych o poćwiartowaniu ciała Chaszodżdżiego.
W świecie arabskim nie ma żadnej wizji (…) Przeżywamy być może najtrudniejszy czas od stulecia
Dżamal Chaszodżdżi, CBS News
W tym samym czasie najwięksi światowi biznesmeni, m.in. dyrektorzy Forda, JP Morgan Chase, Ubera czy Virgin Group, rezygnują z uczestnictwa w organizowanej przez Muhammada konferencji Future Investment Initiative. Konferencja, okrzyknięta "Davos na pustyni", miała promować wizerunek Arabii Saudyjskiej jako nowoczesnego miejsca sprzyjającego inwestorom, teraz jednak wielu woli się na niej nie pojawiać.
Zdaniem analityczki PISM "rozwiązaniem kryzysu po zniknięciu dziennikarza może być zrzucenie winy na niższe szczeble urzędnicze w Arabii Saudyjskiej, ludzi ze służb wywiadu saudyjskiego". W końcu coś trzeba powiedzieć.
Dr Sasnal zwraca zarazem uwagę, że sprawa ta będzie miała istotne konsekwencje międzynarodowe. - Arabia Saudyjska jest sojusznikiem USA, Europy i Polski w walce z Daesz (tzw. Państwem Islamskim - red.), państwa europejskie kupują od niej ropę naftową. Sprawa tak bezwzględnego zabójstwa kładzie się cieniem na sojuszniczych stosunkach - zaznacza.
Sojusz przetrwa wszystko?
Jednak najważniejszym pytaniem jest, co w tej sytuacji czeka najważniejszą dla Arabii Saudyjskiej relację - stosunki ze Stanami Zjednoczonymi.
Donald Trump od początku prezydentury włożył wiele pracy w zacieśnienie relacji z Saudami. Złożył u nich swoją pierwszą wizytę zagraniczną, podpisał warte 110 miliardów dolarów kontrakty. Pół roku temu Muhammad pojawił się Stanach Zjednoczonych, gdzie odwiedził m.in. Dolinę Krzemową i Hollywood. Przekaz był jeden – w Rijadzie wreszcie jest młody i nowoczesny przywódca, którego Waszyngton wita z otwartymi ramionami.
Nie dziwi więc, że po zniknięciu Chaszodżdżiego Waszyngton wyjątkowo wstrzemięźliwie komentował tę sprawę. W końcu Donald Trump zapowiedział "poważną karę", jeżeli wina saudyjskich władz zostanie udowodniona, nie podano jednak jak dotąd na ten temat żadnych szczegółów.
A bliska relacja USA z Arabią Saudyjska przetrwała już wiele kryzysów. Na czele z tym, gdy 15 z 19 zamachowców z 11 września 2001 roku było Saudyjczykami, podobnie jak sam Osama bin Laden i jego sponsorzy.
Zdaniem analityczki PISM są powody "dla których USA chciałyby, żeby to się nigdy nie wydarzyło".
- Pierwszy to kontrakty wojskowe z Arabią Saudyjską, które - jeśli wierzyć administracji USA - przewyższają kwotę 100 miliardów dolarów, czyli niewyobrażalne pieniądze - podkreśla. Tym samym kontrakty wojskowe zawarte za prezydentury Donalda Trumpa są największe w historii.
- Po drugie jest interes koniunktury światowej, chodzi o cenę ropy. Arabia Saudyjska jest w stanie niemal samodzielnie ją ustalać. Ponieważ od początku listopada wejdą sankcje na irańską ropę, Arabia Saudyjska powinna dostosować swoją produkcję, aby utrzymać światową cenę tego surowca na stosunkowo korzystnym poziomie dla USA - wskazuje dr Sasnal.
Czy to "efekt Trumpa" sprawił, że książę Muhammad bin Salman czuje przyzwolenie na tak impulsywne zachowanie w polityce zagranicznej? To niebezpieczne. To niebezpieczne dla Arabii Saudyjskiej i dla regionu
Dżamal Chaszodżdżi, CBS News
Tymczasem z wizytą do Rijadu przyjechał sekretarz stanu USA Mike Pompeo. Obie strony zadeklarowały wolę wyjaśnienia tej sprawy.
Chaszodżdżi ostrzegał wcześniej przed tak zwanym wpływem efektu Trumpa na młodego Muhammada. Efekt ten rozumiany był jako poczucie bezkarności przez wielu autorytarnych przywódców, ponieważ mieli oni sądzić, że obecny prezydent USA nie będzie skłonny ich krytykować.
Książę zagraża Arabii?
Ale bezwzględna polityka księcia Muhammada może nieść jeszcze większe ryzyko niż ewentualne pogorszenie relacji z USA - destabilizację samej Arabii Saudyjskiej. Jak podkreśla dr Sasnal, prowadzi on "politykę niedostosowaną do realiów", przeceniając swoje siły i uważając swój kraj za wielką potęgę.
Rzecz w tym, że w saudyjskiej monarchii dotąd władzy nie sprawował jedynie król, ale szersze grono najstarszych i najbardziej wpływowych książąt w wielkiej rodzinie Saudów. Dr Sasnal porównuje to do sposobu, w jaki wielkim koncernem kieruje rada zarządzająca. - Natomiast Muhammad bin Salman odsunął wpływowych książąt i sam podejmuje decyzje - wyjaśnia.
Boję się wybuchu wojny pomiędzy Arabią Saudyjską i Iranem (…) Przewiduję też wzrost napięć w saudyjskiej gospodarce i ucieczki wielu ludzi z Arabii Saudyjskiej. Tak wiele rzeczy dzieje się w tym państwie, wszystkie naraz
Dżamal Chaszodżdżi, CBS News
I właśnie te dyktatorskie zapędy najsilniej wytykał następcy tronu Dżamal Chaszodżdżi.
- To polityka, która przynosi Arabii Saudyjskiej szkodę. Z tego powodu następca tronu ma ogromną wewnętrzną opozycję - ocenia dr Sasnal. - A w tamtym rejonie świata przewroty pałacowe są na porządku dziennym. Nienawiść w gronie rodzinnym często jest większa niż poza rodziną - mówi.
A historia pałacowych wojen i przewrotów w Arabii Saudyjskiej przypominać może słynne orientalne baśnie, tylko w wersji dla dorosłych: pełna jest intryg, zdrad i bratobójczych walk, skrywanych przed światem tak dobrze, jak to możliwe.
Nie zawsze jednak udaje się świadectwa ten brutalnej rywalizacji saudyjskich książąt ukryć. Tak było w 1975 roku, gdy podczas audiencji z zimną krwią zamordowano króla, czy w 2016 roku, gdy znikali najbardziej wpływowi Saudyjczycy.
I teraz - gdy cały świat dowiedział się, co dzieje się z krytykami saudyjskich władz.