Nigdy nie wygrał żadnych wyborów, ale według wstępnych wyników to właśnie on zostanie następnym prezydentem Francji. 39-letni Emmanuel Macron będzie najmłodszą głową państwa w historii. Do Pałacu Elizejskiego wprowadzi się ze starszą o niemal ćwierć wieku żoną "z przeszłością". Przyszła pierwsza rodzina będzie daleka od modelowej, ale Francuzom to chyba nie przeszkadza. Na końcówce jego kampanii pojawiły się polskie wątki i nie jest to dla nas dobra wiadomość.
Kiedy rok temu startował ze swoim centrowym ruchem En Marche! (pol. Naprzód!), nikt nie dawał nowej inicjatywie żadnych szans. Kiedy kilka miesięcy później pod koniec sierpnia 2016 roku odchodził z socjalistycznego rządu Manuela Vallsa, gdzie był ministrem gospodarki, większość sądziła, że skazuje się na polityczny niebyt. Kiedy ogłosił start w wyborach prezydenckich, miał być po prostu jednym z kilkunastu, nieliczących się kandydatów.
- Jeszcze dwa lub trzy miesiące temu nikt nie dawał mi szans na pojawienie się w drugiej turze - mówił Emmanuel Macron w rozmowie z France2 już po pierwszej turze wyborów prezydenckich. W kilka miesięcy zbudował potężną machinę wyborczą i wygrał pierwszą turę, zdobywając więcej głosów od liderki skrajnej prawicy Marine Le Pen, która niemal do ostatnich tygodni prowadziła w sondażach.
W niedzielę - w czasie drugiej tury wyborów - potwierdził, że dobra passa eurosceptyków i populistów w Europie dobiegła końca.
Sondaże przed drugą turą dawały mu jednoznaczne zwycięstwo. Według cząstkowych wyników podanych w niedzielę późnym wieczorem przez ministerstwo spraw wewnętrznych zagłosowało na niego ponad 60 procent wyborców.
Co więcej, sondaże wskazują, że jego En Marche! po czerwcowych wyborach parlamentarnych może być największą partią w parlamencie.
Kandydat Macron atakuje Polskę
W kampanii Macron był początkowo obrońcą pracowników delegowanych we Francji (najwięcej wśród nich jest Polaków) i określał to zjawisko mianem pozytywnego. Retorykę zmienił, kiedy sprawa zaczęła dotyczyć jego rodzinnego Amiens. To sprawę likwidowanej fabryki Whirpoola przenoszonej właśnie z Amiens do Łodzi podniosła w kampanii jako pierwsza jego rywalka Marine Le Pen.
Chcę, aby przypadkowi Polski przyjrzano się w sposób całościowy. I aby w kwestiach dotyczących praw i wartości Unii Europejskiej wprowadzono sankcje.
Emmanuel Macron
Macron, zwolennik wolności w gospodarce, od tego momentu zaczął podnosić kwestie pracownicze. Zapowiedział, że chciałby przeglądu unijnego prawa dotyczącego delegowania pracowników i nawiązał do niskich płac w Polsce.
- Ludzie w tym samym państwie muszą otrzymać to samo wynagrodzenie za tę samą pracę. Nie możemy dłużej mieć systemu, w którym pracownik francuski dostaje wynagrodzenie 100, podczas gdy pracownik przyjeżdżający z Polski 40 - powiedział.
Ale to nie jedyny polski wątek w kampanii wyborczej Macrona. Następnego dnia po wizycie w strajkującej fabryce Whirpoola, w wywiadzie dla dziennika "Voix du Nord" obiecał, że jeśli zostanie prezydentem, to opowie się za unijnymi sankcjami wobec Polski, która "naruszyła wszystkie zasady Unii".
- Nie możemy mieć takiej Europy, w której (...) gdy mamy do czynienia z państwem członkowskim zachowującym się tak jak Polska czy Węgry w kwestiach dotyczących uniwersytetu, wiedzy, uchodźców, wartości fundamentalnych, to podejmuje się decyzje, aby nie robić nic - powiedział Macron. - Chcę, aby przypadkowi Polski przyjrzano się w sposób całościowy. I aby w kwestiach dotyczących praw i wartości Unii Europejskiej wprowadzono sankcje.
Potem na wiecu w Paryżu uznał Jarosława Kaczyńskiego za "przyjaciela i sojusznika" Marine Le Pen, stawiając go w jednym szeregu z premierem Węgier Viktorem Orbanem i rosyjskim prezydentem Władimirem Putinem. - Znacie przyjaciół i sojuszników pani Le Pen. To reżimy panów Orbana, Kaczyńskiego i Putina. To nie są ustroje otwartej i wolnej demokracji. Codziennie łamane są tam liczne swobody, a wraz z nimi nasze zasady - powiedział.
- W Polsce jest pełna demokracja, możliwe, że najlepsza ze wszystkich w Europie - odpowiedział mu prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński. W PiS wypowiedź Francuza wywołała duże oburzenie i lawinę komentarzy.
Trudna relacja z Kremlem
Macron na pieńku ma też z Moskwą, która - jak twierdzi - od miesięcy próbuje sabotować francuskie wybory. Hakerzy - których eksperci ds. bezpieczeństwa wiążą z jednostką rosyjskiego wywiadu - mieli atakować jego strony internetowe i bazy danych. W zamian sztab Macrona odmówił przyznania akredytacji do relacjonowania wieczoru wyborczego przy pierwszej i drugiej turze mediom finansowanym przez Moskwę: agencji prasowej Sputnik, telewizji RT (dawniej Russia Today) i agencji wideo Ruptly.
Kreml utrzymuje, że nie udziela poparcia żadnemu kandydatowi w wyborach, które jego zdaniem są wyłącznie sprawą Francuzów.
Tuż przed rozpoczęciem się ciszy wyborczej do sieci wyciekło 9 gigabajtów dokumentów i danych pochodzących ze sztabu Macrona. Według komunikatu prawdziwe dokumenty zostały pomieszane z fałszywymi, aby wywołać jeszcze większe zamieszanie. Dokumenty mają dotyczyć wewnętrznych danych z przebiegu kampanii, w tym e-maili i rozliczeń finansowych. Nie wiadomo, kto wypuścił te dane i czy Kreml ma z tym cokolwiek wspólnego.
We Francji pisze się jednak, że rosyjskie media finansowane przez Kreml żywo zaczęły interesować się Macronem, kiedy trochę niespodziewanie i z zaskoczenia pojawił się na wysokiej pozycji w sondażach prezydenckich. Kampania dyskredytowania ruszyła od wywiadu udzielonego agencji Sputnik przez prorosyjskiego i proasadowskiego - jak piszą o nim francuskie media - drugorzędnego francuskiego parlamentarzystę Nicolasa Dhuicqa.
Deputowany mówił tam m.in., że Macron "przez całą swoją karierę działał jak agent wielkiego amerykańskiego systemu bankowego", nawiązując do tego, że polityk jest byłym bankierem. Obszernie opowiadał także o rzekomym "podwójnym życiu", jakie żonaty od dekady Macron miał wieść z prezesem Radio France Mathieu Galletem. Jego zdaniem świadczy o tym to, że faworyt francuskich wyborów jest "pupilkiem" i "ulubieńcem" francuskich mediów, które "są w posiadaniu małej, konkretnej grupy ludzi" oraz że jest finansowany przez "bardzo bogate lobby gejowskie". Mówiąc krótko - parlamentarzysta sugeruje, że Macron jest gejem i ukrywa przed światem swój homoseksualizm. Jednocześnie wyrażał nadzieję, że "kontrowersyjne szczegóły dotyczące życia Emmanuela Macrona i jego związków wypłyną na światło dzienne".
Ale wywiad Dhuicqa to nie wszystko. Swój "wkład" we francuską kampanię zapowiedziało także WikiLeaks. Julian Assange w rozmowie z państwowym dziennikiem "Izwiestia" już w lutym 2017 roku zapowiedział, że niebawem opublikuje ciekawe informacje dotyczące francuskiego kandydata, które znaleziono w mailach Hillary Clinton. "Assange doleje oliwy do ognia w kampanii prezydenckiej we Francji" - podsumowywał rozmowę dziennik.
Żadnych przełomowych dokumentów dotyczących Macrona WikiLeaks jednak nie ujawniło.
W WikiLeaks nazwisko Macrona pojawiało się tylko w kontekście zaproszenia z 2015 roku przedstawicieli sztabu Clinton na obiad organizowany przez niego w Paryżu, kiedy był ministrem gospodarki. W spotkaniu miał wziąć udział m.in. premier Manuel Valls i czołowi francuscy politycy. Francuskie media twierdzą, że Rosjanie chcą zrobić z Macrona "wasala Clinton".
"Rosyjskie media dokonały skoku na kandydata, atakując go plotkami i insynuacjami" - zwracał uwagę w lutym amerykański dziennik "Washington Post", przypominając, że Macron jest dyskredytowany podobnie jak kiedyś Hillary Clinton.
W środę 8 lutego pojawiły się kolejne niepokojące sygnały ze sztabu Emmanuela Macrona. Tygodnik "Le Canard enchaine" podał, że strona internetowa jego partii En Marche! pada ofiarą ataków hakerskich ze wschodu na niespotykaną dotychczas skalę. Próby włamań rozpoczęły się w listopadzie, kiedy pojawiły się pierwsze nieoficjalne informacje o tym, że Macron będzie kandydować, a - jak twierdzi magazyn - "nagle nasiliły się" w ostatnich tygodniach.
"Le Canard enchaine" pisze o 1922 próbach włamań. W 907 przypadkach pośrednio lub bezpośrednio wykorzystano komputery na Ukrainie.
- Rosja Putina popiera ruchy izolacjonistyczne i populistyczne, potępiając liberalizm i wszystko, co jest "multi" - powiedział francuskiemu "Huffington Post" dziennikarz Nicolas Henin. - I nawet skoro Emmanuel Macron nie powiedział nic przeciwko Putinowi, to wypowiedzi jego rywali są znacznie bardziej konkretne - dodał. Ocenił, że Macron "jest bez wątpienia najmniej eurosceptycznym kandydatem" we francuskich wyborach.
Pan perfekcyjny
Macron wysunął się na lidera sondaży prezydenckich we Francji trochę przypadkiem i niespodziewanie. Niewątpliwie pomogła mu "Penelopegate", czyli afera związana z żoną kandydata Republikanów Francois Fillona, która na fikcyjnych kontraktach - jak twierdzą francuskie media - w roli asystentki męża miała zarobić około miliona euro. Skandal pogrążył Fillona, nie wszedł do drugiej tury.
Kim jest człowiek, który zastąpił niemal murowanego jeszcze kilka miesięcy temu kandydata na prezydenta Francji?
Macron ma 39 lat, urodził się w 1977 roku w Amiens w północnej Francji. Jest synem znanego profesora neurologii i lekarki. Jest absolwentem elitarnego liceum Henryka IV w Paryżu, do którego rodzice wysłali go przed maturą po tym, jak wdał się w romans ze swoją nauczycielką francuskiego i późniejszą żoną.
Macron jest magistrem filozofii i przez pewien czas był asystentem znanego filozofa Paula Ricoeura. Ukończył prestiżową szkołę administracji ENA, kuźnię francuskich elit politycznych. Znalazł się w najlepszej piętnastce studentów swojego roku, dzięki czemu bez problemu znalazł pracę w administracji.
Później trafił na prestiżowe stanowisko w ministerstwie skarbu, gdzie pracował w komisji opracowującej działania na rzecz wzrostu gospodarczego Francji. W 2008 roku porzucił służbę cywilną i rozpoczął pracę w Banku Rothschild, gdzie błyskawicznie awansował i pomagał przy sfinalizowaniu wartej miliardy funtów umowy kupna Pfizera przez Nestle. Francuskie media twierdzą, że dzięki tej transakcji stał się milionerem.
Bogatszy - jak twierdzą dziennikarze - o około 2 miliony euro Macron wrócił później do pracy urzędnika, tym razem w Pałacu Elizejskim jako bliski współpracownik prezydenta Francji Francois Hollande’a.
W 2014 roku Hollande polecił go premierowi Manuelowi Vallsowi na stanowisko ministra gospodarki. Tak 37-letni wówczas Macron stał się najmłodszym szefem tego resortu w historii. To wówczas szerzej nieznany, przystojny i czarujący minister stał się ulubieńcem kolorowych mediów. Sensację wzbudził zwłaszcza jego długoletni związek z kobietą starszą od niego o 24 lata.
Para poznała się w liceum w Amiens, kiedy Macron miał zaledwie 15 lat. Brigitte Trogneux była jego nauczycielką francuskiego. Miała męża i troje dzieci, ale mimo to między panią profesor i uczniem zaiskrzyło. Pachniało skandalem. Obie rodziny były bardzo znane w Amiens - Macronowie byli szanowanymi lekarzami, a państwo Trogneux mieli sieć bardzo popularnych cukierni. Obawiano się o reputację obu rodzin. Macronowie postanowili przerwać romans i wysłali syna do Paryża, gdzie miał zdać maturę, a potem zacząć studia i zapomnieć o znacznie starszej kobiecie.
Plotkarskie media twierdzą, że rodzicom wcale nie udało się rozdzielić pary, choć oficjalnie podaje się, że Emmanuel Macron i Brigitte Trogneux są w związku, odkąd on ukończył 18 lat. Ślub wzięli w 2007 r. Nie mają własnych dzieci, ale Brigitte ma troje dzieci z pierwszego małżeństwa i siedmioro wnucząt.
Brigitte Macron - jak twierdzą francuskie media - jest kimś więcej niż tylko żoną. W ubiegłym roku przeszła na emeryturę, by pomóc małżonkowi w kampanii i sprawach partyjnych. - Nie zrobi nic bez poradzenia się jej: od doboru współpracowników po wybór garnituru czy fryzury. Ona prowadzi jego dziennik - powiedział znajomy małżeństwa tygodnikowi "L’Obs".
Z posądzeniami Macrona o homoseksualizm para - oprócz ostatniego ataku mediów związanych z Kremlem - musiała się już zmierzyć już w ubiegłym roku, kiedy Macron odszedł z rządu i założył partię. Młodego polityka zdyskredytować próbował obóz związany z byłym prezydentem Nicolasem Sarkozym, rozpuszczając pogłoski, że miał romans homoseksualny z szefem publicznego radia Mathieu Galletem.
Kampania inna niż wszystkie
Macron na tle innych kandydatów, którzy prześcigali się na radykalne hasła i prowadzili kampanię, strasząc zagrożeniem terrorystycznym i migrantami, szedł do wyborów z hasłami gospodarczymi: odblokowania ekonomicznego kraju, odzyskania przez Francję dawnej świetności i poprawy zamożności.
Początkowo opowiadał się za zmianą 35-godzinnego tygodnia pracy tak, by młodzi pracowali więcej, a starsi mniej, ale ostatecznie wycofał się z takiego rozróżnienia. Chce, by freelancerzy i samozatrudnieni nabyli więcej praw socjalnych, ograniczając przy tym rozbudowane przywileje "etatowców". Zapowiedział też reformę systemu podatkowego - zamiast opodatkowywać aktywa, które firmy mogą przeznaczyć na inwestycje, wolałby daniny od nieruchomości. Jest także zdecydowanym przeciwnikiem rozdawnictwa publicznych pieniędzy. - Żeby być postępowym, musisz wiedzieć, jak produkować, a dopiero potem rozdawać - tłumaczył w radio France Inter.
Poglądy na Unię Europejską? Niektórzy określają go mianem eurofila i federalisty, co obecnie jest mało popularne w Europie Zachodniej, szczególnie u jego głównej konkurentki Marine Le Pen. On sam w wywiadzie dla "Le Figaro" stwierdził kiedyś, że nie jest "ani proeuropejski, ani eurosceptyczny, nie jest też federalistą w klasycznym sensie", ale swój En Marche! uważa za "jedyną proeuropejską siłę polityczną w Europie". Jest zwolennikiem zacieśnienia współpracy w ramach strefy euro.
Macrona określa się także mianem atlantysty - dużego zwolennika NATO i zacieśniania współpracy ze Stanami Zjednoczonymi. To zupełnie przeciwne poglądy od głoszonych przez Le Pen i Fillona, którzy opowiadają się za zbliżeniem z Moskwą, a nawet zniesieniem sankcji, kosztem relacji z USA. To może nie podobać się w Moskwie.
W przeciwieństwie do wielu francuskich polityków Macron jest także zwolennikiem polityki otwartych drzwi wobec imigrantów. Jego zdaniem ma to pozytywny wpływ na gospodarkę. Jednocześnie krytykuje unijną agencję Frontex za niewystarczającą ochronę granic. Jest zwolennikiem przyjmowania uchodźców. Twierdzi, że procedury azylowe powinny ulec skróceniu, jednak opowiada się za bezwzględną deportacją tych, którzy azylu we Francji nie uzyskają.
Jeśli chodzi o zakaz noszenia burek w miejscach publicznych, to uważa go za ograniczanie praw obywateli. W wywiadzie dla magazynu "Marianne" stwierdził, że "sekularyzm nie powstał, by promować religię republikańską". Opowiada się przeciw odbieraniu obywatelstwa osobom skazanym za terroryzm, twierdząc, że to żadne "konkretne rozwiązanie". Jego zdaniem "bezkresne przedłużanie stanu wyjątkowego [obowiązujące we Francji od zamachów z listopada 2015 roku - red.] budzi uzasadnione pytania. W zamian proponuje dofinansowanie służb specjalnych i bon wartości 500 euro dla każdego młodego człowieka, który można byłoby przeznaczyć wyłącznie na kulturę. W ten sposób - jak twierdzi - być może udałoby się zachęcić młodych ludzi do odkrywania historii i obyczajów Francji i powstrzymać terroryzm oraz radykalizowanie się młodych.
Prezydent?
Emmanuel Macron będzie najmłodszym prezydentem w historii Francji i odbierze tytuł najmłodszej głowy państwa Napoleonowi Bonapartemu, który w chwili zaprzysiężenia miał prawie 41 lat.
Krytycy zwracają uwagę, że Macron nie ma doświadczenia i nigdy nie wygrał żadnych wyborów. Nigdy przedtem zresztą nie startował.
Wybory prezydenckie we Francji »
On sam określa się jako kandydat niezależny i bezpartyjny, choć w przeszłości otarł się o Partię Socjalistyczną. Od ponad roku jest liderem partii - którą woli określać mianem "ruchu" - En Marche!, przez politologów uważaną za centrową. Twierdzi, że chce zerwać ze sztywnym podziałem na prawicę i lewicę.
- Jako jeden z niewielu ma zdolność zbierania głosów z różnych ugrupowań politycznych. W wyborach prezydenckich to jest ogromnie ważne, bo właściwie nie można ich wygrać, opierając się tylko na swoim obozie politycznym - mówił w "Faktach z zagranicy" TVN24 BiS Piotr Moszyński, korespondent RFI.
Przeciwnicy Macrona zwracają jednak uwagę, że tak naprawdę jest on człowiekiem znikąd. Znikąd, czyli spoza systemu partyjnego. Sugerują, że może być "produktem" stworzonym na potrzeby kampanii. "L'Obs" pisze w wprost: "Problem z Emmanuelem Macronem jest taki, że nikt poza jego żoną do dzisiaj nie potrafi powiedzieć, kim właściwie jest".