Wojna w Jugosławii pozbawiła świat być może najwspanialszej drużyny w historii piłki. Prosineczki, Boban, Stojković, Jugović, Saviczević, Szuker, Boksić i Mijatović nie pojechali na Euro. Ich miejsce zajęli Duńczycy. Gdzieś na pograniczu snów, marzeń i blednącej już pamięci milionów dawnych Jugosłowian tamta reprezentacja – ta, której tak naprawdę nigdy nie było – wciąż stoi na szczycie.
Z mundialu we Francji w 1998 r. pamięta się dwie reprezentacje: genialnych Francuzów, którzy zdobyli mistrzostwo, i doskonałych Chorwatów, którzy w półfinale trafili na Francuzów. W opinii niektórych Chorwaci tamto spotkanie z Trójkolorowymi by wygrali, gdyby nie kontuzja Roberta Prosineczkiego, który dowodził wtedy grą w środku pola.
"Gdyby…" jest motywem przewodnim tej krótkiej opowieści, bo w 1992 r. Chorwaci – Zvonimir Boban, Davor Szuker, Robert Prosineczki i Robert Jarni – byli o sześć lat młodsi i stanowili zaledwie dopełnienie jednej z najwspanialszych reprezentacji w historii futbolu – Jugosławii. Wtedy, na Euro'92, jeszcze z innymi paszportami, do zdobycia tytułu szykowali się najlepsi z najlepszych Serbów, Chorwatów, Słoweńców, Bośniaków i Macedończyków.
Ani wtedy, ani później nie wyszli już jednak wspólnie do meczu.
Dejan, Dragan i Sreczko
Po zdobyciu 24 lata temu mistrzostwa Europy z reprezentacją Danii jej bramkarz Peter Schmeichel wypowiedział słynne słowa: – Nie mogliśmy dorównać Jugosławii w eliminacjach, ale potem ich wyrzucono i znaleźliśmy się na Euro. Graliśmy w imieniu Jugosławii i dla wszystkich jej mieszkańców. Jeździliśmy nawet autobusem w ich barwach narodowych. Praktycznie byliśmy Jugosławią. Tego nie da się po prostu wyjaśnić.
Duńczycy zajęli miejsce Jugosłowian w turnieju rozgrywanym w Szwecji i go wygrali. Skoro mistrzostwo zdobyli oni, dlaczego nie mieliby tego wtedy zrobić Słowianie z południa? Ich skład był imponujący.
Najbardziej doświadczona była wtedy trójka: Dejan Saviczević (Czarnogórzec), Dragan Stojković (Serb) i Sreczko Katanec (Słoweniec). Saviczević – "Diabeł", jak mówili o nim ci przez niego pokonani oraz ci, którzy mu kibicowali – miał jeden z najbardziej efektownych dryblingów w historii. Na boisku wyglądał jak połączenie Platiniego, Zidane'a i Maradony; widział na nim wszystko i często biegł 30-40 m z kilkoma rywalami na plecach. Stojković – najlepszy piłkarz Jugosławii końca lat 80. – był obdarzony świetną techniką i piekielnie precyzyjnym strzałem. Katanec – jeden z najlepszych słoweńskich piłkarzy w historii, defensywny pomocnik – najpierw był podporą Dynama Zagrzeb, potem Partizana Belgrad, a od 1989 r. grał już w Sampdorii Genua, z którą zdobywał mistrzostwo, Puchar Włoch oraz Puchar UEFA.
Już ta trójka na boisku mogła wyczyniać niebywałe rzeczy, jednak w 1992 r. w czasie eliminacji dołączyło do nich złote pokolenie – następcy wicemistrzów Europy z 1968 r. Już w 1987 r. drużyna, której trzon stanowiły późniejsze gwiazdy mundialu we Francji, zszokowała większość obserwatorów, zdobywając mistrzostwo świata do lat 20.
Złote pokolenie
Prym w barwach tej młodej Jugosławii wiedli wtedy Chorwaci: Robert Jarni, Igor Sztimac, Robert Prosineczki, Zvonimir Boban i Davor Szuker, oraz Serb (a potem, z wyboru, Czarnogórzec) Predrag Mijatović. Ta drużyna mogła być dowodem na to, że było coś magicznego w tamtym odległym już 1968 r., bo to wtedy urodzili się Jarni, Szuker i Boban, a Prosineczki i Mijatović przyszli na świat tylko chwilę później – w styczniu 1969 r.
Minęły więc ponad dwie dekady i w Szwecji, na progu lata 1992 r., historia miała zatoczyć koło, tym razem jednak dając Jugosłowianom tytuł i status najlepszej drużyny kontynentu.
Wszyscy wymienieni wyżej Chorwaci w latach 90. zrobili kariery w najsilniejszych ligach świata. Prosineczki był na przełomie lat 80. i 90. podporą Crvenej Zvezdy Belgrad, by potem przenieść się do Hiszpanii i grać m.in. dla Realu Madryt i Barcelony. Boban przez dziewięć lat dyrygował grą Milanu, zdobywając z nim m.in. cztery tytuły w Serie A. Jarni najpierw w 1991 r. odszedł z Hajduka Split do Włoch, a potem do Betisu Sewilla w latach jego świetności. On również spędził sezon w Realu. "Królewskich" nie sposób sobie w ogóle wyobrazić w latach 90. bez Szukera i Mijatovicia. Ci dwaj odpowiadali za ofensywę ekipy, w której do swoich ról dopiero dorastali Raul i Morientes. To Mijatović strzelił 20 maja 1998 r. gola dającego Realowi zwycięstwo w rozgrywkach Pucharu Europy (wtedy już Ligi Mistrzów) po raz pierwszy od 32 lat.
Poza nimi w środku pola na Euro'92 mieli też zagrać ich o kilka lat starsi koledzy: Sinisza Mihajlović i Vladimir Jugović (Serbowie) oraz napastnik Alen Bokszić (Chorwat).
Bokszić na początku lat 90. rozwijał talent. Wkrótce z Hajduka Split trafił do Olympique Marsylia, w którym został królem strzelców Ligue 1, grając w ataku z Rudim Voellerem. Potem, grając w Lazio, stał się legendą Rzymu. W 1993 r. w plebiscycie "France Football" na najlepszego piłkarza Europy przegrał tylko z Robertem Baggio.
O Siniszy Mihajloviciu wystarczy powiedzieć, że nikt chyba w latach 90. nie wykonywał lepiej rzutów wolnych. Do tej pory nikt w historii Serie A, w której grał w barwach Romy, Sampdorii i Lazio, nie strzelił więcej goli bezpośrednio z tego stałego fragmentu gry. Kogoś takiego jak Mihajlović wcześniej nie było. Lewy obrońca reprezentacji Jugosławii, a potem Serbii strzelał gole nawet bezpośrednio z rzutów rożnych. Piłka pod jego nogami była czymś innym.
Jugović – pomocnik Crvenej Zvezdy Belgrad, a potem Sampdorii, Juventusu, Lazio i Interu – dwa razy wygrywał Ligę Mistrzów (z Crveną i Juve).
Wśród Chorwatów, Serbów i Słoweńców tym, który stanowił o sile Jugosławii, był również jednak Macedończyk Darko Panczev. Legenda Vardara Skopje i Crvenej Zvezdy, w 1991 r. zdobył Złoty But za strzelenie rekordowej liczby bramek na kontynencie, wygrywając wtedy Puchar Europy i Puchar Interkontynentalny. W sumie strzelił wtedy we wszystkich rozgrywkach 40 goli w 43 meczach. W kolejnym sezonie, tuż przed Euro'92 – 31 w 37.
Był też Faruk Hadżibegić – Bośniak, który czekał na Euro być może z największą niecierpliwością, bo dwa lata wcześniej w czasie mundialu we Włoszech nie strzelił decydującego karnego w ćwierćfinałowym meczu z Argentyną. Hadżibegić w 1992 r. miał już 35 lat, wciąż jednak był ostoją defensywy. Legenda Sarajewa swoją karierę podzieliła po równo między Bośnię i Francję.
Wszystkie sukcesy tych piłkarzy w klubach oraz sukcesy i porażki z reprezentacją tworzyły wiosną 1992 r. z Jugosławii ekipę, która – jak mówiono w tamtym czasie w mediach na Bałkanach – "miała coś udowodnić światu"; ekipę złożoną z przedstawicieli wszystkich narodów Jugosławii, którą coraz szybciej wciągał wir nienawiści, a wkrótce i wojny.
Tamten turniej Euro rozgrywany w czerwcu 1992 r. w Szwecji mógł pokazać światu, że nim Jugosławia zniszczy samą siebie, na kolana upadnie przed nią Europa. Historia miała dla niej inny plan.
Adam Sobolewski