Przez ponad 70 lat były ukryte pod piaskiem i wodami Bałtyku, teraz przypomniał o nich odpływ. Na plaży w Chałupach można było natknąć się na... parowóz. To pamiątka z czasów wojny. Na zdjęciach z 1945 r. widać jeszcze lokomotywy stojące w morzu. Pod piaskiem zniknęły ostatecznie w latach 60.
Na plaży w Chałupach stoi znak ostrzegający przed wrakami. Turyści są przekonani, że chodzi o statki – w końcu na morskim wybrzeżu to nic dziwnego. Tylko miejscowi znają prawdę: te wraki to lokomotywy, które znalazły się pod tonami piasku.
Na fotografiach zrobionych w 1945 r., tuż po wojnie, widać parowozy ustawione w rzędzie. "Lokomotywy sięgały długim szeregiem w morze" - opisywano wtedy ten widok. Wielu ten obraz może wydawać się surrealistyczny, ale jest jak najbardziej prawdziwy.
– Każdy jest zdziwiony. Nie wszyscy chcą uwierzyć, że to prawda. Wśród miejscowych wiedza o tym, gdzie dokładnie są lokomotywy, przekazywana jest jednak z pokolenia na pokolenie – opowiada Leszek Kucira, mieszkaniec Kuźnicy.
Niemcy z półwyspu zrobili wyspę
Wykorzystując polskie doświadczenia z 1939 r., w pobliżu Chałup Niemcy zrobili pod koniec 1944 r. przekop półwyspu parometrowej szerokości, który ciągnął się od morza do zatoki. Na odcinku między Chałupami a Kuźnicą zbudowali drugą zaporę przeciwczołgową – to właśnie jej przedłużenie stanowiły spięte ze sobą, wchodzące w morze lokomotywy.
– Aby umieścić tam składy, zrobiono rozjazd od istniejącej linii zbudowanej w 1921 r., po którym do wody wjechały parowozy – opowiada Artur Labudda, kustosz Muzeum Kolei Helskich. – Chodziło przede wszystkim o to, żeby uniemożliwić Rosjanom przedostanie się, a lokomotywy idealnie nadawały się na zapory – dodaje.
Czołgi nie mogły się przedrzeć przez barykady, a atakujący żołnierze, aby je pokonać, musieli wspiąć się na lokomotywy lub opłynąć je w głębokiej na około 3 m wodzie. Przez to byli łatwym celem.
Półwysep Helski stał się dla Niemców pod koniec II wojny światowej ostatnią drogą ucieczki przed Armią Czerwoną. Pod koniec 1944 r. rozpoczęły się bombardowania w rejonie Zatoki Gdańskiej. Po ciężkich walkach, kiedy Pomorze zajmowali Rosjanie, nieustannie szły niemieckie transporty morskie wywożące tysiącami rannych i uciekinierów do Rzeszy z portów w zatoce i na półwyspie.
"Ten skład może ważyć nawet ponad 100 ton"
– Według relacji mieszkańców Chałup Niemcy wykonali pięć tego typu barykad: dwie od strony otwartego morza oraz trzy od strony Zatoki Puckiej. Znajdowały się one w najwęższym miejscu cypla – między Chałupami a Kuźnicą – opowiada Labudda.
Ten w okolicach Chałup to prawdopodobnie ostatni skład, jaki w morzu pozostał. – Było ich więcej, ale barykady od strony pełnego morza bliżej Kuźnicy wysadzono. Lokomotywy od strony zatoki natomiast wyciągnięto po wojnie i przywrócono do ruchu. Jeździły po pomorskich torach jeszcze wiele lat, aż w końcu trafiły na złom. Ta bliżej Chałup została pod wodą i piaskiem – wyjaśnia Kucira.
Fale morskie, sztormy i nieustannie przesuwająca się linia brzegowa coraz bardziej zatapiały ją w piachu. Według mieszkańców w latach 60. plażowicze widzieli już tylko niewielki fragment wystającej znad wody lokomotywy. – W tym kawałku blachy trudno było się jej dopatrzyć, nikt nie podejmował się wyciągnięcia tego składu, chociaż byli tacy, którzy, kopiąc głębiej, dostrzegali zarysy kabiny maszynisty – opowiada Kucira.
Znaki ostrzegają, jednak wielu plażowiczów czy windsurferów nie spodziewa się nawet, na co może trafić. - Zwykle, jeśli już coś można było dostrzec, to jedynie niewielkie fragmenty, ale pewnie nikt się tu nie spodziewa zderzenia z lokomotywą. Lepiej uważać - mówią mieszkańcy półwyspu.
Ostatnio, gdy poziom morza się obniżył, Leszek Kucira zrobił zdjęcia tego, co dało się jeszcze zobaczyć. Po raz pierwszy od wielu lat. Kolejna taka szansa może się długo nie pojawić.
Labudda przekonuje, że choć znalezisko jest bardzo cenne, a kilkadziesiąt lat pod piaskiem na pewno świetnie zakonserwowało skład, to raczej nie ma możliwości wydobycia parowozu. – Ten skład może ważyć nawet ponad 100 ton. Taka operacja wymagałaby dużego przygotowania i byłaby bardzo kosztowna. Szczerze mówiąc, w Polsce chyba nie ma takiego muzeum, które byłoby w stanie się tego podjąć – ocenia.
Półwysep był ostatnim bastionem Niemców
Szacuje się, że w ostatnich miesiącach wojny przez Hel przewinęło się od 100 do 200 tysięcy Niemców. To byli zarówno żołnierze, jak i ludność cywilna, uciekinierzy ze Wschodu.
wyliczał Wojciech Waśkowski, członek Stowarzyszenia Przyjaciele Helu
Z końcem II wojny światowej Niemcy przewieźli na Hel masy ludzi – korzystając z wszelkich dostępnych środków transportu wodnego. Półwysep był zatłoczony ponad granice możliwości, niektóre źródła mówią o 140 tys., a nawet 365 tys. ludzi. Zgromadzono tam olbrzymie ilości sprzętu wojskowego, ale nie było amunicji i paliwa.
Brakowało też pożywienia dla setek tysięcy osób. Cały czas trwały naloty rosyjskich myśliwców i bombowców, transporty morskie przepełnione uciekinierami były masowo zatapiane w okolicach półwyspu.
Pod koniec stycznia 1945 r. zarządzono wielką ewakuację. 30 stycznia z Gdyni w ostatni rejs wyruszył okręt koszarowy Wilhelm Gustloff. Późnym wieczorem został trafiony trzema torpedami, wystrzelonymi przez radziecki okręt podwodny S-13. Na pokładzie było ok. 10 tys. pasażerów: oficerowie, marynarze, ranni żołnierze, pielęgniarki, ale przede wszystkim uciekinierzy. Zginęło (większość zamarzła w morzu, w kamizelkach ratunkowych) od 5350 do 9343 osób (różne źródła podają różne liczby), a uratowało się od 904 do 1252 osób. Wrak Gustloffa spoczywa na dnie morza, ok. 40 km na północ od Łeby.
– Jest teraz statkiem-grobem. Mimo to docierają tam płetwonurkowie, którzy uważają, że w sejfach mogą znaleźć skarby – mówi Bartosz Zajda, były rzecznik prasowy dowódcy Marynarki Wojennej.
W połowie 2013 r. na dnie Morza Bałtyckiego na wraku Wilhelma Gustloffa złożono urnę z prochami Heinza Schoena. Niemiec przeżył katastrofę zatopionego w styczniu 1945 r. liniowca:
W nocy 10 lutego 1945 r. zatopiony został Steuben z ok. 5 tys. rannych żołnierzy i uciekinierów. Zatopił go ten sam okręt podwodny co Gustloffa – i prawie w tym samym miejscu. Było 3,5 tys. ofiar. Dwa miesiące później okręt Goya płynący z Helu trafiły dwie torpedy z radzieckiego okrętu podwodnego. Na pokładzie było ok. 7 tys. ludzi (cywilnych uchodźców i rannych żołnierzy).
Ostatni okręt odpłynął z Helu 6 maja.
Wojska niemieckie broniły się tam do samego końca. Zapory okazały się skuteczne. Dopiero 9 maja 1945 r., po podpisaniu przez III Rzeszę aktu bezwarunkowej kapitulacji, Półwysep Helski się poddał.