Dzięki nowatorskim badaniom laserowym w azjatyckiej dżungli odkryto rozległe pozostałości po jednej z najmniej zbadanych dawnych cywilizacji – Imperium Angkoru. Możliwe, że to dopiero początek, ponieważ nowe metody badań archeologicznych mają szansę przynieść kolejne sensacyjne odkrycia, również w Polsce.
W 1861 r. Francuz Henri Mouhot dokonał odkrycia, które uczyniło jego nazwisko nieśmiertelnym. Po miesiącach wycieńczającej wędrówki przez tropikalne, malaryczne dżungle natrafił na terenie dzisiejszej Kambodży na pozostałości nieznanego zachodniemu światu imperium. Swoje odkrycie obszernie opisał w dzienniku, bogato ilustrując ten opis szkicami imponujących, porośniętych roślinnością świątyń o niespotykanej architekturze.
Mouhot nigdy się nie dowiedział, co tak naprawdę odkrył, ponieważ nie było mu już dane opuścić ziemi tajemniczego imperium – kilka miesięcy później zmarł w dżungli na malarię. Jego dzienniki zostały jednak zachowane, przewiezione do Europy i opublikowane, a cały świat po raz pierwszy usłyszał wówczas o Imperium Angkoru – jednej z największych średniowiecznych potęg, której stolica była największym miastem świata, jakie stworzył człowiek przed rewolucją przemysłową.
Imperium Angkoru przeżywało czasy swojej świetności między XI a XIII wiekiem, obejmując wówczas tereny współczesnych Kambodży, Laosu i Tajlandii, a częściowo również Wietnamu i Birmy. Jego stolicą było miasto Angkor zamieszkiwane w średniowieczu przez milion ludzi – Khmerów, których potomkowie żyją dziś w Kambodży. Jednak wraz ze swoim upadkiem w czasach, gdy Polacy toczyli wojny z Zakonem Krzyżackim, stworzone głęboko w dżungli imperium odeszło w niepamięć, a o jego pozostałościach wiedziała już tylko miejscowa ludność.
Nowe miasta pośród turystów
Angkor do dziś pozostaje jedną z najmniej odkrytych i zbadanych dawnych kultur i to mimo olbrzymiej w ostatnich latach popularności. Jego serce, monstrualny kompleks mieszkalno-świątynny w pobliżu jeziora Tonle Sap w Kambodży, wpisane jest na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO i stało się jednym z najliczniej odwiedzanych turystycznych miejsc w Azji Południowo-Wschodniej.
Za sprawą ostatnich badań archeologicznych odkryto jednak, że wokół odwiedzanych tłumnie zabytków stołecznego Angkoru znajdują się całkowicie nieznane pozostałości wielu innych średniowiecznych miast tego imperium. Przełomu udało się dokonać dzięki nowatorskiej metodzie badań zwanej Lidar, którą zastosowano na obszarze niemal 2 tys. km kw. dżungli.
Polega ona na tym, że lecący na wysokości kilkuset metrów śmigłowiec skanuje powierzchnię ziemi laserami, które precyzyjnie badają ukształtowanie terenu i umożliwiają stworzenie jego trójwymiarowej mapy. Szczególnie istotną zaletą w przypadku porośniętych gęstą roślinnością pozostałości Angkoru był fakt, że badanie to umożliwia usunięcie z komputerowego obrazu drzew i odkrycie tego, co na co dzień znajduje się w ich cieniu.
Największe państwo świata?
O nieznanych dotąd rozległych miastach wokół dawnej stolicy imperium napisał w czerwcu na łamach "Journal of Archeological Science" ich odkrywca, Australijczyk dr Damian Evans. – Pod dżunglą odkryliśmy całe miasta, o których istnieniu nikt nie wiedział: Preah Khan w Kompong Sway czy Mahendraparvata w Phnom Kulen, które jest tak olbrzymie jak Phnom Penh (współczesna stolica Kambodży) – komentował swoje odkrycia dr Evans dzień przed tym, jak zaprezentował je w słynnym Królewskim Towarzystwie Geograficznym w Londynie.
Na opublikowanych przez zespół dr Evansa materiałach widoczne są liczne budowle, ciągi wodne i drogi oraz geometryczne wzory mogące być dawnymi ogrodami, ukrytymi dziś pod cienką warstwą nagromadzonej przez kolejne stulecia ziemi. Według części ekspertów komentujących te odkrycia mogą one dowodzić, że Imperium Angkoru u szczytu swojej potęgi w XII wieku było największym państwem na świecie.
Co więcej, badania metodą Lidar pomogą wyjaśnić zagadkę upadku tej cywilizacji. Dotychczas dominowała teoria mówiąca o najazdach z zachodu, które zmusiły Khmerów do opuszczenia Angkoru i ucieczki na południe. Jednak dzięki laserom stwierdzono, że na południu nie było żadnych ośrodków miejskich, do których Khmerowie mogli uciec, co podważa całą teorię. Obecnie planowane są już pierwsze wykopaliska oparte na przełomowych odkryciach Evansa.
Nowy arsenał archeologów
Niewykluczone, że w najbliższych latach liczba równie sensacyjnych odkryć archeologicznych będzie rosła. Badanie Lidar ma gigantyczny potencjał w wielu, zwłaszcza zalesionych, zakątkach świata. Udowodniono to już wcześniej, choć na dużo mniejszą skalę, w Hondurasie, w którego dżunglach dzięki Lidarowi odkryto w 2015 r. pozostałości dwóch miast stworzonych przez nieustaloną dotąd kulturę.
Co więcej, to nie jedyna nowa metoda badawcza, która wzbogaciła arsenał możliwości archeologów w ostatnich latach. Równie obiecujące są badania satelitarne, które od kilku lat prowadzi m.in. Sarah Parcak z Uniwersytetu Alabama. Tzw. kosmiczna archeologia daje możliwość zbadania wskazanego miejsca z nowej perspektywy i odkrycia szczegółów, które dotychczas pozostawały niezauważone.
Swoje możliwości potwierdziła ona w czerwcu, gdy udało się dokonać znaczącego odkrycia wśród ruin po innym tajemniczym państwie – starożytnej Petrze. Państwo to, założone przez stanowiącą zagadkę dla naukowców kulturę Nabatejczyków, znajdowało się wśród pustyń dzisiejszej Jordanii. Dzięki analizie wysokiej rozdzielczości zdjęć satelitarnych zaledwie 900 m od centrum rozległego kompleksu zabytków odkryto platformę wielkości dwóch basenów olimpijskich, do której dawniej wiodły schody otoczone kolumnadą. Platformy tej nie dostrzegł dotychczas nikt, mimo że badania archeologiczne w Petrze trwają od niemal 100 lat.
Coraz powszechniejsze wśród archeologów stają się także badania georadarowe, dzięki którym możliwe jest zbadanie tego, co znajduje się kilka-kilkanaście metrów pod powierzchnią ziemi. Choć metoda znana jest od wielu lat, jej rozwój i coraz większa dostępność w ostatnich latach dają archeologom nowe możliwości. W 2015 r. właśnie dzięki badaniom georadarem odkryto drugi, 15 razy większy kamienny krąg w pobliżu sławnego neolitycznego Stonehenge na Wyspach Brytyjskich. W Polsce również zrobiło się głośno o georadarze, gdy przy jego pomocy odkryty miał zostać zakopany w tunelu w Wałbrzychu niemiecki pociąg pancerny z czasów II wojny światowej.
Szeroko stosowane są również inne metody geofizyczne: magnetyczna i elektrooporowa. Pozwalają one rejestrować obiekty archeologiczne poprzez badanie zmian natężenia pola magnetycznego Ziemi oraz przewodności gruntu.
"Przełom już się dokonał"
Czy to oznacza, że następuje przełom w badaniach archeologicznych i można spodziewać się wielu nowych, zaskakujących? – Ten przełom już się dokonał, a teraz następuje upowszechnienie nowych, bezinwazyjnych metod – wyjaśnia Tomasz Herbich z Instytutu Archeologii i Etnologii Polskiej Akademii Nauk, jeden z pionierów archeologicznych badań geofizycznych w Polsce.
Przełom ten polega na połączeniu braku inwazyjności badań, tj. braku konieczności rozkopywania miejsc archeologicznych, oraz możliwości prowadzenia ich na nieosiągalną w przeszłości skalę. Badania lotnicze i satelitarne, przy użyciu laserów i fal elektromagnetycznych, umożliwiają zdobycie olbrzymiej ilości danych i dostrzeżenie miejsc, które dotąd pozostawały niezauważone.
Najlepszym przykładem są właśnie badania metodą Lidar. – Lidar zaczął się tuż po 2000 r., ale był wówczas bardzo drogi. Natomiast teraz mamy narodowy program geodezyjny i lidarowa mapa Polski pokryła już ponad 90 proc. powierzchni kraju, wszystko dostępne jest w internecie – powiedział Herbich.
– Gdy mamy ziemię orną, to kurhany i inne resztki krajobrazu pierwotnego są od razu widoczne. Ale 30 proc. Polski jest pokryte lasami, w których pozostałości te pozostają ukryte. Po tak dokładnym zeskanowaniu terenu, jakie umożliwia Lidar, okazuje się, że również w nich mamy ogromne ilości całkowicie nieznanych form terenowych – podkreślił.
W Polsce także doprowadziło to już do intrygujących odkryć. – Mieliśmy kapitalną sytuację w Żelechowie koło Garwolina. Nad stawem teren był bardzo podmokły, pokryty trzcinami. Lidar wykrył, że jest jakieś wyniesienie, a gdy przybyliśmy na miejsce i przeprowadziliśmy dokładniejsze badania, okazało się, że to pozostałości nieznanego zamku. Mamy teraz dosyć dokładny plan zamku, z jego skrzydłami, murami i obrazem fosy – powiedział Herbich.
Odkrycia na wyciągnięcie ręki
Archeologia, podobnie jak wiele innych dziedzin nauki, napotyka jednak w tej sytuacji powszechny problem ery komputeryzacji – zalew olbrzymiej ilości danych, które, aby miały rzeczywistą wartość, muszą zostać opracowane przez archeologów z krwi i kości. A to jest pracochłonne i wymaga dużej ilości czasu. Nie zmienia to jednak faktu, że nowe, nieoczekiwane odkrycia archeologiczne wydają się być na wyciągnięcie ręki.