Szwedzi z powodzeniem testują krótszy dzień pracy. Uważają, że zyskuje na tym zarówno pracownik, pracodawca, jak i rynek pracy. Czy podobny system sprawdziłby się w Polsce? Eksperci twierdzą, że efekty mogłyby być odwrotne od zamierzonych.
Pracować krócej, zarabiać tyle samo - chyba nie ma na świecie pracownika, który choć raz o tym nie marzył. To, co dla większości jest tylko mrzonką, dla Szwedów z serwisów Toyoty jest rzeczywistością od ponad dekady. Dzienny czas pracy został tam obniżony z tradycyjnych ośmiu do sześciu godzin. Co ważne, wynagrodzenia pracowników pozostały niezmienione, a wyniki pokazują, że efekty pracy nie pogorszyły się. Władze firmy twierdzą, że to zasługa dobrego samopoczucia pracowników, którzy czują się bardziej wypoczęci fizycznie oraz psychicznie. To przekłada się na lepszy stan zdrowia i rzadsze korzystanie ze zwolnień lekarskich.
Eksperyment
Pracownicy czują się bardziej wypoczęci fizycznie oraz psychicznie. To przekłada się na lepszy stan zdrowia i rzadsze korzystanie ze zwolnień lekarskich.
tvn24bis.pl
Na podobny krok, ale na razie na roczną próbę, zdecydowały się władze szwedzkiego Goeteborga.
Od lutego trwa tam eksperyment, w którym pracownicy domu opieki pracują sześć, a nie osiem godzin dziennie. Wprawdzie przez to koniecznie było zatrudnienie 14 dodatkowych osób, co pochłonie 850 tys. euro rocznie, ale władze miasta uważają, że to może się opłacić. Wszystko przez to, że - ich zdaniem - polepszy się zdrowie pracowników i zmniejszy ich absencja w pracy.
Nad eksperymentem czuwają naukowcy, a jeśli z ich badań będzie wynikało, że system przynosi pozytywne rezultaty, to samorząd Goeteborga wprowadzi podobne zmiany w kolejnych podległych sobie instytucjach. To może być początek rewolucji, która sprawi, że średni czas pracy Szwedów znacznie się obniży. Obecnie według danych Eurostatu pracują oni średnio 40,8 godzin tygodniowo (Polacy pracują średnio 42,4 godziny w tygodniu wg tego samego źródła).
To nie jedyne miejsce, gdzie myśli się o skracaniu czasu pracy. Bogdan Grzybowski, ekspert OPZZ zajmujący się polityką społeczną przypomina, że we Francji związki zawodowe wywalczyły to, żeby pracownicy nie mogli przynosić pracy do domu.
- Zgodnie z podpisanym przez federacje pracodawców i związki zawodowe porozumieniem pracownicy nie będą mogli korzystać z firmowej skrzynki pocztowej poza godzinami pracy, czyli przed godz. 9 i po godz. 18 - mówi Bogdan Grzybowski.
Ile pracujemy?
Według danych Eurostatu Francuzi pracują średnio 40,5 godziny tygodniowo. To jednak nic w porównaniu z Turcją, gdzie średnio pracuje się aż 51,4 godziny tygodniowo. Na drugim miejscu w Unii Europejskiej pod tym względem są Islandczycy (44,8 godziny), a trzecim Grecy - 44,2 godziny. W czołówce najdłużej pracujących są też Polacy, którzy poświęcają na tą aktywność 42,4 godziny tygodniowo. Najkrócej pracują zaś Duńczycy (38,8 godziny), Norwedzy (39,1 godziny) oraz Litwini (39,5 godziny). Warto pamiętać, że prezentowane powyżej dane pokazują, ile średnio faktycznie pracujemy, a nie ile według obowiązujących przepisów powinniśmy pracować.
Czy krótszy czas pracy sprawdziłby się również nad Wisłą? Ekspert rynku pracy Michał Środa z serwisu GoWork.pl uważa, że na wprowadzeniu krótszego dnia pracy skorzystaliby nie tylko pracownicy, ale i pracodawcy.
Pracownicy zyskują dodatkowy czas, który mogą spędzić z rodziną i poświęcić na wypoczynek. Mogą także załatwić sprawy urzędowe, na które często przy 8 godzinnym dniu pracy musi brać dodatkowy urlop. Zyskiem dla pracownika może być również likwidacja tzw. „martwych godzin”, czyli czasu spędzonego w pracy, który de facto pracą wypełniony nie jest.
Michał Środa
- Pracownicy zyskują dodatkowy czas, który mogą spędzić z rodziną i poświęcić na wypoczynek. Mogą także załatwić sprawy urzędowe, na które często przy 8-godzinnym dniu pracy muszą brać dodatkowy urlop. Zyskiem dla pracownika może być również likwidacja tzw. „martwych godzin”, czyli czasu spędzonego w pracy, który de facto pracą wypełniony nie jest. W wielu firmach zdarzają się bowiem sytuacje, w których - w określonym czasie (np. poza sezonem) - pracy jest zdecydowanie mniej, a pracownicy i tak muszą „odsiedzieć” 8 godzin - tłumaczy Michał Środa. Dodaje, że "bardziej wypoczęty pracownik jest na ogół bardziej zmotywowany, bardziej efektywny i lepiej radzi sobie z wyzwaniami".
- Co za tym idzie jest to spory zysk dla firmy, w której pracuje. W przypadku skrócenia czasu pracy firma może liczyć na większą efektywność swoich pracowników, a więc również na to, że ta sama praca, która wcześniej była realizowana w 8 godzin, zostanie wykonana szybciej. Skrócony czas pracy może również wiązać się z obniżeniem kosztów prowadzenia działalności. Na przykład krótsze funkcjonowanie biura oznacza niższe rachunki za energię elektryczną - dodaje Michał Środa.
Odwrotny skutek
Ekspert zaznacza jednak, że warunkiem poprawy efektywności pracownika jest dobra organizacja czasu pracy. - W innym przypadku skutek będzie odwrotny. To jednak nie koniec zagrożeń - podkreśla.
- W przypadku części firm, krótszy dzień pracy wymagałby zorganizowania pracy zmianowej, aby zapewnić pełny zakres godzin działania biura i obsługi klientów. A to oznacza, że zmiana wymagałaby dodatkowych etatów. To pociąga za sobą rosnący koszt obsługi świadczeń np. dla ZUS - twierdzi ekspert.
Zdaniem dr Grzegorza Baczewskiego z Konfederacji Lewiatan skrócenie czasu pracy przy zachowaniu poziomu wynagrodzeń byłoby trudne do zrealizowania, bo odbiłoby się negatywnie na kondycji finansowej przedsiębiorstw. Wszystko przez wzrost kosztów pracy.
- Skoro ma być wypłacana taka sama płaca za pracę krótszą o 2 godziny dziennie i średnio o 42 godziny miesięcznie, to faktyczny koszt godziny pracy będzie o ok. 33 proc. wyższy niż dotychczas. Ubruttowiony koszt 1 godziny pracy dla pracodawcy wzrośnie z obecnych 12,56 zł do 16,75 zł przy wynagrodzeniu minimalnym (1750 zł) i z 28,87 zł do 38,50 zł przy wynagrodzeniu przeciętnym (ok. 4 tys. zł) - wylicza dr Grzegorz Baczewski.
Ile ziemniaków?
Ekspert Konfederacji Lewiatan podkreśla, że wzrost wydajności pracy przy skróceniu czasu pracy jest bardziej prawdopodobny w przypadku pracy intelektualnej, biurowej niż bezpośrednio przy produkcji, czy świadczeniu usług.
- W drugim przypadku ilość wytworzonych dóbr lub świadczonych usług zależy bezpośrednio od czasu przeznaczonego na tę pracę. Zmniejszenie ilości czasu oznacza zatem mniejszą produkcję, mniej świadczonych usług i większy koszt. Przedsiębiorcy w takiej sytuacji będą zmuszeni albo do podniesienia cen, albo do ograniczenia kosztu poprzez zastąpienie pracy ludzkiej tańszym substytutem. Tam, gdzie to będzie możliwe i opłacalne, pracę od ludzi przejmą maszyny - twierdzi Baczewski.
Faktem jest jednak, że trudno np. w 6 godzin obrać tyle samo ziemniaków co w 8 godzin. Nawet jeśli uznamy, że efektywność pracy pozostanie na mniej więcej tym samym poziomie, podobnie jak wynagrodzenia, to pracodawcy będą mieli wyższy koszt, bo będą musieli nie tylko zatrudnić dodatkowe osoby, przeszkolić je, poświęcić czas doświadczonych pracowników na wytłumaczenie zasad pracy, a to kolejne wydatki.
Tomasz Rostkowski
Dr hab. Tomasz Rostkowski ze Szkoły Głównej Handlowej uważa, że błędnym jest założenie, iż efektywność pracowników wzrośnie wraz z krótszym dniem pracy. - To mylące założenie, bo dlaczego nie mielibyśmy założyć, że efektywność wzrośnie także przy 8-godzinnym dniu pracy. Faktem jest jednak, że trudno np. w 6 godzin obrać tyle samo ziemniaków, co w 8 godzin. Nawet jeśli uznamy, że efektywność pracy pozostanie na mniej więcej tym samym poziomie, podobnie jak wynagrodzenia, to pracodawcy będą mieli wyższy koszt, bo będą musieli nie tylko zatrudnić dodatkowe osoby, przeszkolić je, poświęcić czas doświadczonych pracowników na wytłumaczenie zasad pracy, a to kolejne wydatki - twierdzi Rostowski.
Uderzenie w firmy
Jego zdaniem skrócenie czasu pracy odbiłoby się również na gospodarce i kondycji przedsiębiorstw. - Nie liczą się godziny, czas pracy, ale jej efekty. Pracodawca na koniec dnia pracy potrzebuje nie godzin, a efektów pracy - przekonuje.
Z jego zdaniem nie zgadza się Bogdan Grzybowski, dyrektor Wydziału Polityki Społecznej w OPZZ, który uważa, że skutki skrócenia czasu dla przedsiębiorców byłby "niewielkie", a dla rynku pracy mogłyby mieć duże.
- Skrócenie czasu pracy pozwoliłoby na zastosowanie tzw. job sharingu, czyli dzielenia się pracą, a to mogłoby się przyczynić do obniżenia bezrobocia - uważa Bogdan Grzybowski. Dodaje, że w Polsce wciąż jest wysokie bezrobocie. - To 1,6 miliona zarejestrowanych bezrobotnych, pół miliona niezarejestrowanych bezrobotnych oraz corocznie wchodzących na rynek pracy 0,6 miliona absolwentów. Jeżeli czegoś nie zmienimy, to przez najbliższych 20 lat nie zagospodarujemy naszych zasobów pracy - przewiduje.
Skrócenie czasu pracy pozwoliłoby na zastosowanie tzw. job sharingu, czyli dzielenia się pracą, a to mogłoby się przyczynić do obniżenia bezrobocia.
Bogdan Grzybowski
Mniej miejsc pracy?
Jednak dr Grzegorz Baczewski z Konfederacji Lewiatan przekonuje, że skrócenie czasu pracy nie sprawi, że pojawią się nowe miejsca pracy. - Wręcz przeciwnie. Miejsc pracy ubędzie, bo wzrośnie koszt ich utworzenia - twierdzi Baczewski.
Dr hab. Tomasz Rostkowski z SGH przypomina, że możliwość krótszego dnia pracy istnieje już teraz. - Każdy pracownik może przecież poprosić, aby jego etat został okrojony np. do 3/4 - mówi naukowiec. - Są osoby, których wartość pracy jest bardzo niska. Jeżeli będą pracować krócej i przez to dostarczać mniejszy efekt, to ich zatrudnianie nie będzie miało sensu i stracą pracę - podsumowuje.
A może 3 dni?
Śmiałą koncepcję systemu pracy przedstawił niedawno Carlos Slim, najbogatszy człowiek świata. Jego propozycja zakłada, aby pracować zaledwie 3 dni w tygodniu, ale za to po 11 godzin i tak do 75. roku życia. Wszytko po to, aby mieć więcej czasu dla siebie i rodziny - nie wtedy, gdy będziemy mieć 65 lat i przejdziemy na emeryturę, ale na co dzień.