Oficjalna strona internetowa norweskiego banku centralnego wyświetla licznik podobny do tego, który zainstalował nam w centrum Warszawy Leszek Balcerowicz. Określa on jednak nie dług, lecz wartość funduszu, w którym Norwegowie odkładają majątek ze sprzedaży ropy. Niedawno przekroczyła ona 7 bln koron (ok. 3,5 bln złotych). Gdyby sumę rozdzielić pośród wszystkich mieszkańców Norwegii, każdy z nich otrzymałby status milionera. Pośród nich jest coraz więcej Polaków.
Trudno w to uwierzyć, ale jeszcze przed 1970 r. Norwegia była krajem ciężko harujących rybaków i rolników. W latach 1825-1910 wyemigrowało stamtąd "za chlebem", głównie do USA, blisko milion ludzi, czyli połowa ówczesnej populacji.
Krótka historia o bilionach
O możliwościach wydobycia ropy z szelfu kontynentalnego po raz pierwszy zaczęto mówić w latach 50. XX wieku. Jednak nawet sam Norweski Instytut Geologiczny był sceptyczny. "Szanse odkrycia złóż ropy naftowej lub gazu ziemnego na szelfie kontynentalnym mogą być przecenione" – napisał w liście do MSZ w Oslo.
Po latach poszukiwań, na kilka dni przed Bożym Narodzeniem 1969 r., kraj otrzymał prezent, z którego korzystają do dziś kolejne pokolenia. Amerykańska firma wydobywcza Phillips Petroleum (dziś ConocoPhillips) poinformowała rząd norweski o dotarciu do Ekofisk – jednego z największych pokładów ropy, jakie kiedykolwiek znaleziono.
W dwa lata później rozpoczęto wydobycie, a w kraju zapanowała euforia.
Czujność zachowali jednak ekonomiści, którzy dobrze pamiętali przypadki "zachłyśnięcia się" dobrobytem. Dobrze ilustrowała to Holandia, w której 10 lat wcześniej odkryto złoża gazu ziemnego. Nieumiejętne gospodarowanie masowo napływającym kapitałem spowodowało, że waluta bardzo się umocniła, a eksport osłabł. Przypadek ten opisał ekonomista Joseph E. Stiglitz, laureat Nagrody Nobla, nazywając go "chorobą holenderską".
Norwegowie tej choroby uniknęli. Kiedy w kasie państwa zaczęto rejestrować trwałe nadwyżki ze sprzedaży ropy, w 1990 r. powołano specjalny fundusz, który dziś zwany jest Norweskim Państwowym Funduszem Emerytalnym (Oljefondet). Fundusz inwestuje na rynkach zagranicznych, dzięki czemu ogromne wpływy ze sprzedaży ropy nie prowadzą do umocnienia waluty i załamania eksportu.
Oljefondet działa jak poduszka dla całego państwa i jego obywateli. Po pierwsze zabezpiecza budżet przed łagodnymi, krótkotrwałymi zmianami w dochodach z ropy i gazu, a po drugie zachowuje bogactwo dla przyszłych pokoleń i pozwala radzić sobie z wyzwaniami, jakie niesie starzejące się społeczeństwo.
Kropla ropy staje się monetą
Zarządcą i inwestorem majątku jest norweskie ministerstwo finansów. 60 proc. majątku idzie w akcje, 35 proc. w obligacje, a 5 proc. w nieruchomości. Całość inwestowana jest za granicą, w tym w polskie firmy (m.in. PKN Orlen, Agora, Grupa Lotos, PGNiG). Ponadto fundusz jest akcjonariuszem olbrzymich koncernów transnarodowych: Nestle, Apple, a nawet Playboya. Fundusz inwestuje również w nieruchomości, ale takie w najdroższych lokalizacjach metropolii: na Regents Street w Londynie, Polach Elizejskich w Paryżu czy w drapacze chmur w ścisłym centrum Nowego Jorku i Waszyngtonu. Zwrot z inwestycji funduszu wynosi średnio ok. 5 proc.
Gdybyśmy chcieli plastycznie zobrazować politykę norweskiego rządu, można byłoby sporządzić grafikę – każda kropla ropy zamieniana jest w koronę, którą potem się pomnaża. Choć rządy zmieniały się na przestrzeni lat, każdy z nich działał według tej samej metody – konsekwentnej transformacji bogactwa surowcowego w kapitałowe.
Polak w naftowym eldorado
W rankingu dobrobytu wydanym przez ONZ Human Development Report Norwegia pozostaje na szczycie 12. rok z rzędu (Polska plasuje się na 36. miejscu). Od lat do Norwegii napływają przybysze z całego świata, chcąc współdzielić dorobek kraju. Wśród nich tysiące obywateli znad Wisły – najliczniejsza po Norwegach grupa narodowa.
Z danych norweskiego urzędu statystycznego Statistisk Sentralbyra (SSB) wynika, że w 2015 r. do Norwegii przybyło 4,8 tys. Polaków, co i tak stanowi najmniejszy procentowy wzrost od 2005 r. Wyliczenia na 1 stycznia 2016 r. wskazują, że w Norwegii znajduje się łącznie 95 724 polskich imigrantów. W Norwegii urodziło się ponad 10 tys. ich dzieci. Czyni to ich najliczniejszą grupą pośród imigrantów – Polacy to 14 proc. wszystkich obcokrajowców.
Co powoduje, że Polacy tak chętnie tam wyruszają? – Nie jesteśmy aż tak różni – podkreśla Karsten Klepsvik, ambasador Królestwa Norwegii w Polsce. – Na wiele sposobów jesteśmy tacy sami. Dlatego Polakom tak łatwo osiąść w Norwegii, a Norwegom w Polsce. Nie czuję się tutaj jak "obcy" i sądzę, że Polacy czują się równie dobrze w moim kraju – dodaje.
Kraje dzieli niewielka odległość, uruchamiane są nowe połączenia lotnicze. Ambasador zwraca uwagę na to, że choć Norwegia nie jest członkiem Unii Europejskiej, to należy do Europejskiego Obszaru Gospodarczego, co oznacza swobodny przepływ kapitału, usług, towarów i ludzi.
Wreszcie najważniejszy czynnik – finansowy. Do tej pory znalezienie pracy było bardzo łatwe. Choć Norwegia przeżywa teraz trudniejsze chwile, a redukcje dotykają nawet jej obywateli, to kraj dalej oczekuje na specjalistów.
"Tylko na rok"
Beata i Tomasz Szewczykowie pobrali się w 2007 r. Nigdy nie myśleli poważnie o emigracji zarobkowej. W kilka tygodni po ślubie Tomasz, mistrz Polski w zapasach klasycznych, otrzymał propozycję trenowania młodzieży w małym miasteczku w środkowej Norwegii.
Kilkanaście rozmów, kilka prostych kalkulacji, trochę rozterek. Decyzja o wyjeździe. Pobyt na obczyźnie miał trwać najwyżej rok. Dziś Szewczykowie mają już troje urodzonych w Norwegii dzieci i na razie nie myślą o powrocie do Polski. Kupili dom i niedługo skończą spłatę kredytu. Zgodnie twierdzą, że żyje się tam łatwiej.
– Nie narzekają tak jak my. Na pytanie: co u ciebie? odpowiadają zazwyczaj: bare bra ("tylko dobrze"). Co odpowie typowy Polak? "Staaaara bieda" – ubolewa Beata Szewczyk.
Co może być źródłem optymizmu w kraju, w którym słońce potrafi pojawić się tylko na godzinę dziennie?
– Jesteśmy bogatym krajem. Mamy zaawansowany system opiekuńczy – potwierdza ambasador Klepsvik. – Jednak to, co jest bardzo istotne, to fakt, że jesteśmy bardzo równym społeczeństwem. Nie mieliśmy szlachty czy arystokracji. Nie ma wielkiej przepaści między bogatymi a biednymi. Ba, nie mamy prawie biednych ludzi – zapewnia.
Ta równość pojawia się w wielu świadczonych przez państwo usługach. – Edukacja jest za darmo, służba zdrowia jest za darmo. Mamy bardzo zaawansowany system opieki nad seniorami, szeroko dostępne przedszkola. Kobiety mogą rozwijać karierę i rodzić dzieci – uważa ambasador.
Karsten Klepsvik pozytywnie odniósł się także do wprowadzanego w Polsce programu Rodzina 500 plus.
– Jestem pod wrażeniem tego programu i zaskakuje mnie to, że ludzie tak bardzo go krytykują. To jest właśnie to, co mamy od 50 lat w Norwegii. U nas program odniósł wielki sukces – ocenia ambasador. – Poczekajmy i zobaczmy, jakie będą skutki – dodaje.
Senior w kamperze
Mimo powierzchownego optymizmu wielu Norwegów zmaga się z depresją czy alkoholizmem. O swoją starość jednak martwić się nie muszą.
45-letni Roger Gjengstoe ma już wizję swojej emerytury: kamper, podróżowanie i wędkowanie. To styl życia wielu norweskich emerytów. – Większość Norwegów ma niejako dwie emerytury. Pierwsza z nich – publiczna – zależy od tego, ile zdołaliśmy zarobić przez ostatnich 30 lat. Druga część oparta jest na indywidualnych oszczędnościach – relacjonuje Roger. – Jeśli dalej będę pracował w dotychczasowym miejscu, będę miał naprawdę dobrą emeryturę – dodaje.
Gjengstoe od 10 lat pracuje na platformie wiertniczej – to jedno z najbardziej wymagających zajęć w tym kraju. Praca na otwartym morzu, ekstremalne warunki pogodowe, wreszcie kilkutygodniowa rozłąka z rodziną. Roger wraz ze swoją żoną Torill Aarsten wychowuje czworo dzieci. To standard w Norwegii. Choć dochodzą nas informacje o problemach demograficznych w
Jeśli Polacy pracują i na stałe mieszkają w Norwegii, to mają prawo do emerytury – nie ma tu mowy o "obywatelstwie drugiej kategorii"
Joanna Irzabek, skandynawistka, redaktor naczelna MojaNorwegia.pl
Skandynawii, rodziny coraz częściej decydują się na posiadanie większej liczby dzieci.
Na jaką emeryturę liczyć mogą nasi rodacy?
– Jeśli Polacy pracują i na stałe mieszkają w Norwegii, to mają prawo do emerytury – nie ma tu mowy o "obywatelstwie drugiej kategorii" – przekonuje Joanna Irzabek, skandynawistka i redaktor naczelna MojaNorwegia.pl.
Wielu naszych rodaków zastanawia się, ile będzie wynosić ich emerytura.
– Jaką emeryturę dostaną, to zależy od kilku czynników, m.in. od wysokości zarobków, długości członkostwa w odpowiedniku norweskiego ZUS-u, ilości lat odprowadzania składek – tłumaczy skandynawistka. – Ale prawo do podstawowej emerytury mają wszyscy, którzy są ubezpieczeni w norweskim ZUS, niezależnie od tego, czy pracują, czy nie. Jeśli pracują, to są też obowiązkowo ubezpieczeni w II filarze – dodaje.
Irzabek zaznacza, że każdy płatnik monitoruje swoje konto i obserwuje, ile i jak szybko odkłada. – Polacy wiedzą więc, że wracając za wcześnie do Polski, nie mogą spodziewać się pod tym względem zbyt wiele ani w kraju, ani w Norwegii. Emerytury są zatem ważną częścią długofalowych planów emigracyjnych – tłumaczy skandynawistka.
Redaktor naczelna MojaNorwegia.pl podkreśla, że do portalu zgłasza się coraz więcej osób z pytaniami o prowadzenie własnej działalności w Norwegii.
– Polacy, którzy od lat tam mieszkają, coraz częściej zakładają małe firmy budowlane, transportowe, sklepy, zakłady fryzjerskie – i zatrudniają w nich Polaków – opowiada Irzabek.
Wysokie koszty emigracji
Truizmem jest wspominanie o tym, że decyzja o emigracji jest trudna.
"Na początek bagażnik konserw, namiot i po 20000 nok (korona norweska – red.) na głowę w kieszeni żeby prace może znaleźć" – pisze na forum portalu MojaNorwegia.pl użytkownik BDSM (pisownia oryginalna).
Zanim emigrant poczuje, że "jest u siebie", upływa sporo czasu. Portal MojaNorwegia.pl funkcjonuje już od siedmiu lat. Jest społecznościową platformą dla Polaków na obczyźnie. Krótka analiza tematów poruszanych na internetowym forum pokazuje przekrój problemów, z jakimi zmagają się emigranci: wspólny spacer/rozmowa; czy lepiej dom kupić, czy wynająć?; separacja w Norwegii, rozwód w Polsce; tacierzyńskie; zasiłek po utracie pracy; co zawrzeć w norweskim CV; czy warto wyjechać do pracy w ciemno?
Dodatkowo, wskutek kryzysu na rynku ropy naftowej oraz napływu uchodźców, pojawiają się głosy, że tłuste lata w Norwegii już się skończyły. W 2015 r. deportowano blisko 6,5 tys. imigrantów – 14 proc. z nich stanowili Polacy. Coraz częściej mówi się o ograniczeniu zasiłków dla imigrantów – w dużej mierze wysyłanych poza Norwegię.
Kryzys na rynku ropy naftowej ma charakter światowy i po kolei dotyka gospodarek państw, które opierają się na wydobyciu tego surowca. Z Rosji docierają informacje o przejawach bankructwa, skrajnej biedy, a nawet wyprzedawaniu majątków oligarchów. Załamanie nie ominęło wcale Norwegów – ponad 40 tys. z nich, zwłaszcza pracujących w branży paliwowej, straciło pracę. Nie ma jednak doniesień o manifestacjach, protestach czy niezadowoleniu obywateli.
– Norwegowie potrafią zarządzać kryzysem – mówi Joanna Irzabek. – Państwo pomaga w takich sytuacjach w przekwalifikowaniu się, szukaniu pracy gdzie indziej – podkreśla.
Pracodawca w przypadku stagnacji i przestoju w produkcji może wysłać pracownika na tzw. "permittering", czyli tzw. przestojowe. Można się ubiegać o specjalne świadczenia na ten czas.
Ambasador Klepsvik wskazuje na dobre strony załamania koniunktury na rynku ropy.
– Jednym ze skutków jest osłabienie korony norweskiej, co powoduje, że eksport funkcjonuje bardzo dobrze – mówi Karsten Klepsvik. – Nasze tradycyjne sektory jak turystyka czy rybołówstwo przynoszą duże dochody – przekonuje.
Ambasador podkreśla, że sektor naftowy w Norwegii jest szeroko rozwinięty. Nawet podczas przestojów w wydobyciu pozostaje wiele prac do wykonania. W każdej chwili, by ratować gospodarkę, można sięgnąć także po środki z Oljefondet. Jak informował niedawno Bloomberg, rząd norweski ma zamiar wypłacić w tym roku 10 mld dolarów z funduszu.
Nie oznacza to, że obywatele norwescy nie powinni zaciskać pasa. – Ludzie o dużych potrzebach muszą być bardzo ostrożni – przestrzega ambasador Klepsvik.
Skromni bogacze
Norwegia nie jest jedynym krajem tak hojnie wyposażonym w surowiec. Próżno tam jednak szukać drapaczy chmur sięgających nieba, pokrytych złotem pałaców czy 7-gwiazdkowych, luksusowych hoteli znanych z krajów Zatoki Perskiej.
Nawet jeśli Norwegowie nie są aż tak religijni, przekaz brzmi: rób, co do ciebie należy, pracuj ciężko, a będziesz wynagrodzony. Nie powinieneś chwalić się swoim majątkiem, ale okazywać skromność. Nawet jeśli zarabiasz dużo pieniędzy, nie każdy musi o tym wiedzieć. Tak było przez setki lat
Karsten Klepsvik, Ambasador Królestwa Norwegii w Polsce
– Standard życia jest rzeczywiście wysoki. Większość Norwegów może pozwolić sobie na wakacje, spełnianie codziennych potrzeb – mówi Karsten Klepsvik. – Jednak wcale nie żyją w luksusie. To ludzie, którzy bardzo ciężko pracują, wstają codziennie rano, odbierają swoje dzieci ze szkoły – opisuje ambasador.
Potwierdza to mieszkająca w Norwegii od dziewięciu lat Beata Szewczyk. Standard życia jej rodziny jest podobny do tego, który prowadzą sąsiedzi – rdzenni Norwegowie. Nawet jeśli są zamożniejsi, nie zauważa się ostentacyjnie prezentowanych oznak dostatku. Skromne, drewniane domy w skandynawskim stylu, zwyczajne podwórka z krótko przystrzyżoną trawą.
– Częściowo jest to związane z naszą etyką: jesteśmy protestantami – tłumaczy ambasador Klepsvik. – Nawet jeśli Norwegowie nie są aż tak religijni, przekaz brzmi: rób, co do ciebie należy, pracuj ciężko, a będziesz wynagrodzony. Nie powinieneś chwalić się swoim majątkiem, ale okazywać skromność. Nawet jeśli zarabiasz dużo pieniędzy, nie każdy musi o tym wiedzieć. Tak było przez setki lat – zaznacza.