Szaleństwo w czystej postaci. James Hunt pił, ćpał i romansował bez opamiętania, bez hamulców. Był przy tym kierowcą wybitnym, nie miał żadnych problemów, by panować nad bolidem pędzącym 300 km/h. Robił to tak dobrze, że dokładnie 40 lat temu został mistrzem świata Formuły 1. Drugi tytuł za bardzo go nie interesował. Wolał imprezować.
24 października 1976 r. nad Oyamę w prefekturze Shizuoka nadciągnęły deszczowe chmury. Zawodnicy narzekali, nie mieli jednak wyjścia i wyjechali na tor Fuji, by rywalizować w Grand Prix Japonii.
Sytuacja w walce o koronę najlepszego kierowcy świata była jasna – Hunt miał trzy punkty straty do Austriaka Nikiego Laudy. Trzy punkciki. Tylko i aż. W walce o tytuł liczyli się tylko oni.
Lało tak bardzo, że niewiele było widać. W niektórych miejscach toru płynęły strumienie. Lauda szybko wrócił do garażu. Zszokowanym inżynierom i mechanikom oświadczył, że zrobiło się zbyt niebezpiecznie. I tyle. Pęd powietrza nawiewał mu deszcz w twarz, a kierowca miał problemy z mruganiem, bo wciąż dokuczały mu blizny po oparzeniach. – Życie jest ważniejsze od wyścigów – miał powiedzieć. I wyszedł z bolidu.
Ostatnie namaszczenie
Skąd blizny Laudy? Austriacki kierowca niecałe trzy miesiące wcześniej zajrzał śmierci w oczy. Na torze Nuerburgring jego Ferrari odbiło się od bandy i uderzyło w inny bolid. Lauda został uwięziony we wnętrzu samochodu, który zaczął się palić. Inni kierowcy zatrzymali się, rzucili w płomienie i wyciągnęli go z pułapki. Nawdychał się gazów toksycznych, był poparzony, po wypadku zapadł w śpiączkę. W szpitalu ksiądz udzielił mu ostatniego namaszczenia.
Niewiarygodne, ale do ścigania wrócił już po sześciu tygodniach. Ból czasami był nie do zniesienia, lecz rywalizacja okazała się najlepszą rehabilitacją. Wrócił też do walki o tytuł. Przegrał, bo Hunt w Grand Prix Japonii zgarnął cztery punkty, co oznaczało, że to on został mistrzem świata.
Zapytano go, jak będzie świętował. – Jak to jak? Zamierzam się upić – odpowiedział. Zaczęła się impreza. Jak zawsze w jego przypadku – totalna. Jazda bez trzymanki.
Żadna mu nie odmówiła
W jego historii o sportowym trybie życia nie ma co mówić. Całe dwa tygodnie przed wyścigiem na Fuji, najważniejszym w jego karierze, spędził na piciu. Była też kokaina. Były imprezy. I kobiety, wiele kobiet.
W Tokio mieszkał w tym samym hotelu, w którym zatrzymywały się stewardesy. Co tu dużo mówić – czuł się jak lis w kurniku. Zapraszał je do swojego apartamentu, czasami, dlaczego nie, po kilka naraz. Podobno żadna mu nie odmówiła.
Zachowywał się skandalicznie. W czasie sesji treningowej zatrzymał bolid tuż przed główną trybuną, wypełnioną kibicami, ściągnął górną część kombinezonu i spokojnie się wysikał. Kiedy skończył, dostał owacje. Pozdrowił fanów i wrócił za kierownicę.
Trzykrotny mistrz świata F1 Jackie Stewart przyznał kiedyś, że kilka dni przed wyścigiem nie uprawiał seksu. Jak bokser kumulował w sobie energię i agresję. Hunt nie kumulował, on stawiał na seks tuż przed startem. Przed tym na Fuji jeden z inżynierów nakrył go w garażu z jakąś dziewczyną. James nawet nie przerwał, tylko się zaśmiał.
Kilka minut później – jak zwykle przed wyścigiem – wymiotował. Oficjalnie z nerwów, mniej oficjalnie z powodu kaca. Wsiadł do bolidu i pojechał po tytuł.
W dniu ślubu zaczął pić od 6.00 rano
Już w padoku Hunt wlał w siebie tyle piwa, że kiedy przyszła po wywiad ekipa japońskiej telewizji, zwymiotował im pod nogi.
W nocy upił się do nieprzytomności. Rano miał spotkanie z ambasadorem Wielkiej Brytanii. Był tak pijany, że pracownicy ambasady zastanawiali się, czy go wpuścić.
12 godzin lotu do Anglii to 12 godzin imprezy, tak intensywnej, że na pokładzie zabrakło alkoholu. Na Heathrow czekało na mistrza 2 tys. fanów, a z nimi jego matka oraz narzeczona – piękna, długonoga Jane Birbeck. Spotykali się prawie od roku. Dziewczyna nie miała pojęcia o tym, co James wyprawiał w podróży, było nie było, służbowej. A działo się dużo – Hunt przyznał, że podczas krótkiego wypadu do Japonii zabawiał się z 33 kobietami. Zgubił się za to w rachubie, ile było ich przez całe jego życie – twierdził, że 5 tys., mniej więcej.
Z Birbeck zerwał cztery lata później, kiedy po raz trzeci poroniła. James chciał zostać ojcem. Zostawił jej dużo pieniędzy, a także dom i udziały w klubie fitness.
Wcześniej był żonaty z Suzy Miller, byłą modelką. Oświadczył się szybko, po kilku tygodniach znajomości. I bardzo szybko przyznał przyjaciołom, że żałuje tego kroku. Przez cztery dni przed ślubem nie trzeźwiał. W dniu uroczystości zaczął pić o 6.00 rano. Najpierw piwo, potem krwawą Mary. W kościele był zamroczony alkoholem. Przyznał potem, prosto i logicznie, że nie wyobrażał sobie tej sceny na trzeźwo.
Rozstali się w zgodzie, Suzy związała się z aktorem Richardem Burtonem. W okolicznościach – jak to u Hunta – szokujących. Burton zapłacił mu okrągły milion dolarów za, jak to określili, ugodę.
O żonie dowiedziała się z telewizji
Alexander Freddie Hunt, syn Jamesa, bardzo przypomina ojca. Długie blond włosy, beztroskie podejście do życia. Ma 29 lat.
Jego matką – oraz jego starszego brata Toma – jest Sarah Lomax. Pobrali się w roku 1983. Hunt zjawił się na ceremonii mocno spóźniony i mocno zawiany. Zapomniał krawata.
Kiedy Freddie był dzieckiem, nazywano go Nieustraszonym Fredem. Niegdyś zawodowo grywał w polo, rzecz jasna słynie też z miłosnych podbojów. Na poważnie związał się z wyścigami, startował w European Nascar.
Freddie przyznaje, że nie widzi dziś w F1 kierowcy, który mógłby pójść w ślady jego ojca. Nie ma tak barwniej postaci. Tak ekscytującej. Tak szalonej.
Mówi prawdę. Owszem, momenty szaleństwa miewał Fin Kimi Raikkonen. Kiedy ścigał się w małych lokalnych wyścigach, używał pseudonimu James Hunt. Jako James Hunt meldował się w hotelach. Dawno temu powiedział, że żałuje jednego – urodził się za późno, by spotkać na torze i poza nim swojego idola. By ścigać się i imprezować w jego czasach.
A Raikkonen lubił zabawę, najlepiej w towarzystwie kobiet i z morzem alkoholu. Nigdy nie był wybredny, nie interesowały go wyszukane drinki z parasolkami. Stawiał na czystą wódkę. Od lat wszyscy się zastanawiają, jak można żyć tak szybko i być tak szybkim na torze. Raikkonen nigdy nie zawracał sobie tym głowy. – Nie jest typem intelektualisty, w wyścigach nie doszukuję się filozofii – wyjaśnił już dawno temu.
To drań. O tym, że ma żonę, dowiedziałam się z telewizji
Valentina Gioia o Kimim Raikkonenie
Mówi tylko wtedy, kiedy musi, co oznacza, że przeważnie milczy. Na jeden z wyścigów zabrał babcię, która przez cały czas stała w boksie Ferrari, oczywiście ubrana w czerwone barwy zespołu, i kibicowała wnukowi.
– To drań. O tym, że ma żonę, dowiedziałam się z telewizji – rozpaczała aktoreczka Valentina Gioia, z którą Raikkonen romansował.
Było, minęło. Po pierwsze, Kimi nieco się ustatkował, po drugie, do Hunta było mu jednak daleko.
Był jeszcze większym hulaką
W ślady swojego rodaka stara się iść Brytyjczyk Lewis Hamilton. Też wiedzie życie playboya, też rozbija się po nocnych klubach, prowadza z modelkami, spotyka z celebrytami, opowiada o zamiłowaniu do alkoholu.
Lewis Hamilton -- Crotch-Thrustin' Like a Champ ... At Barbados Parade (PHOTO GALLERY + VIDEO) https://t.co/CZ2cBCgsp3
— BlantyreTravel (@BlantyreTravel) 5 sierpnia 2016
W listopadzie 2015 r. bez ogródek wyznał, że wypadek drogowy, w którym kilka dni wcześniej uczestniczył, to wynik ostrego imprezowania, braku snu i przemęczenia. Do incydentu doszło w nocy z wtorku na środę, mniej więcej o godz. 3.30, na ulicach Monte Carlo. Auto Hamiltona – Pagani Zonda, warte 1,6 mln funtów, czyli 9,6 mln złotych – miało delikatny kontakt z innym pojazdem, jak ogłosił sam kierowca. Nikomu nic się nie stało. Policja sprecyzowała potem te doniesienia – Hamilton uderzył w trzy zaparkowane samochody. Został poddany testowi na zawartość alkoholu, wynik był negatywny.
Hamilton jest daleko w tyle za Huntem. – Lewis jak tata? Nie widzę żadnych podobieństw – mówi Freddie. – Być może próbuje nim być, ale te próby są żałosne. Jasne, że na torze jest niesamowicie szybki, ale o jego osobowości trudno mi cokolwiek powiedzieć. Tata był jedyny w swoim rodzaju. To, co ludzie o nim wiedzą z mediów, mniej więcej jest prawdą. W rzeczywistości tata zachowywał się jeszcze gorzej. Był jeszcze większym hulaką. Kochałem go bardzo.
Tata poszedł do nieba
O rywalizacji Hunta z Laudą w roku 1976 powstał film "Rush", w Polsce znany pod tytułem "Wyścig". – Byłem pod wrażeniem, kiedy obejrzałem go po raz pierwszy. Bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Jestem pewien, że Jamesowi też by się spodobał. Smutne, że nie ma go z nami – przyznał Lauda.
Był jednym z niewielu, których lubiłem. Jednym z bardzo niewielu, których szanowałem. Jedynym, któremu zazdrościłem
Lauda o Huncie
Hunt zmarł nagle na atak serca w 1993 r. – Był jednym z niewielu, których lubiłem. Jednym z bardzo niewielu, których szanowałem. Jedynym, któremu zazdrościłem – mówi Lauda w filmie.
Freddie miał prawie sześć lat, kiedy ojca zabrakło. Pamięta tę scenę – mama zabiera go i Toma do ogrodu. Tego ogrodu, w którym James rozpalił kiedyś dla chłopców ognisko, a po chwili w płomieniach stało całe wielkie drzewo, czym kompletnie się nie przejął. Tam mówi chłopcom, że tata poszedł do nieba.
– Zabił go styl życia. Jestem do niego podobny, ale chciałbym dożyć pięćdziesiątych urodzin. Może i sześćdziesiątych – wyznał syn mistrza.
James miałby teraz 69 lat. Zdawał sobie sprawę, do czego prowadzi tak szalone życie. Prosił przyjaciół, by po jego pogrzebie urządzili wielką imprezę. Nie zawiedli, prośba została spełniona.