Tysiące młodych chłopaków marzyły, by unosić się nad ziemią, biegać po horyzont i wbijać gole przewrotką albo jego superstrzałem. Dziś Tsubasa Ozora byłby zapewne na piłkarskiej emeryturze, bo właśnie skończył 46 lat. Oczywiście gdyby nie fakt, że jest postacią z kreskówki.
- Będę musiał wyprać koszulę Nankatsu - odpowiada Łukasz "Juras" Jurkowski (rocznik 1981), gdy pytamy, czy chce powspominać Tsubasę. Z byłym zawodnikiem taekwondo i mieszanych sztuk walki, a obecnie komentatorem i spikerem Legii, spotkaliśmy się na jednym z warszawskich boisk. Zrobił tak jak powiedział: założył koszulkę z dużą literą N na piersi.
Fanom Tsubasy nie trzeba tłumaczyć znaczenia tego symbolu. Dla pozostałych robimy wyjątek: to znaczek szkolnej drużyny z Japonii - Nankatsu - w której pierwsze kroki stawiał utalentowany Tsubasa Ozora. Jego imię luźno można przetłumaczyć: rozległe niebiańskie skrzydła.
"Żyje tylko po to, żeby grać w piłkę"
Pierwszy raz pojawił się na łamach mangi (japońskiego komiksu) "Kapitan Tsubasa" w 1981 roku, a dwa lata później zadebiutował w serialu animowanym. Stworzył go japoński artysta Yoichi Takahashi. Zdecydował się narysować komiks o piłce nożnej, bo zainspirował się mistrzostwami świata w 1978 roku, gdzie triumf święciła Argentyna.
W momencie debiutu główny bohater miał 11 lat. Znany jest nawet dzień i miesiąc urodzin Tsubasy - to 28 lipca (to również data urodziny twórcy postaci). To oznacza, że właśnie skończyłby 46 lat. Ale w głowach tysięcy Polaków na zawsze pozostanie młodym, uśmiechniętym chłopakiem. - Żyje tylko po to, żeby grać w piłkę - mówiła w kreskówce jego mama.
Ozora zaczyna jako napastnik, później zmienia pozycję na pomocnika. Od najmłodszych lat potrafi z łatwością przerzucać sobie piłkę piętką nad głową i szybować nad robiącymi wślizgi rywalami, a jego strzały są wyjątkowo precyzyjne i skuteczne. Zarówno te z ziemi, jak i z powietrza, gdy skacze prawie do nieba, by wykonać przewrotkę. Oczywiście gra z numerem 10 - zarezerwowanym dla największych gwiazd na świecie.
- Koszulkę Tsubasy chciałem mieć całe życie. Kupiłem ją chyba dwa lata temu. Przypomniałem sobie, że jest taka możliwość. Szybciutko wygooglowałem i znalazłem sklep w Stanach Zjednoczonych. Tsubasa był integralną częścią mojego dzieciństwa. Myślę, że wielu chłopaków, w czasach gdy śmigał w telewizji, szybko biegło ze szkoły, aby oglądać kolejne odcinki - mówi "Juras".
W telewizji, to znaczy na kanale Polonia1, który założył włoski biznesmen Nicola Grauso. Na początku lat 90. w popołudniowym paśmie można było oglądać w nim sprowadzone z Japonii bajki - w tym właśnie przygody Tsubasy. W Polsce ten serial jest znany pod dość oryginalnym tytułem: "Kapitan Jastrząb", ale już na przykład w Brazylii jako "Super Campeões" ("Super mistrzowie"), w Niemczech "Die tollen Fußball-Stars" ("Wielkie gwiazdy futbolu"), a w Finlandii "Kuningas Jalkapallo" ("Król futbolu").
Gortat: była wojna z mamą
- Potrafiłem zrywać się z ostatniej lekcji, żeby biec do domu i oglądać te bajki, rozpoczynające się zawsze od Tsubasy - wraca pamięcią do początku lat 90. Łukasz Jurkowski.
Zresztą nie tylko on. Serialem zafascynowany był też koszykarz NBA Marcin Gortat, grający obecnie w Washington Wizards (rocznik 1984). - Pamiętam, że leciał o godz. 16 czy 16.30 i o tej samej porze były wiadomości na drugim programie, a mama nie chciała mi pozwolić oglądać tego serialu. Była wojna. Mama zawsze mówiła: nie, nie, żadna bajka. Powtórka była chyba następnego dnia o 8 rano i było tak, że czasami na pierwszą lekcje do szkoły nie szedłem, żeby obejrzeć ten odcinek. Była zajawka niesamowita – nie kryje.
- Jak byłem mały, to miałem fryzurę na Tsubasę - wspomina z kolei Radosław Majewski (rocznik 1986), obecnie piłkarz Lecha Poznań, wcześniej między innymi Nottingham Forest. - To moje dzieciństwo, nie mogłem się doczekać kolejnego odcinka. Czasami, jak wracałem ze szkoły, to odkładem odrabianie lekcji i jedzenie na bok, żeby obejrzeć. Nie było pilotów, więc podchodziłem do telewizora, żeby podkręcić korbką i ustawić na Polonię 1 - wspomina. - Nawet ostatnio obejrzałem znowu dwa pierwsze odcinki. Pamiętam, jak Tsubasa kopnął piłką ze wzgórza przy świątyni i złapał ją bramkarz Wakabayashi, który trenował gdzieś niżej - relacjonuje.
Waka-kto? – pyta pewnie teraz wiele osób. Podpowiadamy: Genzo Wakabayashi to pierwszy poważny rywal w karierze Ozory. Poznajemy go, gdy broniąc bramki, łapie… małe piłki rzucane przez baseballistów lub te większe, jajowate, kopane przez rugbistów. Traci jednak bramkę po strzale głową Tsubasy. Później z głównym bohaterem gra w drużynie Nankatsu, w szkolnych mistrzostwach Japonii.
"Pierwszy Pazdan na świecie"
Tsubasa ma więcej przyjaciół, którzy pomagają mu spełniać sen o zwycięstwach i byciu najlepszym na świecie. To przede wszystkim Taro Misaki. Pomocnik, który podróżuje po kraju ze swoim ojcem malarzem i w końcu trafia do Nankatsu. Razem z głównym bohaterem tworzą złoty duet - podają piłkę między sobą tak, że rywale tylko odprowadzają ją wzrokiem. - Misaki był kozakiem, jak robił zwody, to nikt nie wiedział, o co chodzi - mówi z uznaniem Majewski.
- A kolorytu dodawał Ishizaki. Piłka mu uciekała, wpadała do wody. Był zabawny. Ile razy przyjmował piłkę na twarz, a zawsze miał prosty nos - przypomina sobie Majewski.
Ryo Ishizaki to obrońca. Może nie posiada tak dużych umiejętności, jak inne gwiazdy serialu, ale był mocno zaangażowany w grę. - Ten łysy obrońca? To pierwszy Pazdan piłki nożnej na świecie - mówi z przymrużeniem oka "Juras".
Nie można oczywiście pominąć Roberto Hongo - Brazylijczyka japońskiego pochodzenia, który grał z numerem 10 w drużynie Canarinhos, ale z powodu problemów z oczami musiał zrezygnować. W Japonii odnajduje nowy cel – trenowanie Tsubasy. A w głowach fanów serialu utkwiło jego motto: piłka to wasz najlepszy przyjaciel.
Młodzi piłkarze z Nankatsu musieli zmierzyć się w mistrzostwach kraju z wymagającymi rywalami. Wszystkich długo by wymieniać, ale jednymi z najbarwniejszych postaci są bracia Kazuo i Masao Tachibana z drużyny Hanawa. Odbijali się od słupków i w przestworzach wykonywali niesamowite akrobacje, by strzelić bramkę. Albo jeden kładł się na plecach, drugi wskakiwał mu na podeszwy butów i wybijał się wysoko na (przynajmniej) kilka metrów.
Jest też Jun Misugi z Musashi, który dyrygował drużyną tak, że była w stanie zastawiać pułapki ofsajdowe, a dzięki swoim umiejętnościom technicznym mijał wszystkich rywali. Przed byciem najlepszym powstrzymywała go jednak choroba serca, która nie pozwalała grać długo na pełnych obrotach.
"Kojiro robił robotę"
Ale to Kojior Hyuga jest największym rywalem Tsubasy w Kraju Kwitnącej Wiśni. Ten napastnik grał najpierw w drużynie Meiwa, a później Toho. Charakteryzował się brutalną i zdecydowaną grą, a jego silne strzały były praktycznie nie do obrony. - Kojiro robił robotę. Jak strzelił, to piłka zabierała po drodze trzech zawodników, a potem rozrywała siatkę w bramce i jeszcze wbijała się w mur – przypomina Radosław Majewski.
Z Kojiro grał jeszcze jeden wyjątkowy zawodnik. To bramkarz Ken Wakashimazu, który wcześniej trenował karate. Jego specjalnością było odbijanie się od słupków i wyłapywanie piłek lecących w drugi róg bramki. - Mi najbliżej było do Wakashimazu. Zainspirowany indywidualnością pozycji broniłem swego czasu w podwarszawskiej Legionovii. Próbowałem swoich sił na bramce. Każdy chciał być Tsubasą, wiec ja tak troszeczkę pod prąd, byłem z drugiej strony - wspomina "Juras".
I wraca pamięcią do dzieciństwa: - Próbowałem naprawdę odbijać się od słupków.
"Bramka wyłaniała się zza horyzontu"
Kompletnie nierealnych zagrań było znacznie więcej. - Najbardziej w pamięć zapadły mi takie rzeczy, że strzelali gola przez cały odcinek. Jak biegli, to bramka się wyłaniała zza horyzontu tak, jakby poruszali się po całej planecie. Piłka też leciała spłaszczona nad murawą i ją kosiła - to były sceny epickie - wspomina Marcin Gortat.
- Czekało się na ten decydujący strzał, czy decydujący moment, bo za chwile kończył się odcinek, a piłkarz cały czas biegł. Było to irytujące. A jak nie dobiegł do tej bramki, bo się odcinek skończył, to trzeba było czekać do następnego dnia, żeby znów obejrzeć kolejne pół odcinka. I w końcu padał na ten decydujący strzał - dodaje "Juras".
Strzały - a raczej super strzały - są znakiem firmowym kreskówki. W pewnym momencie bohaterowie uczyli się swoich własnych, unikatowych. Specjalnością Kojiro np. jest tygrysi strzał, czyli bardzo silne uderzenie, po którym piłka leciała z niesamowitą prędkością prosto w bramkę. A Tsubasa? Jego rozpoznawczym strzałem jest "spadający liść". Piłka najpierw leciała wysoko w powietrze, a gdy bramkarz myślał, że przeleci nad poprzeczką, spadały mu za kołnierz i lądowała w siatce.
Ale na wyobraźnię młodych fanów serialu najbardziej działał podwójny strzał. W dużym skrócie wygląda tak: dwóch piłkarzy w tym samym momencie kopię piłkę, a ta zyskuje taką rotację, że zdezorientowany bramkarz nawet nie wie, kiedy wpada do siatki. - Próbowaliśmy nawet z kolegą strzelać na raz, ale nam nie wychodziło - wspomina Majewski.
Takie zagranie wykonali w serialu między innymi Tsubasa i Misaki w decydującym meczu mistrzostw Japonii, gdy grali przeciwko Kojiro. Turniej oczywiście wygrali.
Sukcesy, kontuzje, dramaty
Jednak nie tylko sukcesami żyli fani animowanej serii. To również łzy, gdy młody Tsubasa przegrywa pierwszy swój mecz przeciwko drużynie Kojiro 6:7. Czy dramat głównego bohatera, gdy z powodu kontuzji barku ląduje w szpitalu, a jego dalsza gra staje pod ogromnym znakiem zapytania. - Jak miałem 10-11 lat i oglądałem serial, to wzruszałem się takimi rzeczami. Nie płakałem na jakichś dramatach, ale płakałem, jak coś się złego wydarzyło się w Tsubasie – wspomina "Juras".
Mimo ciężkich chwil, bohater kroczył po kolejne zwycięstwa. Na rodzimym podwórku, ale też na arenie międzynarodowej, gdy w barwach Japonii mierzył się z rówieśnikami z Włoch, Argentyny, Francji czy Niemiec. Fani pamiętają emocjonalną scenę, gdy po wygranym finale z tą ostatnią drużyną Tsubasa spotyka się ze swoim mentorem Roberto Hongo i wylatuje do Brazylii, by dalej się rozwijać w drużynie Sao Paulo.
W Polsce na tym seria się urwała, ale powstawały kontynuacje - kolejne komiksy, filmy i seriale animowane, a nawet inspirowany Kapitanem Tsubasą film fabularny "Shaolin Soccer". Opowiada o grupie wychowanków klasztoru, którzy wykorzystują swoje umiejętności w grze. Oczywiście nie brakuje przy tym ekwilibrystycznych zagrań i super strzałów .
Tsubasa doczekał się również animowanej kontynuacji z okazji mistrzostw świata w 2002 r. w Korei i Japonii. Możemy zobaczyć, jak gra w drużynie FC Cataluna, wzorowanej na Barcelonie. To nie przypadek - Yoichi Takahashi nie ukrywa, że jest fanem hiszpańskiej drużyny.
"To było inspirujące"
- Kolejne turnieje, które rozgrywali, kolejne treningi... To było inspirujące dla wielu młodych zawodników. Przygody chłopaka, który przyjechał gdzieś tam, zaczął grać w pierwszej drużynie, dostał się do reprezentacji i pokonywał kolejne szczeble. To było mega motywujące – wspomina Marcin Gortat.
O tym, jak bardzo, mówi Radosław Majewski, który gra na pozycji pomocnika: - Niby bajka była śmieszna, zabawna i nierzeczywista, ale próbowało się różnych zwodów i to urozmaicało rzeczy w mojej głowie. Próbowałem potem niestandardowych zagrań, co wpływało na moją kreatywność.
Do tego, że inspirowali się Tsubasą, przyznaje się zresztą wielu piłkarzy. Mówił o tym Fernardo Torres z Atletico Madryt, w sieci krążą zdjęcia pomocnika Barcelony Andreasa Iniesty w koszulce Nankatsu. A napastnik o polskich korzeniach - Łukasz Podolski, prezentował się w swojej z Tsubasą i Kojiro. Z kolei trener Barcelony Luis Enrique stwierdził kiedyś, że Messi robi rzeczy, jakich on nie widział w "Kapitanie Tsubasie".
- Jakbym spojrzał z perspektywy czasu, czy to, że interesowałem się Tsubasą było głupotą czy nie, to oczywiście nie. Jeżeli miałbym teraz troszeczkę więcej czasu i mniej obowiązków, to prawdopodobnie odpalałbym wieczorem odcinki – podsumowuje "Juras".
Nie tylko odcinki i wspomnienia będą teraz świadczyć o tym, jak bardzo ważny dla wielu był i jest Tsubasa. Jak przystało na legendę, dorobił się nawet pomnika z brązu. Stoi w Tokio, mieście, w którym urodził się twórca Tsubasy: