Niewielka Austria i duże Włochy mogą już w tę niedzielę wstrząsnąć Unią Europejską, a ich wyborcy uruchomić lawinę nieodwracalnych zmian w innych państwach, w których w roku 2017 odbędą się kluczowe głosowania. Czy za rok obudzimy się w zupełnie innym świecie, a Europa, jaką znamy od lat, odejdzie bezpowrotnie?
Niewielka Austria i duże Włochy mogą już w tę niedzielę wstrząsnąć Unią Europejską, a ich wyborcy uruchomić lawinę nieodwracalnych zmian w innych państwach, w których w roku 2017 odbędą się kluczowe głosowania: w Holandii, we Francji i w Niemczech. Czy za rok obudzimy się w zupełnie innym świecie, a Europa, jaką znamy od lat, odejdzie bezpowrotnie?
Austriacy wybierają w niedzielę prezydenta. Wielkie szanse ma kandydat Partii Wolnościowej Norbert Hofer, głoszący hasła antyimigranckie, populistyczne i nacjonalistyczne oraz nierzadko prorosyjskie i antyeuropejskie. Wysoce prawdopodobny wybór Hofera na szefa państwa austriackiego byłby pierwszym przypadkiem w Europie od kilkudziesięciu lat, kiedy polityk skrajnej prawicy stanąłby na czele kraju. Możliwy sukces austriackich populistów i nacjonalistów doda też nowego wiatru w skrzydła populistom i nacjonalistom holenderskim, francuskim i niemieckim, którzy i tak są na fali.
Z kolei Włosi w niedzielę głosują w referendum konstytucyjnym, w którym mają poprzeć bądź odrzucić zmiany w systemie zarządzania państwem. Wielu gotowych pójść na niedzielne głosowanie nie interesuje się tak naprawdę sprawami zmian ustrojowych, ale zamierza poprzez kartkę wyborczą dać policzek premierowi Włoch Matteo Renziemu. Sam szef rządu zapowiada wręcz, że jeśli przegra referendum, odejdzie ze stanowiska.
Ponieważ jest on osobiście kojarzony jest w Europie i na rynkach finansowych z sensowną polityką gospodarczą, taka nagła zmiana może pchnąć Włochy w przepaść kryzysu zadłużeniowego. A eksplozja kryzysu w Italii oznaczać może – co naprawdę niewykluczone – rozpad najpierw eurostrefy, a potem już samej Unii Europejskiej. Wielki kryzys eurostrefy mógłby z kolei przynieść upadek najważniejszej dzisiaj liderki Zachodu – Angeli Merkel. I tu znowu kolejne prawdopodobieństwo: koniec jej rządów w tak trudnym momencie dla Europy to koniec przewidywalnej i stabilnej polityki niemieckiej.
Warto przyjrzeć się bliżej Włochom, Austrii, Francji, Holandii, Niemcom czy Bułgarii, aby dostrzec, co konkretnie sprawia, że wybory i zmiany polityczne mają albo mogą mieć w najbliższym czasie tak wielkie znaczenie dla reszty Europy.
Włochy
Wiele osób, zainteresowanych polityką europejską, na pewno dziwi się, dlaczego Europa przywiązuje tak dużą wagę do możliwego upadku premiera Renziego. Po II wojnie światowej zmiany gabinetów włoskich były na porządku dziennym, zaś w latach 90. klasa polityczna Włoch została zmieciona na skutek wielkiego śledztwa antykorupcyjnego, co między innymi doprowadziło do władzy Sylvio Berlusconiego i jego obóz prawicowy.
Po upadku rządów Berlusconiego, premierem był stabilny technokrata Mario Monti, który zapobiegł upadkowi finansowemu kraju. Jego następcą jest Matteo Renzi z centrolewicy, który też dosyć sprawnie rządził państwem i zapewnił stabilizację. Jednak dzisiaj rośnie w siłę alternatywa wobec rządów Renziego i wobec dzisiejszych elit politycznych i finansowych Włoch. Ta alternatywna nazywa się Ruch Pięciu Gwiazd , przewodzi jej komik (!) Beppe Grillo, który otwarcie wzywa do obalenia „systemu” i jest bardzo krytyczny wobec Unii Europejskiej.
Wielu Włochom, a także Grekom, Portugalczykom czy Hiszpanom, Unia kojarzy się z surową polityką oszczędzania w czasach kryzysu, a co za tym idzie, w ich opinii, jest winna zapaści gospodarczej południa Europy. Szczególną niechęć na Półwyspach Iberyjskim i Apenińskim oraz w Grecji budzą Niemcy, którzy „dominują” w Europie i pogrążają innych w biedzie i stagnacji. Ta niechęć teraz błyskawicznie narasta i może wywrócić Unię Europejską. Jeśli bowiem Włochy pogrążą się w kryzysie finansowym i bankowym, to cała eurostrefa zadrży w posadach i niewykluczone jest porzucenie przez Włochy eurowaluty. To z kolei będzie takim wstrząsem, że możliwe jest referendum o wyjściu z Unii w ogóle i wręcz wygrana przeciwników integracji. Trudno sobie wyobrazić istnienie Unii bez Włoch, które są jednym z państw założycielskich Wspólnoty.
Austria
Prezydent Austrii nie ma silnej władzy, przede wszystkim reprezentuje państwo na zewnątrz. Ma jednak możliwość by, pod pewnymi warunkami, rozwiązać parlament. Tak może stać się tym razem, jeśli zwycięzcą niedzielnych wyborów będzie Norbert Hofer z Partii Wolnościowej. Jego sukces osobisty doda wiatru w żagle partii populistycznej, która może w przyszłym roku zgarnąć największą pulę w wyborach parlamentarnych (jeśli do nich oczywiście dojdzie).
Szansą dla Wolnościowców z partii Hofera może być niechęć Austriaków do establishmentu. Społeczeństwo Austrii, która nadal jest jednym z najbogatszych i najbardziej atrakcyjnych do mieszkania krajów świata, jest znużone kilkudziesięcioletnimi rządami socjaldemokratów i tradycyjnych konserwatystów. Obie wielkie partie zawsze dzieliły się stanowiskami i nie dopuszczały zmian. Dzisiaj, kiedy hasło "zmiany" zatriumfowało w Polsce, Wielkiej Brytanii czy Stanach Zjednoczonych, można wyczuć chęć odmiany w stabilnej i wręcz nudnawej Austrii. Popularność Hofera i jego partii wzrosła po kryzysie migracyjnym w Europie.
Przez Austrię niedawno przeszła rzesza setek tysięcy muzułmańskich uchodźców z Bliskiego Wschodu, którzy chcieli dostać się do Niemiec. Prawie 100 tys. zostało w Austrii, co jest ogromną liczbą jak na tej kraj, tradycyjnie niechętny islamowi, czujący się państwem granicznym Zachodu i chrześcijaństwa. Norbert Hofer w swojej kampanii podkreśla przywiązanie do chrześcijaństwa i w ten sposób zabiera wyborców chadekom. Sukces Wolnościowców może być zaraźliwy dla Niemiec – w siłę mogą tam rosnąć populiści i nacjonaliści z Alternatywy dla Niemiec.
Holandia
W Holandii już od dłuższego czasu umacniają się nacjonalizm i prawicowy ekstremizm, zasilany silną niechęcią do muzułmanów oraz – co szczególnie musimy brać pod uwagę – do Unii Europejskiej i Europejczyków z naszej części kontynentu. Partia Wolności kierowana przez Geerta Wildersa żeruje na strachu przed islamem i na zmęczeniu imigracją z Europy Środkowo-Wschodniej. Wielu Holendrów jest także wściekłych na kraje południa Unii Europejskiej, które uważają za bankrutów ratowanych przez podatników z państw Europy północnej.
Silnym impulsem dla holenderskich populistów jest także Brexit. Holendrzy wzorują się na Wyspach Brytyjskich, niemal każdy Holender mówi biegle po angielsku i samodzielnie może obserwować, jak brexitowcy wygrali referendum kilka miesięcy temu. Nie wolno też zapomnieć, że Holandia już raz zablokowała integrację europejską, kiedy w 2005 r. obywatele odrzucili w referendum konstytucję Unii Europejskiej, zaś wiosną 2016 r. odrzucili układ handlowy między Ukrainą a Europą, o który tak bardzo zabiegały Polska i inne kraje wspierające Kijów w wojnie z Rosją. Od tamtej pory niechęć do UE i niechęć do "obcych" nabiera mocy i może skończyć się eksplozją, jeśli populiści w przyszłorocznych wyborach zdobędą duże poparcie, a tradycyjne partie przejmą nawet niewielką część ich radykalnych propozycji.
Francja
Znaczenia Francji dla Europy i całego Zachodu nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć. Francja to obok Niemiec najważniejsze ogniwo europejskiej konstrukcji. Jeśli w Pałacu Elizejskim w Paryżu, siedzibie prezydenta Republiki, zasiądzie w przyszłym roku Marine Le Pen, radykalna liderka Frontu Narodowego, to można będzie mówić o trzęsieniu ziemi. Le Pen jest zwolenniczką takiej polityki, które oznaczać będzie realną rewolucję w Europie i w samej Francji. Jej propozycje to m.in. porzucenie euro, szybkie referendum w sprawie wyjścia z UE (we Francji jest coraz więcej zwolenników tzw. Frexitu), wyjście z NATO, osłabienie albo wygaszenie sojuszu Francji ze Stanami Zjednoczonymi oraz zawarcie ścisłego sojuszu z Rosją Putina.
Le Pen jest przekonana, że obecny system wewnętrzny we Francji oraz pozycja międzynarodowa kraju nie odpowiadają ambicji i oczekiwaniom Francuzów i w iście bonapartystowskim stylu obiecuje odbudowę mocarstwowości państwa oraz zerwanie z zależnością od Niemiec i Ameryki. Front Narodowy, choć mocno antyanglosaski w retoryce, jest zachwycony Brexitem i Donaldem Trumpem. Na każdym kroku Le Pen powtarza, że "wolne" narody Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii "odzyskały" kontrolę nad swoim losem.
Oczywiście sondaże wskazują, że zwycięstwo Le Pen i jej przeprowadzka do Pałacu Elizejskiego są bardzo mało prawdopodobne. Jednak sama kandydatka nie zraża się nimi, wskazując na Brexit i na Trumpa, którym też nie dawano szans. Ponadto część jej postulatów już przejęła tradycyjna prawica, która ma najwięcej atutów w walce o prezydenturę. Kandydat prawicy i centrum Francois Fillon, walcząc z Le Pen o głosy, mówi o głębokiej reformie UE, nawet o jej skurczeniu kosztem Europy Środkowo-Wschodniej, chce zmniejszyć "zależność" od Waszyngtonu i gorąco wspiera odnowienie bliskich relacji z Moskwą. Zwycięstwo Fillona wiosną przyszłego roku, choć odsunie czarną wizję prezydent Le Pen, nie zapowiada jednak dobrych sygnałów dla Warszawy.
Niemcy
Niemieckie wybory federalne odbędą się dopiero we wrześniu 2017 r., chyba że dojdzie do jakiegoś trzęsienia ziemi w polityce RFN lub polityce europejskiej i głosowanie zostanie przyspieszone. Na razie na to się nie zanosi. Wydaje się także niemal pewne, że populistyczna i nacjonalistyczna Alternatywa dla Niemiec osiągnie w skali federacji niezły wynik, ale nie wystarczy jej to na zdestabilizowanie systemu niemieckiego.
To wszystko oczywiście może ulec zmianie na skutek kilku czynników. Przede wszystkim dla Republiki Federalnej kluczową kwestią jest zatrzymanie masowej imigracji. Jeśli do Niemiec będzie przyjeżdżać ok. 200 tys. imigrantów rocznie, to państwo będzie w stanie ich zintegrować, a tych, którzy na pobyt w Niemczech nie zasługują, odeśle do krajów pochodzenia.
Aby ta liczba nie wzrosła, Niemcy i UE muszą utrzymać porozumienie imigracyjne z Turcją, która ciągle grozi jego zerwaniem. Dodatkowo Unia i Berlin muszą znaleźć pomysł na zatrzymanie imigracji z Afryki, w której na porządku dziennym są wojny domowe, ataki ekstremistyczne oraz bardzo zła sytuacja gospodarcza. Druga absolutnie kluczowa dla Niemiec sprawa to utrzymanie stabilności strefy pieniądza euro. Jeśli ponownie wybuchnie kryzys zadłużeniowy we Włoszech czy Grecji, władze niemieckie mogą nie być w stanie ponownie uratować tych państw. Podatnicy – czyli wyborcy w Niemczech są zdecydowanie przeciwni pompowaniu kolejnych transz miliardów euro pomocy dla zadłużonych krajów.
Dzisiaj Alternatywa dla Niemiec jest silna niechęcią do imigrantów muzułmańskich, która narodziła się spontanicznie po fali imigracji w 2015 r. w postaci takich ruchów jak choćby drezdeńska Pegida, ale kiedyś Alternatywę zakładali politycy i ekonomiści przeciwni ratowaniu Grecji. Powołując do życia ten ruch, myśleli oni także o opuszczeniu przez Niemcy osłabionej strefy euro i przywróceniu niemieckiej marki.
Dzisiaj można przypuszczać, że Angela Merkel, choć jej pozycja jest osłabiona, ma duże szanse na zwycięstwo i ponowną kadencję jako kanclerz. Jednak do wyborów pozostało kilkanaście miesięcy i to miesięcy trudnych w polityce europejskiej. Może tak się zdarzyć, że Merkel wygra wybory, ale jej partia nie będzie w stanie stworzyć rządu, a w miejsce koalicji chadecko-socjaldemokratycznej powstanie koalicja SPD-Lewica-Zieloni, czyli rząd "czerwono-czerwono-zielony". To będzie kontynuacja polityki europejskiej Niemiec, ale równolegle możliwy będzie zwrot w polityce Berlina wobec Kremla na bardziej przyjazny oraz większy dystans Niemiec do Stanów Zjednoczonych i NATO.
Europa Wschodnia
Co gorsza, nie tylko w Europie Zachodniej wróciła niepewność. Kandydat prorosyjski zwyciężył w wyborach prezydenckich w Bułgarii, a na Litwie do władzy doszły partie kontestujące dotychczasowy system. Ferment prorosyjski wyczuwalny jest na Łotwie czy w Estonii, gdzie partie odwołujące się mniej lub bardziej do Moskwy, przy wsparciu propagandowym Kremla i przy wsparciu obywateli łotewskich i estońskich o korzeniach rosyjskich, mogą rosnąć w siłę i mieć coraz większy wpływ na politykę ich państw, narażonych przecież od miesięcy na rosyjską akcję hybrydową czy propagandową.
W Europie Środkowej i Wschodniej silniej odzywają się teraz tendencje prorosyjskie. Przykładem jest choćby Bułgaria, której znaczenie strategiczne jest w Polsce niedoceniane. To kraj kluczowy dla NATO, położony na styku Zachodu i Turcji oraz ważny dla zachodniego sojuszu, ponieważ Morze Czarne jest miejscem zetknięcia się NATO i neoimperialnej Rosji. Właśnie w Bułgarii wybory wygrał niedawno kandydat opowiadający się za zbliżeniem z Władimirem Putinem. Niedawno siły prorosyjskie próbowały obalić prozachodni rząd w Czarnogórze. Jednocześnie amerykańskie ośrodki badawcze ostrzegają, że Rosja wkracza mocniej w Europę Środkową i Wschodnią, chcąc tam odbudować swoje wpływy.