Pękaliśmy z dumy. Mistrzami Europy nie zostali, ale pierwszy raz od dawna polscy piłkarze nie byli chłopcami do bicia. Zazdroszczono nam Pazdana, Krychowiaka i Lewandowskiego, a na ławce Nawałki. Wszystkich witano jak bohaterów. Także Błaszczykowskiego, którego pomyłka kosztowała nas awans do półfinału.
Do Francji nie jechali w roli faworytów, tymczasem dotarli tam, gdzie polskiej piłki nie było od 34 lat. Ale i tak wracali przybici. – Niedosyt większy od dumy – powtarzali, gdy tłumy witały ich na lotnisku w Warszawie.
Gdzieś tam komuś zaszkliły się oczy, bo przed turniejem ćwierćfinał Euro przyjęlibyśmy z pocałowaniem ręki. Tymczasem wszyscy czuli, że coś zaprzepaszczono. Finał wydawał się tak blisko. Pogrążyły nas karne, które w 1/8 finału dały nam tyle radości. Ze Szwajcarią się udało, z Portugalią szczęście uciekło. A w półfinale przecież czekała nie najmocniejsza wcale Walia, w meczu o złoto zdarzyć się mogło wszystko.
To były udane dla Polaków mistrzostwa, choć nie grali porywająco. Jak to na turnieju – miało nie być efektownie, lecz efektywnie. Nie przegrali żadnego spotkania, stracili tylko dwa gole. Rozpędzali się powoli, lecz po drodze znów nie dali się Niemcom i wysłali do domu Ukraińców. Na czas polskich meczów ulice pustoszały, a z domów słychać było albo ryk szczęścia, albo jęk zawodu. Rekordy decybeli bito, gdy Arek Milik załatwił nam zwycięstwo z Irlandią Północną. Płakano, gdy gola strzelił Kuba Błaszczykowski. Płakano też, gdy później zmarnował karnego.
Minister Pazdan
Podczas turnieju "ministrem obrony narodowej" mianowaliśmy Michała Pazdana. Nie za wysoki, ale jaki odważny. Przed atakami Niemców bronił nas nogami, wybijał piłkę głową. W kraju stał się postacią kultową. Golono "na Pazdana" i to za darmo, a jego twarz i nazwisko znali wszyscy, także matki widzące w nim doskonałego kandydata na zięcia. Z domu do domu przekazywano sobie żarty, których był bohaterem. "Dlaczego Pazdan nie ma znajomych na Facebooku? Bo wszystkich zablokował". Jego żonie Dominice najbardziej spodobał się inny: przeróbka internetowa zdjęcia, na którym Cristiano Ronaldo schowany za plecami kolegów z reprezentacji dopytuje się, czy Pazdan już sobie poszedł.
Już po Euro trochę onieśmielonych państwa Pazdanów powitano w Niepołomicach, rodzinnej miejscowości Dominiki, w której para cały czas ma dom. Na dziedziniec miejscowego zamku ściągnęły tłumy, które sparaliżowały 11-tysięczną mieścinę. Później burmistrz wręczył mu żelazną tarczę z orłem białym.
Zachwycano się młodym, acz grającym bez tremy Bartoszem Kapustką. Adam Nawałka postawił na niego z konieczności, bo chorowali mu inni. Tymczasem Bartek szalał na boisku jak stary wyjadacz. "Co za cudownie utalentowany chłopak" – przecierał oczy ze zdumienia niegdysiejszy kat naszej reprezentacji, a podczas Euro jeden z kibiców Polski, Gary Lineker. Innym, który trzymał za Orłów kciuki, był Russel Crowe. Aktor lubi gladiatorów, polubił dzielnie walczącą polską husarię. "Jesteście świetni, możecie być dumni" – napisał już po pierwszym meczu.
Oferty za miliony
Mistrzostwa były dla polskich piłkarzy doskonałym oknem wystawowym. Po udanym Euro ich ceny wystrzeliły, a popyt na nich wzrósł. Na ludzi Nawałki nie szczędzono milionów. Glik poszedł do Monaco, Krychowiak do PSG, Milik do Napoli. Płacono od kilkunastu do ponad 30 mln euro. Klub zmienił też Kapustka, rozchwytywany był Pazdan.
Oczywiście przełomu nie byłoby bez selekcjonera. To Nawałka stworzył z kadry piłkarską rodzinę. Nie ma zawodnika, który na zgrupowanie jechałby niechętnie (a tak bywało w przeszłości). Więcej – każdy tylko odlicza dni do kolejnego przyjazdu do Warszawy.
Trener nie zbudował swojego autorytetu krzykiem (wcześniej bywali tacy, którzy próbowali), tylko maniakalną dbałością o najmniejszy nawet detal. Kiedy potrzeba, wymaga ciężkiej pracy, ale nie zapomina o poluzowaniu lejców. Stąd wspólne wyjścia na golfa i strzelnicę, a przed Euro kilkudniowy pobyt w hotelu z rodzinami.
Obronił się decyzjami. Postawił na Pazdana, dał szansę Mączyńskiego, Milikowi i Kapustce. Nie zawiódł się. Kapitanem mianował Roberta Lewandowskiego, choć wielu miało inną koncepcję. To też okazało się strzałem w dziesiątkę.
Poświęcił się dla drużyny
Napastnik królem strzelców Euro nie został, choć na długo przed turniejem wielu nakładało mu koronę. Instynkt "killera" Lewandowski pokazał tylko raz, w meczu z Portugalią, ale to efekt strategii obranej przez selekcjonera. Liczyła się przede wszystkim perfekcja w defensywie, za co odpowiadała cała drużyna, także jej kapitan. Nawałka powierzył Lewandowskiemu długą listę zadań, niekoniecznie strzeleckich. A to był pierwszym obrońcą (to on dawał znać, kiedy odbierać piłkę), a to uciekał z dala od pola karnego, żeby odciągnąć przeciwników od kolegów. No i miał trudniej, bo to na nim skupiała się głównie uwaga rywali. Pewnie dlatego był w gronie najczęściej faulowanych piłkarzy mistrzostw.
Jak na lidera przystało, nie pozwolił, żeby ktokolwiek z reprezentantów zachłysnął się ćwierćfinałem. – Nie możemy cieszyć się z tego, co mamy, tylko spróbować zrobić więcej – apelował.
EuroRonaldo
Sam sportowy poziom mistrzostw oceniono nisko – bo zbyt wiele krajów (pierwszy raz na Euro grały 24 reprezentacje), bo za wiele meczów klasy B, zepsutych ultradefensywną taktyką – nic nie stracić, strzelić raz, a jeśli już strzelić się nie uda, to czekać na karne, może w nich szczęście dopisze.
Mistrzem, pierwszy raz w historii, została Portugalia. Ta sama, z którą Polacy tak dzielnie sobie radzili. Gdyby nie ten przeklęty karny, gdyby Błaszczykowski miał więcej szczęścia. Gdyby strzelił mocniej…
Jesienią 2014 r., przed pamiętnym 2:0 z Niemcami na Narodowym, polską reprezentację widziano na 70. miejscu w rankingu FIFA. Rok 2016 kończy na 15.