Nie było w tym roku bardziej szokującej zbrodni. Nie było też takiej, która bardziej zasługiwałaby na surową karę. Ale kary, jak na razie wiele na to wskazuje, może nigdy nie być.
Był 3 lutego, po godz. 10 rano. 27-letni Kajetan P. wsiadł do tramwaju na warszawskiej Woli. Przejechał kilka przystanków, wysiadł przy skrzyżowaniu Wolskiej i Skierniewickiej. W bloku na szóstym piętrze czekała na niego 30-letnia Katarzyna. Byli umówieni na godz. 11 na lekcję języka włoskiego.
Wszedł. Katarzyna zaproponowała herbatę. Gdy odwieszała jego płaszcz, zaszedł ją tyłu. Nóż – harcerską finkę – wbił precyzyjnie w tętnicę szyjną.
Niepoczytalny
Nie ma prostej odpowiedzi, dlaczego młody, błyskotliwy i oczytany mężczyzna zabił kobietę, którą zobaczył po raz pierwszy w życiu.
Biegli psychiatrzy tygodniami głowili się nad ekspertyzą o stanie umysłu Kajetana P. Kilkukrotnie przesuwali termin jej sporządzenia. W trakcie badań podejrzany zaatakował psycholog, która z nim wcześniej rozmawiała. Przyłożył jej do szyi kawałek szkła. – Mógł przeciąć jej tętnicę. To byłby ułamek sekundy, nikt nie zdążyłby zareagować – mówi osoba, która widziała nagranie z kamery umieszczonej w celi. Wcześniej P. rzucił się w samolocie pełnym policjantów na jednego z konwojujących go funkcjonariuszy.
Gdy wreszcie biegli ukończyli ekspertyzę, doszli do kategorycznego wniosku: Kajetan P. był niepoczytalny w chwili popełnienia czynu, a jego obecny stan psychiczny nie pozwala na postawienie go przed sądem.
Niepoczytalny, czyli nierozumiejący znaczenia własnych czynów. Trudno w to uwierzyć, słuchając sprawozdania z aż nadto szczegółowej relacji, jaką po zatrzymaniu przedstawił przesłuchującym go prokuratorom i policjantom. Wydaje się, że wszystko miał dokładnie przemyślane i zaplanowane. Krok po kroku opisał swoje postępowanie i motywacje: dlaczego chciał zabić, jak to zrobił i jak potem uciekał. Nie pomijał drastycznych szczegółów, nie unikał odpowiedzi na żadne pytanie. I był nadzwyczaj spokojny.
Właśnie to racjonalne, spokojne zachowanie nie dawało spokoju prokuraturze. Dlatego zdecydowała się na powołanie kolejnego zespołu biegłych psychiatrów, którzy mają przygotować nową ekspertyzę.
– Nie robiłbym sobie wielkich nadziei. Biegli psychiatrzy rzadko zmieniają swoje opinie – mówi warszawski prokurator.
Na drodze do samodoskonalenia
To, co można nazwać chorobą albo przynajmniej chorą osobowością, i co zaprowadziło Kajetana P. pod blok 30-letniej Katarzyny, zaczęło się kilka lat wcześniej.
Kilka dni po przesłuchaniu Kajetana P. mówił o tym ówczesny rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie. – Podejrzany wskazał, że targały nim sprzeczne emocje. Z jednej strony miał potrzebę samodoskonalenia, pozbywania się ludzkich słabości. Z drugiej – dostrzegał pokusy życia codziennego, przyjemności, które w jego ocenie świadczą o słabości. Narastał w nim konflikt między tym samodoskonaleniem a słabością, za jaką uważał szacunek do ludzkiego życia. Kilka lat temu uznał, że musi wybrać drogę samodoskonalenia, pozbywania się ludzkich słabości. I tą drogą szedł, doskonaląc się fizycznie i intelektualnie. Elementem samodoskonalenia były intensywne ćwiczenia fizyczne, głodówki i zerwanie wszelkich związków z rodziną, bo je także uznawał za dowód słabości – opowiadał dziennikarzom prok. Przemysław Nowak.
Nie opowiadał o tym, że Kajetan P. po raz pierwszy swoją agresję skierował przeciwko bliskim, a konkretnie przeciwko ojcu, którego pobił. Policjantom tłumaczył potem, że chciał wyrównać rachunki z dzieciństwa.
Po tym wydarzeniu rodzina szukała dla niego pomocy. Bezskutecznie. Kajetan P. do tego stopnia unikał bliskich, że aby go odnaleźć, rodzice wynajęli prywatnego detektywa. Po kilku dniach złożył on raport, w którym zameldował, że poszukiwany pracuje w warszawskiej bibliotece.
Życie ludzkie jak życie komara
Kajetan P. pochodzi z Poznania. Jego matka jest prokuratorem, ojciec prowadzi firmę. W rodzinnym mieście P. ukończył elitarną klasę w elitarnym liceum. Na studia przeniósł się do stolicy. Studiował dziennikarstwo i filologię klasyczną na Uniwersytecie Warszawskim. Na uczelni prowadził koło naukowe Książę i Żebrak, był redaktorem portalu o tej samej nazwie. Książki dosłownie pochłaniał. Krótko przed zbrodnią czytał m.in. literaturę poświęconą funkcjonowaniu ludzkiego mózgu.
I pisał. Np. zainspirowany prozą Thomasa Harrisa stworzył makabryczny wiersz po łacinie zatytułowany "Uczta Hannibala Lectera", który traktował o kanibalizmie.
– Na pewnym etapie swojej ewolucji doszedł do wniosku, że musi kogoś zabić, bo tylko tak pozbędzie się słabości. Taka myśl towarzyszyła mu od jakiegoś czasu. Natomiast konkretną decyzję o zabiciu osoby podjął miesiąc lub dwa przed samym zdarzeniem – relacjonował rzecznik prokuratury.
Śledczym Kajetan P. wyznał: – Plan był taki, żeby pozbyć się tej słabości, którą było przekonanie, że życie ludzkie jest warte więcej niż życie świni czy komara.
Dlaczego akurat Katarzyna? Na to pytanie też nie ma racjonalnej odpowiedzi. Najpierw chciał zabić kogoś, kto wynajmuje mieszkania. Potem wybrał lektorkę języka włoskiego ze względu na jego podobieństwo do łaciny. Tłumaczył, że chciał zabić kogoś, kogo twarzy wcześniej nie widział. Katarzyna do swojego ogłoszenia z ofertą korepetycji z języka włoskiego nie dołączyła zdjęcia. Kajetan P. nigdy wcześniej nie spotkał pochodzącej z Radomia absolwentki historii sztuki na KUL i lingwistyki stosowanej na UW. Jedynym ich wcześniejszym kontaktem była rozmowa przez telefon.
Torba, nóż, piła
Plan był precyzyjny, szczegóły przemyślane. Na ul. Skierniewicką Kajetan P. przyjechał z torbą podróżną, nożem i piłą. Wcześniej ćwiczył przecinanie zwierzęcych kości.
Gdy zabił Katarzynę, odciął jej głowę. Korpus upchnął w torbie, głowę schował do plecaka. Kałużę krwi starł ręcznikami, które wrzucił do pralki. Nastawił pranie. Potem zamówił taksówkę, by dotrzeć do swojego mieszkania na Żoliborzu. W połowie drogi przesiadł się do innej taksówki. Wówczas popełnił pierwszy błąd – zamawiając kurs, podał swoje prawdziwe imię i nazwisko. – Wtedy plan zaczął się sypać – przyznał podczas przesłuchania.
Taksówkarz zainteresował się krwią cieknącą z torby. – To tusza dzika – wyjaśnił. Gdy wchodził do bloku przy ul. Potockiej (wynajmował tam mieszkanie z dwoma kolegami), dźwigając torbę z okaleczonym ciałem Katarzyny, czujnie przyglądała mu się sąsiadka.
Wtedy zmienił zdanie. Zamiast zrobić z ciałem to, co zamierzał (prokuratura, ze względu na "szacunek dla ofiary" tego nie ujawnia, choć P. szczegółowo to opisał podczas przesłuchania), zdecydował się je spalić, by choć częściowo zatrzeć ślady.
Gdy strażacy dogaszali pożar, a policjanci zajrzeli do torby, by dokonać makabrycznego odkrycia, Kajetan P. wsiadał właśnie do pociągu ekspresowego do rodzinnego Poznania.
Chciał żyć na pustyni
Poszukiwania trwały równe dwa tygodnie. Kajetan P. z Poznania pojechał do Berlina, stamtąd do Włoch. Potem promem przedostał się na Sycylię, a stamtąd, również promem, na Maltę. Cały czas podążali za nim policjanci ze specjalnej grupy pościgowej poznańskiej policji. Gdyby miał przy sobie paszport, mógłby przedostać się do Tunezji lub Libii, gdzie zamierzał żyć na pustyni.
Ale nie miał paszportu. W środę, 17 lutego po godz. 15 został zatrzymany w Valetcie, stolicy kraju, gdy wysiadał z autobusu na głównym dworcu wyspy. Dziewięć dni później był już w Polsce.
Co dalej? Prokuratura wciąż czeka na nową ekspertyzę psychiatryczną. Jeśli biegli nie dojdą do innych wniosków niż ich koledzy, Kajetan P. zostanie zamknięty w szpitalu psychiatrycznym.
Piotr Machajski, tvnwarszawa.pl