Potrzeba matką wynalazków – tak można scharakteryzować irański przemysł zbrojeniowy. Odcięty od dostępu do światowego rynku broni od dekad wytwarza najdziwniejszy sprzęt. Doniesienia z Iranu o kolejnych superbroniach nie przestają zaskakiwać, ale też na swój sposób imponować. Będzie ich coraz więcej, bo Teheran postanowił niemal podwoić swój budżet wojskowy.
Rosjanie lubią o swoim uzbrojeniu mówić, że "nie ma odpowiednika na świecie". Na tej samej zasadzie popularnym hasłem w Iranie jest zapewnienie, że sprzęt "wytworzono własnymi siłami" albo jest "krajowej produkcji". Oczywiście jest też "niezwykle groźny" i Amerykanie "muszą się go bać", ale najważniejsze jest to, że powstał w Iranie. W większości wypadków wywołuje to ironiczne uśmiechy wśród zagranicznych obserwatorów. Irańczykom nie można jednak odmówić determinacji i pomysłowości w obliczu bardzo niesprzyjających realiów.
Irańskie dzieła
Trudna sytuacja, w jakiej od dekad znajduje się ich przemysł zbrojeniowy, owocuje prawdziwymi kuriozami militarnymi. Kilka z nich można było zobaczyć niedawno z okazji obchodów rocznicy wybuchu wojny z Irakiem. Irańczycy upamiętniają tę datę paradami wojskowymi w wielu miastach kraju. Na tej głównej, w Teheranie, pokazywane jest to, co Iran ma najlepsze.
W tym roku największą nowością były elementy rosyjskiego zestawu przeciwlotniczego S-300 dostarczone niedawno po latach perypetii. Irańczycy nie mogli się ich doczekać ze względu na wstrzymanie kontraktu w wyniku sankcji ONZ. W międzyczasie zaczęli więc tworzyć swój "odpowiednik S-300", czyli system Bavar 373. Przez lata na paradach prezentowano go w postaci ciężarówek z prymitywnymi atrapami pojemników na rakiety, ale w tym roku pojawiły się pierwsze jego realne elementy w postaci wyrzutni i radaru. Wartość humorystyczną mają jednak zapewnienia irańskich oficjeli, że ich system jest "poprawionym" odpowiednikiem S-300 i z tego powodu nie będą ich więcej kupować w Rosji.
Prezentowano też "irański" czołg Zulfiqar, będący niezwykłą hybrydą. Podwozie pochodzi ze starych amerykańskich czołgów M48/M60, a działo zostało wzięte z radzieckiego T-72. Tylko wieża wygląda na autentycznie irańską. Jeszcze bardziej niecodzienną konstrukcją jest czołg o nazwie Tiam, którego nie prezentowano na paradzie, ale kilka tygodni wcześniej przy innej okazji. Kadłub tej maszyny to stary amerykański czołg M47 Patton z korzeniami sięgającymi lat 40., na którym osadzono wieżę z równie starego chińskiego Typ 59 z działem brytyjskim (swojego czasu Iran zakupił z Wielkiej Brytanii znaczne ilości czołgów Chieftain).
Bardzo ciekawą konstrukcją jest też zaprezentowany na początku września nowy okręt patrolowy Shahid Nazeri. Irańskie media z dumą podkreślają, że ma unikalną konstrukcję, jest szybki i może na nim lądować śmigłowiec. W praktyce to nieuzbrojony statek matka dla małych łodzi patrolowych morskich oddziałów Gwardii Rewolucyjnej. Ironiczne jest to, że podczas oficjalnej prezentacji stał na nim amerykański śmigłowiec Bell 206, podczas gdy okręt będzie służył głównie do nękania amerykańskiej floty.
W przypadku innych okrętów Irańczycy mają jeszcze większą skłonność do przesady. Te, które w innych państwach zostałyby obecnie nazwane słabo uzbrojonymi korwetami (jedna z mniejszych klas okrętów), Irańczycy nazywają "nowoczesnymi niszczycielami" (jedna z największych klas), choć to zmodyfikowane stare brytyjskie fregaty Vosper Mk 5.
Podobna przesada jest standardem w odniesieniu do lotnictwa. Najbardziej niezwykłą pokazówką Irańczyków okazała się prezentacja "prototypu myśliwca stealth Qaher 313" w 2013 r. Była to makieta wykonana z pleksi i włókna szklanego, tak mała, że pilot nie byłby w stanie normalnie zmieścić się w kokpicie. Irańscy generałowie zapewniali jednak, że ironiczne komentarze z zagranicy to po prostu atak na Iran, a samolot jest testowany. Od tego czasu Qaher 313 nie był już więcej prezentowany. Ciekawe są też bardziej realne "irańskie" myśliwce Saeqeh, które są w praktyce skopiowanymi i lekko zmodyfikowanymi amerykańskimi F-5 Tiger, których korzenie sięgają lat 60.
Zupełnie egzotycznymi pomysłami są różne wzory uzbrojenia przeznaczone dla Gwardii Rewolucyjnej. Na niedawnych paradach zaprezentowano między innymi motolotnie, które miałyby zostać wykorzystywane do rozpoznania. Do tego samego celu są stosowane wiatrakowce, czyli sprzęt uznawany obecnie raczej za ciekawostkę dla cywilów. Popularnym widokiem na irańskich paradach są też zwykłe motocykle terenowe, których pasażer jest "operatorem uzbrojenia", z np. lekką rakietą przeciwlotniczą. Liczne są też lekkie samochody terenowe Safir, na których bliskowschodnią modą montowane są różne ciężkie karabiny maszynowe czy proste wyrzutnie rakiet.
Pudrowanie rzeczywistości
Irańskie media regularnie przekazują informacje o kolejnej prezentacji nowego uzbrojenia, najczęściej w fabryce czy bliżej nieokreślonej hali. Brodaci generałowie przechadzają się, mając je w tle, zapewniają o potędze państwa, a napisy na tablicach za nimi głoszą hasła irańskiej rewolucji i sławią duchowych przywódców. Jest jeszcze wariant z pokazowymi ćwiczeniami, kiedy uzbrojenie jest pokazywane w akcji, przynajmniej częściowo. Reszta scenariusza jest identyczna.
Obserwowanie takich inscenizacji bywa niezwykle interesujące. Oczywistym jest, że są one skierowane przede wszystkim do obywateli Iranu, niemających większego pojęcia o uzbrojeniu. Na nich mogą one wywierać pożądane wrażenie. Niejako przypadkowymi odbiorcami są też zagraniczni obserwatorzy zainteresowani irańskimi siłami zbrojnymi. U nich irańskie pokazy wywołują często ironiczny uśmiech i przynoszą efekt odmienny od zamierzonego.
Dzieje się tak ze względu na wspomnianą tendencję generałów i oficjeli do skrajnej przesady. Stojąc na tle starego amerykańskiego myśliwca, który nawet w latach 70. nie był cudem techniki, mówią o tym, jak to jest nowoczesny i "irański", choć w większości wyprodukowano go w USA. Potrafią też z pełną powagą oglądać coś takiego jak Qaher 313 i zapewniać, że lada dzień wejdzie do produkcji seryjnej. Standardem jest natomiast pokazywanie starego amerykańskiego uzbrojenia i nazywania go "irańskim", co zakrawa na ironię, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że USA formalnie są "szatanem" i śmiertelnym wrogiem Iranu.
Nie można jednak Irańczyków całkowicie ignorować. Ich inżynierom udało się stworzyć niemal od podstaw całą gamę rakiet balistycznych krótkiego i średniego zasięgu oraz dronów. Zazwyczaj jest to sprzęt znacznie prostszy i o mniejszych możliwościach niż wynika to z oficjalnych deklaracji. Co więcej, zazwyczaj jest on tylko częściowo irański, bo często to kreatywne kopie lub modyfikacje sprzętu zagranicznego. Jednak nierozsądnie byłoby go ignorować, zwłaszcza że jest przeznaczony nie do walki z zaawansowanymi technicznie siłami zbrojnymi państw Zachodu, ale znacznie mniej sprawnymi w sferze wojskowej arabskimi sąsiadami.
Powiązania z "wielkim szatanem"
Takie skomplikowane irańskie realia to efekt głównie jednego wydarzenia – nałożenia przez USA sankcji na Iran po dokonaniu się w nim islamskiej rewolucji. Obalony wówczas szach Mohammad Reza Pahlavi był bliskim sojusznikiem Stanów Zjednoczonych i zamówił w amerykańskich firmach zbrojeniowych gigantyczną ilość uzbrojenia. W ostatnich latach swojego panowania było to wręcz szaleństwo zakupów. Rewolucjoniści odziedziczyli cały ten sprzęt i choć uznali USA za swojego największego wroga, to nie mieli wyboru. Musieli korzystać z jego uzbrojenia, bo relacje z ZSRR również były chłodne, a co gorsze, rok później na Iran napadł Saddam Husajn i rozpoczęła się trwająca niemal dekadę wyjątkowo krwawa wojna.
Chcąc przetrwać, Irańczycy musieli jak najlepiej korzystać ze sprzętu kupionego przez szacha oraz tego nabywanego pokątnie od różnych dostawców. Oznaczało to położenie dużego nacisku na samodzielność. Patentami czy własnością intelektualną nikt się nie przejmował. Amerykański sprzęt czasem wręcz chałupniczo modyfikowano i remontowano. W efekcie Irańczycy stali się więc specjalistami od kreatywnego wykorzystywania tego, co dostępne. Efekty widać do dzisiaj.
Podstawą irańskiego przemysłu zbrojeniowego stała się zatem amerykańska technologia z lat 70. Z czasem zaczęły się jednak pojawiać nowe warianty. Podczas wojny z Irakiem udało się pozyskać sprzęt z wielu różnych krajów, od ZSRR, Chin, Korei Północnej przez Szwecję po nawet USA. Do tygla irańskiego przemysłu zbrojeniowego wpadło więc dużo nowych technologii. Współpraca z Chinami i Koreą Północną jest kontynuowana z różnym natężeniem do dzisiaj. Z tego pierwszego państwa pochodzą między innymi rakiety przeciwokrętowe (np. "irański" Noor, będący kopią chińskiej C-802, którym prawdopodobnie ostrzelano niedawno amerykańskie okręty), a z drugiego prawdopodobnie kluczowe rozwiązania w dziedzinie rakiet balistycznych. Udało się też kupić trochę technologii z Rosji, między innymi licencję na produkcję czołgu T-72. W efekcie irański przemysł zbrojeniowy jest tyglem różnych wpływów, nadal jednak z dominacją tych amerykańskich.
Najgroźniejsza broń w ręce gwardii
Sytuację komplikuje fakt, że podczas wojny z Irakiem kontrolę nad znaczną częścią produkcji broni przekazano Gwardii Rewolucyjnej, czyli paramilitarnej i silnie ideologicznej organizacji, która jest oparciem najwyższych religijnych przywódców państwa i ma za zadanie chronić nie tyle kraj, co islamski ustrój. To przeciwwaga dla tradycyjnego wojska, którego zadaniem jest obrona granic. Gwardia ma charakter masowy i słynie bardziej z zapału niż z jakości. W związku z tym spora część przemysłu zbrojeniowego produkuje na jej potrzeby bardzo proste i tanie wyposażenie.
Kolejnym paradoksem irańskiego potencjału militarnego jest to, że owa de facto paramilitarna bojówka dysponuje też najpotężniejszą bronią państwa, czyli rakietami balistycznymi. Gwardia kontroluje cały program ich budowy i odpowiada za ich wykorzystanie. Najwyższe władze państwa przydzieliły jej to zadanie jako organizacji bardziej pewnej niż wojsko, któremu religijni przywódcy nigdy w pełni nie ufali.
Budżet gwałtownie się zwiększył
Arsenał rakiet balistycznych jest dowodem na to, że irańscy inżynierowie potrafią osiągnąć dużo przy bardzo ograniczonych zasobach. To, co nadaje ich wysiłkom wymiar humorystyczny, to bombastyczne przechwałki generałów i oficjeli regularnie mówiących o niezwykłych możliwościach "irańskiego" sprzętu, który tak naprawdę ani nie jest irański, ani nie może mieć zbyt dużego potencjału bojowego.
Podobnych pokazowych akcji można się jednak spodziewać w przyszłości coraz częściej. Prawdopodobnie będzie też coraz więcej naprawdę nowego uzbrojenia. Po zdjęciu w 2015 r. sankcji gospodarczych z Iranu budżet państwa liczy na zastrzyk pieniędzy. Według planów już w tym roku wydatki na wojsko mają zwiększyć się niemal dwukrotnie, do poziomu 19 mld dolarów (to dwa razy więcej niż wynosi budżet polskiego wojska). Iran będzie się zbroił, bo to samo robią jego lokalni wrogowie, czyli arabskie monarchie z jeszcze większymi budżetami skupione wokół Arabii Saudyjskiej. Tamte państwa masowo kupują sprzęt z Zachodu. Iran nie może robić tego samego, bo nadal jest objęty sankcjami ONZ na handel uzbrojeniem. Mają one obowiązywać jeszcze przez pięć lat.
Można się więc spodziewać eksplozji irańskiej kreatywności wspartej skrytą współpracą z Rosją czy Chinami. W sierpniu do sieci przedostały się m.in. zdjęcia czołgu łudząco podobnego do rosyjskiego T-90MS, który ma być rzekomo testowany w Iranie.