Idą trudne czasy. Czeka nas fala kryzysu, ludzie zostają bez pracy, a to często sprawia, że stają się łatwym celem dla sekt, które wyciągają od nich ostatnie pieniądze – uznały władze Moskwy, które właśnie wydają broszurę "Jak się chronić przed sektami". Paradoksalnie pod tym względem obecne "trudne czasy" przypominają lata 90., gdy na zgliszczach ZSRR rodziły się organizacje żerujące na ludzkiej potrzebie "stabilności".
W Rosji działa kilkaset grup wyznaniowych i sekt. Część z nich to międzynarodowe organizacje, takie jak Scjentolodzy czy Ruch pod Wezwaniem Ducha Świętego dla Zjednoczenia Chrześcijaństwa Światowego. Powstają też jednak rodzime sekty założone przez Rosjan – i one, znając specyfikę rosyjskiej mentalności, od lat werbują coraz więcej zwolenników.
Na początku września uwagę rosyjskich widzów od konfliktu w Donbasie i działalności prezydenta Putina odwróciło na chwilę aresztowanie Andrieja Popowa, znanego bardziej jako "bóg Kuzia" – twórcy sekty, która pod pozorem działalności Kościoła prawosławnego wyłudzała pieniądze i majątki od swoich wyznawców. Śledczy przez półtora roku zbierali dowody na przestępczą działalność grupy.
Jak zbić fortunę
37-letni, niedowidzący Popow został wyprowadzony ze swojego mieszkania 10 września. W tym czasie w siedmiu innych mieszkaniach moskiewska policja prowadziła przeszukania, podczas których znaleziono ponad 43 mln rubli w gotówce i 100 tys. dolarów w różnych walutach. "Bóg Kuzia" podkreślał, że nie wie, skąd pochodzą pieniądze. Policjanci byli zaskoczeni kwotami, jakie w ciągu zaledwie kilkunastu miesięcy udało się zgromadzić "bogowi". W maju 2014 r. przeprowadzili bowiem w jego mieszkaniu przeszukanie w związku z pobiciem ekipy telewizyjnej, która przygotowywała reportaż o działalności sekty. Wtedy znaleziono u niego i skonfiskowano ok. 250 mln rubli i 150 tys. dolarów.
Samozwańczy bóg
"Jeśli chcesz być bogaty, załóż biznes. Jeżeli chcesz być naprawdę bogaty, załóż religię" – mawiał L. Ron Hubbard, twórca scjentologii – "stosowanej filozofii religijnej", uznawanej za jedną z najgroźniejszych sekt na świecie. Andriej Popow najwyraźniej z uwagą wsłuchał się w słowa amerykańskiego pisarza, bowiem na naiwności i ufności wielu osób zbił fortunę.
Na przełomie XX i XXI wieku Popow założył grupę wyznaniową, która, podszywając się pod działania Kościoła prawosławnego, organizowała wykłady na jednym z moskiewskich uniwersytetów. O sobie mówił, że ma na swoim koncie "ośmiokrotnie więcej dokonań niż Jezus Chrystus", opowiadał o swoich wcześniejszych wcieleniach (mówił np., że był rosyjskim carem Mikołajem II), a jednocześnie dzięki umiejętnemu manipulowaniu ludźmi pozbawiał ich majątku i rodziny. Zaczynał od podawania się za najmłodszego biskupa Kościoła prawosławnego, najwyraźniej jednak brakowało mu poczucia wyjątkowości. Wtedy sam siebie nazwał bogiem. Imię "Kuzia" przybrał na cześć swojej papugi, która zdechła wiele lat temu.
Sześć kręgów
Andriej Popow podzielił ludzi na sześć kategorii. Pierwsza to jego liczne żony (według niektórych informacji ma ich być nawet osiem). Drugi i trzeci krąg otaczających go wyznawców to harem i pomocnice oraz szczególnie bliscy wyznawcy. Czwarta kategoria to zwyczajni "wierni". Piąta to ci, którzy jeszcze nie słyszeli o "bogu Kuzi". Szósty to piekło, czyli ludzie, którzy nie uwierzyli w boskość Andrieja Popowa.
Według ustaleń śledczych głównym źródłem dochodu "boga Kuzi" były popularne w Rosji prawosławne jarmarki. Współpracownicy "Kuzi", podając się za członków Cerkwi prawosławnej, wyszukiwali w tłumie osoby, które sprawiały wrażenie słabych lub po przejściach i proponowali im "zamówienie modlitwy" w dowolnej intencji. Modlitwy słono kosztowały – od kilku do kilkudziesięciu tysięcy rubli, a tygodniowe dochody "Kuzi" wynosiły ok. 2 mln rubli. Przedstawiając fałszywe dokumenty, jego wysłannicy podawali się za przedstawicieli Cerkwi prawosławnej i zbierali pieniądze na rzekomą odbudowę świątyń w małych miasteczkach w rosyjskiej "głubince" (prowincji).
Poza odbieraniem pieniędzy i majątków Andriej Popow napawał się też przejmowaniem władzy nad swoimi wyznawcami. Za każde przewinienie groziła kara chłosty lub bicie gumowym kapciem po twarzy.
Każdy nowy członek sekty trafiał na swoiste przesłuchanie, podczas którego "wydzierano" z niego wszystkie relacje ze światem zewnętrznym i żądano, by wyrzekł się "demonów" – rodziny i przyjaciół. Na porządku dziennym było przekonywanie "wiernych" do rozwodów, porzucania swoich dzieci i rodziców, którzy nie przyjęli "boga Kuzi".
"Bóg Kuzia" przekonywał też, że ma nadludzkie moce i potrafi umysłem ukarać niewierzące w niego osoby, a nawet je likwidować.
– Każda taka organizacja najpierw wyszukuje w swojej ofierze jej słabe miejsce. Następuje "bombardowanie miłością i troską", od której człowiek szybko się uzależnia – tłumaczył Fiodor Kondratiew, jeden z grupy lekarzy psychiatrów na prośbę krewnych pracujących przez ponad rok z byłymi członkami sekty. – Pojawia się zachwyt liderem, przekonanie o jego nieomylności. Człowiek na tym etapie może oddać mu cały swój majątek w zamian za uwagę. Na trzecim etapie pojawia się strach, który pielęgnują w nim adepci sekty: przekonanie, że jeśli odejdzie z sekty, nie będzie już potrafił żyć dobrze, często dostaje też pogróżki – tłumaczył Kondratiew.
Abdykacja
Tymczasem w areszcie Andriej Popow "abdykował" – stwierdził, że "bogiem" nazwali go przyjaciele, z którymi spotykał się, by porozmawiać o duchowości przy kanapkach i herbacie. – Po prostu coś ich do mnie przyciągało, lubili słuchać, jak rozprawiam o wierze. Wszystko pozostałe to pomówienia – podkreślał kilka dni po aresztowaniu. W rozmowie z dziennikarką gazety "Moskowskij Komsomolec", która odwiedziła go w areszcie, przekonywał, że jest po prostu nadzwyczaj uduchowiony. – Nawet tutaj, w areszcie, zamiast grać w szachy z innymi osadzonymi, wolę sobie pomedytować. Znam różne medytacje – stwierdził.
Każda taka organizacja najpierw wyszukuje w swojej ofierze jej słabe miejsce. Następuje 'bombardowanie miłością i troską', od której człowiek szybko się uzależnia
Fiodor Kondratiew
"Zemsta zawiedzionej kobiety"
– Ale cerkiew nie pochwala medytacji – przypomniał mu obecny przy rozmowie przedstawiciel organizacji Społeczna Komisja Obserwacyjna, sprawdzającej warunki, w jakich przebywają osadzeni w rosyjskich więzieniach i aresztach.
– A to nie są medytacje. Źle się wyraziłem. Moje medytacje to po prostu relaks z modlitwą. Nigdy nie prowadziłem żadnych medytacji! Ani żadnych mszy nie organizowałem! Nic takiego nie robiłem. Po prostu opowiadałem ludziom o swojej wizji świata. To wszystko przez kobietę, która chodziła na nasze spotkania, a później się na mnie obraziła. Wśród moich przyjaciół znalazła mężczyznę, z którym się związała. Później postanowiła odejść z naszej grupy – nikogo nie trzymam na siłę – a on został, dlatego obraziła się na mnie i zaczęła się na mnie mścić – tłumaczył Andriej Popow.
Choć za oszustwo na dużą skalę i kierowanie grupą przestępczą oraz podstępne pozbawienie lokalu mieszkalnego grozi w Rosji do 10 lat więzienia, eksperci nie mają złudzeń – Andriej Popow prawdopodobnie już wkrótce wyjdzie z aresztu. Bardzo pilnował bowiem wszelkich formalności przy przepisywaniu na niego mieszkań i majątków jego ofiar, a pieniądze na działalność sekty zbierali jej członkowie, którzy gotowi są wziąć na siebie jego winę.
Natomiast sam Popow najpewniej czym prędzej zabierze się do odbudowy swojego majątku.
Uzależnienie od "boga"
Zdaniem psychiatry Aleksieja Zwiedina, pracującego z ofiarami Andrieja Popowa, największym wyzwaniem dla lekarzy było to, że umysły byłych wyznawców "boga Kuzi" były już tak zmodyfikowane, że ludzie ci usiłowali uczynić z lekarzy swoich guru i nawet proponowali pieniądze za przejęcie kontroli nad ich życiem. – Tacy ludzie szybko znajdą sobie kolejnego "boga", jeśli nie będą kontynuować terapii u psychiatry – podkreślał Kondratiew w wywiadzie dla moskiewskiego portalu Moslenta.ru.
Białe Bractwo
O tym, jak trudne, a w niektórych przypadkach wręcz niemożliwe jest psychiczne uniezależnienie się od samozwańczych "bogów", może świadczyć sprawa jednej z największych sekt działających na terenie Ukrainy, Rosji i Białorusi – Białego Bractwa.
Na początku lat 90., w czasie, gdy połowa obywateli oglądała telewizyjne seanse Anatolija Kaszpirowskiego i "ładowała energią" butelki z wodą, na ulicach Kijowa pojawiły się grupki młodych ludzi ubranych w białe szaty. Poruszali się powoli, mówili spokojnie, a ich znakiem charakterystycznym był błogi uśmiech, który rozlewał się po ich twarzach, gdy tylko zdołali nawiązać kontakt wzrokowy z przechodzącym obok człowiekiem. Czasem nic nie mówili, stali tylko przy stacjach kijowskiego metra i śpiewali melodyjne piosenki. Przypominali nieco członków ruchu Hare Kriszna, który pod koniec lat 80. zaczął zdobywać zwolenników w ZSRR. Utrzymywali jednak, że wywodzą się od chrześcijan, a nazywają się Wielkie Białe Bractwo Jusmałos.
Trzeba walczyć z tym zjawiskiem, pokazywać obywatelom schematy działania sekt i wciągania do nich nowych członków, aby byli w stanie przeciwstawić się technikom liderów
Władimir Czernikow
Cybernetyk i komsomołka
Ich przywódcami było małżeństwo: "namiestnik Boga na Ziemi" Joann Suami i "żywy Bóg" Maria Devi Christos. W rzeczywistości byli to doktor nauk technicznych, cybernetyk Jurij Krywonogow i była dziennikarka, aktywistka Komsomołu Maryna Cwigun.
Krywonogow w 1989 r. założył w Kijowie Instytut Duszy "Atma" i zorientował się, że to szybka droga do ogromnego majątku. Żądał bowiem pieniędzy za każde szkolenie i dostęp do kolejnych poziomów "wtajemniczenia w poznawanie własnej duszy".
Czekając na koniec świata
Członkowie bractwa tłumaczyli zaciekawionym przechodniom, że wkrótce nadejdzie koniec świata, który przetrwają tylko wierzący w Boga. – Należy wyzbyć się wszystkiego, co przyziemne – rodziny, pracy, szkoły, a także dóbr materialnych, np. mieszkania, auta, sprzętów elektrycznych, by osiągnąć wieczną szczęśliwość – przekonywali. Dobra materialne należało sprzedać, a pieniądze oddać Marii Devi Christos, która dokona ich "niematerialnego zniszczenia".
Słuchali ich głównie młodzi ludzie, na których oczach właśnie rozpadał się znany im świat – Związek Radziecki. W ciągu jednego lata setki nastolatków i studentów w Kijowie zniknęły z domów. Niczym dzieci z bajki o szczurołapie trafiły do Białego Bractwa. Ruch rozrastał się błyskawicznie i wkrótce wyznawcy Marii Devi Christos szykowali się na koniec świata również w Rosji, Kazachstanie i Białorusi.
Głośne stały się przypadki samobójstw członków Bractwa, którzy nie wytrzymywali zarzutów o "mało żarliwą wiarę". Znana jest też historia 27-latka przekonanego, że jego 82-letnia sąsiadka jest wcieleniem szatana. Mężczyzna brutalnie zamordował staruszkę i planował kolejne dwa zabójstwa.
Dzięki technikom hipnozy i tzw. korekty psychologicznej, poznanym podczas pracy z radzieckimi służbami specjalnymi, Krywonogow i jego żona zdołali zwerbować tysiące adeptów Białego Bractwa i dokonać prania mózgu na tyle skutecznie, że nawet dziś, po 25 latach od zwerbowania, większość z nich ma problemy psychiczne.
Próba zbiorowego samobójstwa
Władze przez długi czas były bezradne, choć coraz częściej dostawały sygnały o planach zbiorowego samobójstwa członków sekty w listopadzie 1993 r. – gdy miał nastąpić przepowiadany przed Marynę Cwigun koniec świata.
Przywódcy Białego Bractwa i najbardziej aktywni działacze sekty zostali aresztowani dopiero wtedy, gdy opanowali Sobór Sofijski w Kijowie. W 1996 r. Krywonogow i Cwigun oraz kilkoro innych liderów sekty zostało skazanych na kary od czterech do siedmiu lat więzienia.
Po wyjściu na wolność Krywonogow porzucił marzenia o zawładnięciu umysłami ludzkości i pracuje w jednym z kijowskich supermarketów. Maryna Cwigun nie pogodziła się jednak z utratą boskiego statusu.
W blasku "Noworosji"
Na początku 2014 r. pojawiły się doniesienia, że na ulicach syberyjskich miast, m.in. w uniwersyteckim Nowosybirsku i Irkucku, pojawili się uśmiechnięci młodzi ludzie w białych szatach, którzy w milczeniu rozdawali ulotki przedstawiające kobietę w stroju starożytnej egipskiej kapłanki. Choć od zakończenia działalności przez Białe Bractwo minęło wiele lat, bez trudu można było w niej rozpoznać byłą Marię Devi Christos. Okazało się, że Maryna Cwigun zmieniła imię i nazwisko i już jako Wiktoria Prieobrażenska [nazwisko można przetłumaczyć jako "przemieniona" – red.] organizuje wystawy swojego malarstwa, podczas których uparcie informuje o nadchodzącym końcu świata.
"Белое братство" 20 лет спустя: Марина Цвигун в РФ пишет пропаганду в стихах об украинской "ху https://t.co/d919sKPkQApic.twitter.com/HxUdlTRBD8
— Богдан Бойко (@boykob) kwiecień 16, 2015
Wydarzenia na Majdanie w Kijowie, aneksja Krymu i konflikt w Donbasie stały się dla Maryny/Wiktorii błogosławieństwem – pochodząca z Doniecka "duchowa przewodniczka" na fali antyukraińskich nastrojów w Rosji zaczęła zbierać pieniądze na wsparcie "bohaterów Noworosji" i przekonywać, że władzę na Ukrainie przejęli kosmiczni najeźdźcy – reptiianie, "słudzy Szatana", którzy chcą zniszczyć "Świętą Ruś". Głoszone przez nią "prawdy" trafiają na podatny grunt i znajdują coraz więcej odbiorców – w ciągu ostatnich miesięcy Cwigun założyła portal, gazetę i radio internetowe, działające w najlepszych tradycjach kremlowskiej propagandy. "Zachód zrzuca maskę demokracji", "Matka Pokoju ze Słowiańska remedium na reptilian" czy "Zamorscy lalkarze zasiali pomarańczowe larwy w Kijowie" – to zaledwie kilka przykładów kwiecistego stylu byłej "Marii Devi Christos".
Wiktoria Prieobrażenska pisze też wiersze, komponuje piosenki i maluje obrazy. W runecie można znaleźć m.in. utwory poświęcone "mężowi stanu Wiktorowi Janukowyczowi" pt. "Janukowycz, trzymaj się!" i wychwalające władze "Noworosji".
Wraz z obniżeniem się temperatury na wschodzie Ukrainy w słowach byłej przywódczyni Białego Bractwa znów pojawiły się wątki rychłego końca świata. Prawdopodobnie Marynie Cwigun nigdy nie zabraknie celów, na które można zbierać pieniądze.
Żadna ulotka czy instrukcja nie zdoła uchronić człowieka przed przypadkową rozmową na ulicy czy w metrze ani przed chęcią pomocy budowniczym świątyni. Najważniejsze są zdecydowane kroki państwa, by zapobiegać i natychmiast zakazywać działalności sektom
Aleksiej Zwiezdin
Ulotki nie pomogą
Sankcje i kontrsankcje po aneksji Krymu, światowy spadek cen ropy i kryzys gospodarczy, w którym pogrąża się Rosja, będą sprzyjać szarlatanom i manipulatorom oferującym łatwą receptę na znalezienie spokoju duchowego.
– Trzeba walczyć z tym zjawiskiem, pokazywać obywatelom schematy działania sekt i wciągania do nich nowych członków, aby byli w stanie przeciwstawić się technikom liderów – stwierdził Władimir Czernikow z departamentu polityki narodowej, relacji międzyregionalnych i turystyki we władzach Moskwy.
Psychiatra Aleksiej Zwiezdin uważa jednak, że broszury, które zamierza wydać moskiewskie merostwo, nie wystarczą.
– Żadna ulotka czy instrukcja nie zdoła uchronić człowieka przed przypadkową rozmową na ulicy czy w metrze ani przed chęcią pomocy budowniczym świątyni. Najważniejsze są zdecydowane kroki państwa, by zapobiegać i natychmiast zakazywać działalności sektom – mówi lekarz.