Dziewięciolatek pozna Mickiewicza, ale nie dowie się, jakie książki pisze się dziś. Szkoła podstawowa po reformie minister Zalewskiej wprowadzi ucznia w świat kultury jego rodziców i dziadków, ale nie powie mu wiele o współczesności. Będzie odizolowana od życia, nie da możliwości porozmawiania o sprawach bliskich młodym ludziom. Niestety wracamy do modelu nauczania sprzed kilkudziesięciu lat.
Klasy IV i VII będą od września uczyły się według wymagań zapisanych w nowej podstawie programowej. O tym, co się zmieni na lekcjach języka polskiego, pisze dla Magazynu TVN24 prof. Krzysztof Biedrzycki z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Lektury: te same czytali dziadkowie
Najważniejsza zmiana dotyczy lektur. Dotychczas w klasach IV – VI to nauczyciel decydował, jakie pozycje literackie zaleci uczniom do przeczytania i o jakich będzie z nimi rozmawiał. Miał możliwość dostosowywania tytułów do zainteresowań dzieci, ich wrażliwości i potrzeb czytelniczych. Przecież zależnie od środowiska, płci, konkretnej sytuacji, a także od indywidualnego gustu (jak również umiejętności) ucznia różne lektury do niego trafiają i w rozmaity sposób da się o nich mówić. Od tego roku istnieje obowiązek omawiania konkretnych utworów. Dopuszczona jest co prawda możliwość wskazania przez nauczyciela innego tytułu (spoza wskazanych w podstawie programowej) jako lektury nadobowiązkowej, nie wiadomo jednak, ilu nauczycieli odważy się wyjść poza sugerowany w dokumencie zestaw pozycji dodatkowych. Rodzi się również obawa, że na rozmowę o tych utworach zostanie mało czasu.
Wśród lektur obowiązkowych dominuje klasyka literatury dziecięcej, większość tych książek czytali przed laty w swoich szkołach rodzice dzisiejszych uczniów, a zapewne i ich dziadkowie. Z kolei w klasach VII – VIII niemal wyłącznie będzie się czytało lektury bezwzględnie „dorosłe”: Zemstę Fredry, Pana Tadeusza Mickiewicza, Quo vadis? Sienkiewicza, Balladynę Słowackiego, Syzyfowe prace Żeromskiego, Artystę Mrożka, Ziele na kraterze Wańkowicza. Również drobniejsze utwory i wiersze Baczyńskiego, Barańczaka, Hemara, Kochanowskiego, Krasickiego, Leca, Lechonia, Leśmiana, Lieberta, Norwida, Rymkiewicza, Szymborskiej, Wierzyńskiego, Sztaudyngera wymagają dużej kompetencji interpretacyjnej i dorosłej refleksji.
Ze współczesnych książek dla dzieci mamy tylko jedną pozycję: powieść Rafała Kosika Felix, Net i Nika oraz Gang Niewidzialnych Ludzi. Również wśród zalecanych lektur nadobowiązkowych niewiele jest utworów powstałych współcześnie: Skarb Troi niemieckiego pisarza Olafa Fritschego, Skrzynia Władcy Piorunów Marcina Kozioła, Magiczne drzewo Andrzeja Maleszki, wybrana powieść Małgorzaty Musierowicz i Pajączek na rowerze Ewy Nowak. Lektura utworów klasycznych jest oczywiście wskazana, warto jednak zachować odpowiednie proporcje: żeby dzieci zachęcić do czytania, trzeba im podsuwać teksty bliskie zarówno pod względem problemów, jak pod względem języka. Szkoda, że w naszych czasach, gdy mamy do czynienia z dynamicznym rozwojem literatury dla dzieci i młodzieży, gdy ukazuje się wiele bardzo cennych książek z tej dziedziny, szkoła (jak na to wskazuje podstawa programowa) od najnowszej literatury się odwraca.
Wydaje się, że w świetle nowej podstawy programowej nadrzędnym celem edukacji polonistycznej jest wprowadzenie dziecka w świat tradycji, mniej wagi przykłada się do rozwijania samego czytelnictwa, jak gdyby przyjmuje się założenie, iż z faktu przymusu lekturowego wyniknie chęć czytania. Tymczasem bez wyrobienia w młodym człowieku wewnętrznej motywacji do poznawania literatury (jest ciekawa, bo odpowiada na własne pytania dziecka; podoba się, bo zaspokaja potrzeby estetyczne) nie da się wychować odbiorcy kultury klasycznej i „wysokiej”, co jest jednym z głównych celów nauczania języka polskiego.
Jeszcze wyraźniej ten problem uwidacznia się w klasach VII – VIII. Tam lektury obowiązkowe to bez wyjątku klasyka, w dodatku przeważnie w założeniu skierowana do czytelnika dorosłego. Nawet jeśli jest to utwór o młodzieży, czyli Kamienie na szaniec Kamińskiego, to dotyczy wojny, a więc sytuacji znanej uczniom tylko z historii i literatury. Jeśli jest to Mały Książę Saint-Exupéry'ego, to opowieść filozoficzna, ponadczasowa, wykraczająca poza bezpośrednie doświadczenie kilkunastoletniego odbiorcy.
Co prawda i w klasach VII – VIII, podobnie jak w młodszych, nauczyciel również może zalecić do lektury inne wybrane przez siebie utwory, jednak przy dużej liczbie dzieł trudnych, a więc wymagających dużo czasu na ich omówienie, najczęściej nie starczy czasu na poważną rozmowę o pozycjach dodatkowych.
Lektury, nawet jeśli ważne i arcydzielne, są dalekie od wrażliwości i doświadczeń ucznia. Nie o to chodzi, żeby podważać zasadność poszczególnych tytułów (w tym tych przywołanych wyżej), ważne, by były one równoważone pozycjami współczesnymi, młodzieżowymi lub z obszaru kultury popularnej. W ten sposób skuteczniej można by wzmacniać czytelnictwo. Uczeń to nie jest historyk literatury.
Szkoła: cofamy się o kilkadziesiąt lat
Szkoła podstawowa w myśl wchodzącej w życie podstawy programowej do języka polskiego jest miejscem intensywnego wprowadzania w świat kultury tradycyjnej, kultury rodziców i dziadków. Po części taka jest rola edukacji w ogóle, ale pominięcie potrzeb i zainteresowań, a także wrażliwości estetycznej młodych ludzi grozi stworzeniem sytuacji, w której szkoła będzie odizolowana od życia. Szkoda, bo właśnie język polski daje szansę na rozmowę o życiu, sprawach ważnych, bliskich młodym ludziom.
To zresztą nie jest problem tylko nauczania języka polskiego. Podstawy programowe do innych przedmiotów też zostały tak napisane, że dominuje w nich przekaz gotowej wiedzy, niejednokrotnie zresztą zapóźnionej wobec nowoczesnej nauki. Tak jak poloniści mniej czasu będą poświęcali na samodzielne myślenie, twórczą interpretację, ćwiczenie skutecznego porozumiewania się, tak historycy nie zdołają w porę nauczyć analizy faktów, matematycy samodzielnego rozumowania, nauczyciele fizyki, chemii, biologii krytycznego myślenia naukowego popartego eksperymentem. Niestety wracamy do modelu szkoły sprzed kilkudziesięciu lat.
Uczeń: odtworzy wiedzę i „właściwe” wzorce
Założenia są takie, że uczeń ma być samodzielny, twórczy i myślący. Problem polega na tym, że z treści konkretnych zapisów podstawy programowej wcale to nie wynika. Owszem, powiada się, iż ma on proponować własne odczytania poznawanych utworów (nie tylko literackich, bo również filmowych, teatralnych, plastycznych, a nawet muzycznych), ale wymagania dotyczące inwencji ucznia są nieliczne i następują po całym długim fragmencie dotyczącym wiedzy o charakterze w dużej mierze formalnym (obrazy poetyckie, fikcja, gatunki literackie, środki poetyckie, rodzaje narracji, tworzywo nieliterackich tekstów kultury itd.). Jest to wiedza potrzebna, bo dostarcza języka do mówienia o literaturze i sztuce, ale powinna pełnić funkcję służebną w rozmowie o konkretnych dziełach, nie może przysłonić samej lektury.
Tymczasem można się obawiać, że to ona zdominuje lekcje, a tym samym postawi ucznia w sytuacji odbiorcy gotowych formuł, które trzeba będzie tylko odtworzyć. Zresztą samodzielność interpretacyjna zostaje znacznie ograniczona w klasach VII – VIII, gdzie odczytywanie lektur ma być wyznaczone głównie przez konteksty historyczne, biograficzne, kulturowe i inne. Uczeń w tej sytuacji ma być wdrażany w rolę badacza, który powinien zrezygnować ze spontanicznego odbioru dzieła, a skupić się na sumiennym rozbieraniu utworu na części. To duże niebezpieczeństwo.
Podobnie jest z rozwijaniem umiejętności językowych. Lektura ma prowadzić do rozmowy. Najważniejsze jest, żeby młody człowiek nauczył się samodzielnie i skutecznie posługiwać językiem, żeby tak przekazywał swoją myśl, by słuchacz czy czytelnik go zrozumiał.
Bo przedmiot język polski to nade wszystko ciągłe szlifowanie sprawności posługiwania się mową i pismem. Czy nowa podstawa programowa służy pracy nad tymi umiejętnościami? W pewien sposób tak, bo są tam zapisy dotyczące mówienia i pisania, a zwłaszcza retorycznego porządkowania wypowiedzi. Podobnie jak w przypadku lektury dzieła i w tej dziedzinie dominuje jednak wiedza. Przede wszystkim twarda wiedza gramatyczna, mocno wyeksponowana, ale też wiedza o rozwiązaniach retorycznych i o zasadach komunikacji. Mało jest zapisów dotyczących praktycznego ćwiczenia umiejętności porozumiewania się, a te, które są, mają charakter bardzo ogólny (np. uczeń tworzy spójne wypowiedzi, rozróżnia współczesne formy komunikacji i odpowiednio się nimi posługuje, wykorzystuje wiedzę o języku w tworzonych wypowiedziach…). Tymczasem najważniejsza jest praktyka.
Szczególnie brakuje rozbudowanej nauki mądrego, skutecznego i odpowiedzialnego posługiwania się nowoczesnymi mediami (od umiejętności selekcji informacji w sieci przez krytyczny odbiór treści, twórcze wykorzystywanie możliwości komunikacyjnych, jakie dają media elektroniczne, skuteczne informowanie, etykietę przekazu medialnego po etykę odbioru i tworzenia przekazu). To jest najdotkliwszy brak tej podstawy programowej.
Dobrze, że w podstawie programowej został wyeksponowany fragment o samokształceniu, jednak zapisy są tak sformułowane, że nauka sprowadza się głównie do znajdowania informacji i przyswajania ich. Analiza krytyczna źródeł, samodzielność selekcji, sposoby porządkowania są zmarginalizowane. „Dobry” uczeń przede wszystkim ma odtwarzać wiedzę i wzorce sposobów czytania, pisania, mówienia.
Nauczyciel: poprowadzony za rękę
Najwięcej jednak zależy od nauczyciela, od jego inwencji i rozpoznania potrzeb uczniów. Podstawa programowa to tylko ramy, dopiero w pracy na lekcji wykuwają się konkrety. Problem polega na tym, że natłok wymagań w bardzo dużym stopniu ogranicza swobodę i pomysłowość nauczycieli. Jeśli trzeba przekazywać dużo wiedzy, może zabraknąć czasu na kształcenie umiejętności.
Oczywiście nie można wiedzy przeciwstawiać umiejętnościom, raczej chodzi o to, żeby je z sobą powiązać. Niestety zapisy nowej podstawy programowej do języka polskiego w zasadzie poprzestają na hasłach wykorzystywania wiedzy w praktyce komunikacyjnej i interpretacyjnej, konkretne wymagania tylko nieśmiało wychodzą poza hasła. Gramatyka jest oddzielona od praktyki językowej, retoryka to w dużej mierze teoria, a poetyka luźno jest powiązana z lekturą. Nie chodzi przy tym tylko o dominację wiedzy. Więcej niepokoju może budzić to, że poza kilkoma zapisami nie pozostawia się uczniom ani nauczycielom przestrzeni na samodzielność, nauczyciel jest prowadzony za rękę (co skądinąd dla wielu z nich może być wygodne).
Niestety dosyć trudno będzie teraz dostosowywać nauczycielowi pracę do potrzeb uczniów, którzy nie mieszczą się w schemacie. Problem polega nie tylko na tym, że zostało mało przestrzeni do wyboru lektury, będzie za mało czasu na poświęcenie uwagi uczniom nienadążającym za programem, na spokojną rozmowę o nurtujących młodych ludzi problemach, a także na praktyczne ćwiczenia komunikacji w różnych sytuacjach życiowych.
Chciałbym się mylić. Jeśli jestem fałszywą Kassandrą, to proszę mi to w odpowiednim momencie wytknąć. Gdzie widzę nadzieję? W nauczycielach. Bo – powtarzam – i tak to od nich najwięcej zależy.