Na przełomie lat 80. i 90., gdy rozpadał się Związek Radziecki, przed telewizorami w setkach tysięcy domów stały miski i szklanki z wodą – popularni bioenergoterapeuci Anatolij Kaszpirowski i Allan Czumak przekonywali rodaków, że "ładują" wodę uzdrowicielską energią. W gazetach zaczęły pojawiać się ogłoszenia wróżek, które "gwarantowały pomoc w trudnej sytuacji". Po 25 latach Rosjanie wciąż chętnie korzystają z porad tzw. ekstrasensów – osób, które twierdzą, że mają zdolności parapsychologiczne. Okazuje się, że w czasie kryzysu łatwiej im pójść do wróżki niż zdecydować się na wizytę u psychologa.
Gdy w Korei Południowej wybuchł skandal z powodu szamanki, która przez wiele lat "doradzała" prezydent kraju, prasa w Rosji akurat rozpisywała się o zatrzymaniu bioenergoterapeutki, która pomagała podejmować strategiczne decyzje kierownictwu banku zaliczającego się do setki największych instytucji finansowych w Rosji. Kobieta ma 54 lata, ukończyła cztery klasy podstawówki, nie zna się na finansach, bankowości ani prawie, ale te mało istotne fakty najwyraźniej nie miały znaczenia dla tłumu kłębiących się na jej klatce schodowej biznesmenów, karnie czekających w wielogodzinnych kolejkach po poradę biznesową u znanej "rodowitej, z babki prababki" wróżki Nonny Michaj. Choć unikała rozgłosu, wieść o jej przepowiedniach i doradztwie rozchodziła się pocztą pantoflową. Pewnie nadal mogłaby przyjmować klientów w swoim 11-pokojowym mieszkaniu w centrum Moskwy, gdyby nie problemy finansowe jednego z rosyjskich banków.
24 października nazwisko Nonny Michaj pojawiło się niemal we wszystkich rosyjskich mediach. Opozycyjna telewizja Dożd’ poinformowała bowiem, że na początku października 54-latka została zatrzymana pod zarzutem oszustwa na dużą skalę – chodzi o wyprowadzenie ok. 26 mld rubli (ok. 1,5 mld zł) z banku Nota Bank. W toku śledztwa wyszło bowiem na jaw, że Michaj za pomocą "wróżby, czytania z kart, starych ksiąg i fusów" oraz modlitw "o powodzenie w biznesie" doradzała Larysie Marczukowej, jak prowadzić interesy. Larysa Marczukowa jest z kolei siostrą Galiny Marczukowej – dyrektor finansowej banku Nota Bak i wraz z nią oraz dwoma właścicielami banku została w sierpniu 2016 r. zatrzymana pod zarzutem oszustwa na dużą skalę. W listopadzie 2015 r. rosyjski Bank Centralny stwierdził bowiem, że aktywa banku są o 26 mld rubli mniejsze niż zobowiązania wobec klientów. Śledczy ustalili, że w sprawę oszustwa na wielką skalę może być zamieszany również wiceszef komisji ds. walki z korupcją w rosyjskim MSW Dmitrij Zacharczenko. Adwokat Michaj stwierdził, że jego klientka jest oskarżana o "wróżenie, przepowiadanie przyszłości, astralne towarzyszenie losowi i inne bzdury, niezwiązane z oszustwami finansowymi". – Czy przepowiadanie przyszłości oszustów to współudział? – dopytywał podczas pierwszej rozprawy Maksim Burdin. Nie przekonał jednak sądu. "Rodowitej" wróżce i pozostałym podejrzanym grozi do 10 lat więzienia.
W całej sprawie opinię publiczną najbardziej zaintrygowało to, że Nonna Michaj nie zobaczyła w fusach po kawie ani bankructwa banku, ani aresztowań. Nie zdziwiło jednak, że najwyższe władze instytucji finansowej korzystają z pomocy wróżki – można zaryzykować stwierdzenie, że to wcale nie nowa i nawet nie świecka tradycja.
Rasputin i inni
W rosyjskiej kulturze prawosławnej od wieków poważano jurodiwych – bożych szaleńców. Były to przeważnie osoby niepełnosprawne umysłowo, żyjące w ubóstwie, często niewidome. Wierzono, że mają one dar uzdrawiania i obcowania z Bogiem, a także przewidywania przyszłości. W ich słowach często dopatrywano się przepowiedni i przestróg, a interpretowano je na różne sposoby. Sugestywny obraz niewinnego niczym dziecko jurodiwego imieniem Nikołka, który ujawnia zbrodnię dokonaną przez carobójcę, nakreślił w poemacie "Borys Godunow" Aleksander Puszkin. Co ciekawe, rosyjski klasyk sam korzystał z usług najsłynniejszej wróżki swoich czasów, mieszkającej w Petersburgu tajemniczej Charlotte Kirghoff, która rzekomo przepowiedziała mu śmierć w wieku 37 lat w wyniku pojedynku (urodzony w 1799 r. Puszkin zmarł w 1837 r. na skutek ran odniesionych w pojedynku z Georgesem d'Anthèsem).
Na drugim obiegu funkcjonowali magowie, wróżki, znachorzy i szamani, którzy zapewniali o swoich nadzwyczajnych zdolnościach parapsychologicznych i energii pozwalającej im leczyć ludzi i przewidywać przyszłość. Tym jednak m.in. różnili się od jurodiwych, że zazwyczaj potrafili również liczyć i zarabiać na swoim – jak to nazywali – darze. Cerkiew prawosławna potępiała korzystanie z ich porad, uważając ich za oszustów i sługi "nieboskich" mocy. Uniknięto jednak np. w średniowieczu "polowania na czarownice", a wiele wróżek szczyci się – podobnie jak wspomniana Nonna – tym, że swoje umiejętności odziedziczyły po pradawnych przodkach.
W czasach niepewności i zamętu wzrasta irracjonalizm nastrojów społecznych i wiara w siły nadprzyrodzone. Tak było chociażby w okresie I wojny światowej, gdy w Europie zapanowała moda na wywoływanie duchów.
Grigorij Rasputin, chłop spod Tiumieni, rzekomy mnich i "święty człowiek", jak nazywał go car Mikołaj II, swoim tajemniczym zachowaniem, niechlujnym wyglądem, ezopową mową i przekonaniem carycy Aleksandry Fiodorowny o mocy uzdrawiania (a caryca drżała o życie chorego na hemofilię syna Aleksieja) zyskał na dworze rosyjskich monarchów znaczącą pozycję. Uważano jego wpływ na monarchę Mikołaja II i jego żonę za tak silny, że w czasie I wojny światowej został uznany za zagrożenie dla państwowości rosyjskiej. Zginął zamordowany przez monarchistów w grudniu 1916 r. – na rok przed rewolucją październikową, którą rzekomo przepowiedział.
W czasach Związku Radzieckiego wróżki i bioenergoterapeuci funkcjonowali w "drugim obiegu" – potępiani już nie przez Cerkiew prawosławną, lecz przez samo państwo komunistyczne, które włożyło magię i przepowiednie do tego samego worka co religię – "opium dla mas". Zapotrzebowanie na znachorów, szamanów i magów nie zniknęło jednak ani ze wsi, ani z miast – wciąż pocztą pantoflową przekazywano sobie informacje o tych najbardziej skutecznych.
Od lat 80. najsłynniejszą bioenergoterapeutką była zmarła w czerwcu 2015 r. Dżuna – Jewgienija Dawitaszwili. O jej cudownych uzdrowicielskich umiejętnościach i potędze parapsychologicznej krążyły legendy. Sama zresztą je pracowicie tworzyła i promowała. Niektórzy dziennikarze usiłujący zweryfikować podawane przez Dżunę w biogramach i wywiadach informacje natykali się na sprzeczne fakty: mówiła o sobie, że jest córką Asyryjczyka, który osiedlił się w małej miejscowości – Stanicy Asyryjskiej. Okazało się jednak, że urodziła się i mieszkała we wsi Urmija w Kraju Krasnodarskim, tradycyjnym miejscu osiedlania się emigrantów z Iranu i Turcji. Twierdziła, że z wyróżnieniem ukończyła studia medyczne, a podczas egzaminu końcowego zespoliła rozciętą skórę pacjenta potęgą umysłu i słowami "skleja się, skleja się". Jednak żaden świadek nie widział nigdy jej dyplomu.
Dżuna przez wiele lat doradzała artystom i znanym osobistościom, jej klientem miał być sam Leonid Breżniew, dzięki czemu cieszyła się wieloma przywilejami nie tylko na Kremlu, ale też w życiu codziennym, unikając długich kolejek po kolejny deficytowy produkt. Dzięki takiemu wstawiennictwu otrzymała także tytuł pracownika naukowego Instytutu Radiotechniki i Elektroniki, choć nigdy nie obroniła doktoratu. Krążyły plotki, że z jej usług parapsychologicznych korzysta KGB, a po upadku ZSRR również FSB. Wiadomo na pewno, że jej pole energetyczne było badane w specjalnie utworzonym laboratorium. Podczas badań wykonano zdjęcie, dzięki któremu Dżuna zaistniała także w kulturze masowej – fotografia rentgenowska rąk Dżuny ze słabą poświatą widnieje w zajawce serialu "Z archiwum X". Dzięki badaniom, które wykazały jedynie emitowanie przez ręce Dżuny słabej podczerwieni (podobnie zresztą jak przez organizm każdego człowieka), zasłynęła w świadomości społecznej, a w 1989 r. dopięła swego i została pierwszym oficjalnie zarejestrowanym w ZSRR bioenergoterapeutą z certyfikatem na "wykonywanie bezdotykowego masażu leczniczego". Z jej usług mieli korzystać nie tylko przedstawiciele rosyjskiej bohemy, ale też Robert De Niro czy Giulietta Masina.
Dżuna słynęła nie tylko z diagnozowania chorób na podstawie aury, ale też z przewidywania przyszłości i kataklizmów. Nie była jednak przygotowana na największą tragedię swojego życia – śmierć 26-letniego syna, który zginął w 2001 r. w tajemniczych okolicznościach. Od tego czasu zamknęła się w sobie i przestała, poza nielicznymi wyjątkami, przyjmować klientów. We wrześniu 2015 r., kilka miesięcy po jej śmierci, telewizja rosyjska wyemitowała serial oparty na jej – autoryzowanej – biografii.
Rywalami Dżuny na – nomen omen – polu bioenergoterapii byli Anatolij Kaszpirowski i Allan Czumak, którzy jednak, w przeciwieństwie do niej, nie przepowiadali przyszłości. Od czasów pieriestrojki przekonywali o swoich zdolnościach uzdrawiania na odległość, szczyt popularności obu panów przypadł na przełom lat 80. i 90., kiedy w salach koncertowych i przed telewizorami zbierali miliony widzów liczących na skorzystanie z leczniczej energii. Do legendy przeszło stawianie przed telewizorem w niemal każdym rosyjskim mieszkaniu naczyń z wodą, by co rano podczas programu na żywo mógł ją "naładować" pozytywną energią Allan Czumak.
Gdy w Korei Południowej wybuchł skandal z powodu wróżki i szamanki, która przez wiele lat "doradzała" prezydent kraju, w Rosji padło pytanie, czy swoją wróżkę ma prezydent Władimir Putin. Odpowiedzi udzielił wspomniany wyżej bioenergoterapeuta Allan Czumak: – Znam przypadki, gdy pierwsze osoby w naszym państwie zwracały się po pomoc do osób o zdolnościach parapsychologicznych. (…) Osoby takie mogą coś poradzić, ale to nie oznacza, że trzeba postępować dokładnie tak, jak doradziła; urzędnik powinien podejmować decyzje samodzielnie. Ja bym nie udzielał naszym przywódcom żadnych rad. Nie sądzę, że należy wpływać na proces podejmowania tak ważnych decyzji. Nie boję się odpowiedzialności, lecz uważam, że każdy powinien zajmować się swoją robotą. Gdybym widział, że jakaś decyzja jest właściwa, możliwe, że udzieliłbym porady, ale z zastrzeżeniem, że ostateczna decyzja należy do osoby sprawującej najwyższe urzędy. Jednak działanie na podstawie wskazówek udzielonych przez osobę o zdolnościach parapsychologicznych, to w przypadku prezydenta absurd.
Wróżka jak psycholog
Z badań instytutu badania opinii publicznej Centrum Lewady przeprowadzonych w 2012 r. wynika, że z usług wróżek, magów i znachorów co najmniej raz w życiu skorzystał co piąty Rosjanin, z czego najwięcej gospodyń domu, emerytów i… przedsiębiorców. 20 proc. badanych korzystało z ich usług wielokrotnie w przeszłości, a 7 proc. chadza do nich regularnie. Z kolei u psychologa w ciągu swojego życia przynajmniej raz w życiu poszło zaledwie 10 proc. Rosjan. Z badań Światowej Organizacji Zdrowia wynika, że w Rosji działa ok. 800 tys. tzw "ekstrasensów" oraz 600 tys. psychologów i 400 tys. naukowców zajmujących się badaniem zdrowia psychicznego.
Walerij Frołow, dyrektor generalny ośrodka badania opinii publicznej WCIOM uważa, że Rosjanie nie są dużo bardziej przesądni niż inne nacje. "Po prostu przeżywamy konkretny etap w historii" – napisał na portalu The Question, odpowiadając na pytanie, czy Rosjan wyróżnia szczególna wiara w zabobony i magię. "W czasach radzieckich to wszystko było wypalane hartowanym żelazem: istnieje jedna właściwa wizja świata, a wszystko pozostałe powinno zniknąć. W ostatnim ćwierćwieczu ten obraz świata rozpadł się, stąd tabu na przesądy i zabobony zostało obalone, dzięki czemu rozkwitły one na wielką skalę".
W Rosji i wielu krajach z obszaru byłego ZSRR usługi wróżek, magów, bioenergoterapeutów i szamanów wciąż cieszą się dużym wzięciem. Uważani są oni za przedstawicieli medycyny alternatywnej, otrzymują certyfikaty i dyplomy przeróżnych kursów magii, ich usługi są szeroko reklamowane w mediach, a w telewizji rosyjskiej można trafić na popularne reality show i programy z ich udziałem – w ich trakcie mierzą się nie tylko z innym osobami o podobnych umiejętnościach, jak w programie "Bitwa bioenergoterapeutów", ale też np. z detektywami, usiłując rozwikłać zagadkę przestępstw sprzed lat. Portale rozrywkowe i informacyjne pełne są zaś reklam usług wróżek i znachorek zdejmujących klątwy czy efekty działania "złego oka" – wystarczy napisać SMS lub zadzwonić, wróżki bowiem działają również zdalnie. Później jednak klient musi słono zapłacić za takie usługi – koszty połączeń i SMS-ów idą w dziesiątki tysięcy rubli. Wróżki, szamani i magowie zapewniający o swojej mocy uzdrawiania i przewidywania przyszłości mają pragmatyczne podejście do pieniędzy. Choć często twierdzą, że można im zapłacić wedle uznania, wróżenie czy "uzdrawianie" kosztuje od kilkuset rubli wzwyż.
Dlaczego więc ludzie korzystają z porad wróżek? Psycholog Denis Nowikow w rozmowie z portalem "Prawosławie i świat" stwierdził, że pierwszym powodem jest potrzeba duchowego postrzegania i zrozumienia świata. "Wróżki i znachorzy proponują ludziom zaspokojenie ich duchowych potrzeb w łatwy i szybki sposób, choć tak naprawdę ich zaspokojenie wymaga poważnej, długotrwałej pracy, zmiany trybu życia, a często też zajrzenia w głąb siebie, co dla wielu osób może być trudne" – powiedział Nowikow. Jego zdaniem człowiek, idąc do wróżki, okłamuje sam siebie. Na chęci szybkiego otrzymania maksymalnego wyniku przy minimalnym wysiłku zyskują przeróżni oszuści, tak działają też chociażby piramidy finansowe. Po drugie, po porady wróżek, znachorów i szamanów często zwracają się osoby o infantylnej osobowości, które liczą, że poważne problemy można rozwiązać za pomocą cudów, czarów i magii. Wolą nie mierzyć się z osobistą odpowiedzialnością za swoje problemy, nie analizować swojego zachowania, lecz usłyszeć, że za nurtującym ich problemem stoi ktoś, kto rzucił urok.
W kraju, w którym zaledwie 10 proc. społeczeństwa deklaruje chęć skorzystania z pomocy psychologa w czasie załamania nerwowego czy trudnej sytuacji osobistej, zapotrzebowanie na wsparcie i doradztwo wróżek szybko nie spadnie.