- I co pani sądzi o aukcji? – pytam. - Dramat!!! - Ale Prunella idzie jak burza, za 150 tys. euro – dziwię się. - Za Czempionkę Polski?! Ona jest warta trzy razy więcej!
Dobrze, że w ogóle ktoś chce ją kupić, bo 19 z 25 koni wróciło do boksów. Tak źle nie było od lat. A miało być hucznie, pięknie, drogo i dumnie... W tym roku mija w końcu 200-lecie Stadniny Koni w Janowie Podlaskim.
Czy to deszcz wystraszył...?
Niedziela. Drobny, uciążliwy, wciskający się w każdy kąt deszcz. Kalosze, kurtki, poruszające się parasole, spod których czasem wygląda czyjaś twarz. Mało kto przechadza się wokół placu czempionatowego, czekając na pokazy koni.
- Pogoda ludzi odstraszyła – mówi z nadzieją w głosie kelner, donoszący kawę do nienagannie białego namiotu dla ViP-ów.
Jest to jakieś wytłumaczenie. Ale nie widać też mężczyzn w arabskich białych galabijach i kefijach, którzy zawsze wyglądali tu egzotycznie. Widać jednego... nie, dwóch Chińczyków. Na tym ludzkim, trochę bezbarwnym tle, gdzieś pomiędzy namiotami dla gości a trybunami dla widzów, odznaczają się marynarki urzędników z Agencji Nieruchomości Rolnych oraz mundury pracowników stadniny.
Janów to nie tylko konie. To była ogromna impreza tysiące odwiedzających stoiska wczoraj nawet przy darmowej wacie cukrowej nie było kolejki
— Jacek Czarnecki (@JacekCzarnecki1) August 13, 2017
Nawet koniom w stajniach udziela się deszczowa aura. Nudzą się w boksach, w oczekiwaniu na pokazy. Umyte, z wyszczotkowaną sierścią, z naoliwionymi pyskami i błyszczącym okiem. Przy takiej kosmetyce koń jest bliski ideału - tego wrażenia żadna pogoda nie zepsuje.
Młoda kobieta przebiega obok, kuląc się przed deszczem. Notuję w pamięci, kto jest, a kogo brakuje. Już mam pewność - Stojanowska, jak powiedziała, tak zrobiła, po raz pierwszy od 1990 roku nie przyjechała do Janowa.
Końska wersja "27:1"
Anna Stojanowska to uznana specjalistka od hodowli koni. Jest sędzią międzynarodowym, członkiem zarządu ECAHO (Europejskiej Organizacji Konia Arabskiego). Polskę w ECAHO reprezentuje ANR (Agencja Nieruchomości Rolnych). Dopóki Stojanowska była inspektorem ds. stadnin w ANR, była przedstawicielem Polski. Wiosną tego roku prezydent ECAHO zaproponował jej, by kandydowała na kolejną kadencję. Ot, niezręczność sytuacji, przecież od roku nie jest pracownikiem ANR... Jakby tego było mało, w przeddzień wyborów prezydent ECAHO otrzymuje pismo, w którym ANR protestuje przeciwko kandydaturze Stojanowskiej. Mimo tego głosuje na nią 45 spośród 46 głosujących, tylko jeden reprezentant wstrzymuje się od głosu (nie wiadomo kto, głosowanie jest niejawne).
"Wyklęta" trójca
Stojanowska nie przyjechała, choć to przecież to 200-lecie najstarszej stadniny państwowej. Gdyby minister kultury szukał dobrego scenariusza na film o historii Polski, to leży on na tacy. Dwa wieki: wojen, sukcesów, zmian, ewakuacji koni na Kaukaz, ucieczki z bombardowanego Drezna, powrotu przez morze – losy stadniny to losy kraju, jak w soczewce!
- Oglądam relację on-line – mówi Stojanowska przez telefon. Przecież zwolniona dyscyplinarnie z ANR będzie jakimś wyrzutem sumienia wśród przechadzających się agencyjnych VIP-ów. Kiedy w lutym 2016 r. wręczano jej zwolnienie z pracy w ANR, w tym samy czasie do SK Janów i SK Michałów wchodzą ludzie nowej władzy i każą spakować się wieloletnim prezesom najlepszych polskich stadnin: Markowi Treli i Jerzemu Białobokowi. Treli - sędziego międzynarodowego i wiceprezydenta WAHO (Światowej Organizacji Konia Arabskiego, skupiającej największych znawców arabów) - też nie ma w tym roku w Janowie, choć przepracował w stadninie niemal 40 lat.
Na placu czempionatowym obecny prezes stadniny streszcza w kilka minut całą historię janowskich koni. Na koniec wspomina o Treli. Publiczność bije brawo. W tym niedzielnym dokuczliwym deszczu, można natknąć się na tylko na Jerzego Białoboka, ostatniego z "wyklętej" trójcy. W Michałowie pracował od lat 70., jest członkiem ECAHO, sędzią międzynarodowym.
- Został pan skreślony przez organizatorów z listy członków Polskiego Związku Hodowców Koni Arabskich, zaproszonych do Janowa.
- Tak, ale kupiłem sobie prywatną wejściówkę i jestem. To jakaś osobista wendeta. Trudno. Najważniejsze, aby polskie araby dobrze się sprzedały na aukcji.
Białobok nie wylewa żalu, nie chce wracać do dnia, kiedy został uznany za persona non grata w polskich stadninach. To jego, Stojanowską i Trelę zwolnił minister rolnictwa. Krzysztof Jurgiel grzmiał na konferencji prasowej "za złodziejstwo zwolniłem, nie za niefachowość!". Minęło półtora roku, złodziejstwa nikomu nie udowodniono.
Cud niepamięci
Wysłannik ministra Jurgiela, Zbigniew Babalski, wręcza medale "Zasłużony dla rolnictwa" wieloletnim pracownikom stadniny. Mimo deszczu, w nienagannym garniturze, powtarza kilkakrotnie:
- 200-lecie stadniny to praca siedmiu pokoleń.
- Wśród tych siedmiu pokoleń był i Marek Trela, czy będzie medal dla niego? – dopytuję.
- Nie rozmawiajmy o tym, co było, patrzmy w przyszłość – konstatuje Babalski.
Nie odpuszczam, przecież przyszłość ma oparcie w przeszłości:
- A państwo znowu to samo, więc ja dziękuję za rozmowę.
Obecny prezes SK Janów Podlaski, prof. Sławomir Pietrzak, nieco zmieszany, szuka słów:
- Dziś medale za 30 lat pracy, dostają tylko aktualni pracownicy stadniny – chce wybrnąć z niezręcznego pytania.
- Czy to aby nie wytrych, żeby byłemu prezesowi nie dać odznaczenia? – drążę.
- 200-lecie jest obchodzone do grudnia, poszła lista do prezydenta, żeby odznaczył różnych pracowników stadniny... - mówi Pietrzak.
- A czy na tej liście jest Marek Trela?
- Yyy... Nie mogę...
Wypowiedź przerywa pracownica z obsługi medialnej. Nie ma czasu na dalszą rozmowę, trzeba zobaczyć nowy, elektroniczny, fantastyczny system aukcyjny:
- Stosowany w Sejmie, stosowany przez UNESCO...
Michał Romanowski, młody człowiek, na którego barkach spoczywa cała aukcja, z zapałem opowiada o głosowaniu. Na koniec przekonującej prezentacji niespodziewanie gaśnie telebim, na którym będą wyświetlały się ceny koni. Śmiech i lekki popłoch:
- Och, tylko przełączamy kable. System wielokrotnie testowaliśmy. Działa – dodaje.
Gdzie jest film?
Maciej Grzechnik, obecny prezes SK Michałów, siedzi w loży VIP, obok niego Włoch – człowiek, który przygotowywał promocję aukcji "Pride of Poland" - katalog i film prezentujący konie przeznaczone na aukcję. Obaj zadowoleni. Podchodzę, rozmawiam, po chwili ich dobry humor przygasa:
- Gdzie jest dostępny ten ponad 20-minutowy film, promujący konie z oferty "Pride of Poland 2017"?
- Tutaj – Grzechnik wyciąga z kieszeni pendrive i podaje mi.
- Pytam poważnie. Jeszcze kilka dni temu był w Internecie, teraz go nie ma, nawet na oficjalnej stronie "Pride of Poland" – tłumaczę.
- Jest, jest, proszę poszukać. Ale o co chodzi?
- O prawa autorskie do utworów muzycznych użytych w tym filmie... – ima się mnie lekka ironia.
- Po pierwsze to tylko fragmenty utworów. Po drugie wszystko jest w porządku. Mamy odpowiednią umowę z Włochami, którzy przygotowali film – ale napięcie na twarzy Grzechnika rośnie.
- Everything’s OK – wtrąca się Włoch.
- To gdzie można obejrzeć ten film? – nie daję za wygraną.
- Ci, którzy mieli go obejrzeć, już go obejrzeli! – podnosi głos Grzechnik.
- Ale poszły za tym publiczne pieniądze, a film publicznie nie jest dostępny. Ile kosztował?
- Jakie publiczne?! Stadniny to spółki z o.o., wprawdzie ze stuprocentowym udziałem państwa, ale... podlegają kodeksowi spółek handlowych, a to znaczy, że pieniądze nie są publiczne i nie muszę nic na ten temat mówić!
- Promocja? Film? Katalog? – załamuje ręce Alina Sobieszak, redaktor "Świata Koni" oraz wydawanego niegdyś, bogato ilustrowanego branżowego "Araby Magazine", z którego dzisiaj pozostała tylko strona internetowa. – Katalog i film to zwieńczenie promocji. Promocję zaczyna się w listopadzie na salonie konia w Paryżu! W ubiegłym roku było tylko pięć koni z Michałowa, nie było żadnych dyrektorów, klienci podchodzi i pytali, czy będzie w tym roku aukcja w Janowie. Prezesi - i Pietrzak, i Grzechnik - nie są znani w świecie hodowców. Otaczają się ludźmi z branży, płacą im, ale nic z tego nie wynika. Koń to nie jest skrzynka jabłek czy proszek do prania!
- W Janowie są kupcy, do których nikt nie podchodzi, nikt z nimi nie rozmawia, bo organizatorzy nie wiedzą, kto to jest! Jaką więc kupcy będą mieli pewność, że to, co sprzedajemy w Janowie, to nie jest, przepraszam za określenie, "kot w worku"? - dodaje Sobieszak.
Niech nikt nie patrzy nam na ręce
Godzina 16.40, wkrótce rozpocznie się aukcja "Pride of Poland". Dziennikarze chcą wejść na halę aukcyjną, rozstawić sprzęt, przygotować miejsce do relacji. Wejść nie można. Zakaz wstępu.
- Przecież to absurd! – kilkadziesiąt osób z mikrofonami, kamerami, aparatami jest absolutnie zaskoczonych.
- Dzień dobry. Chciałam poinformować, że jest zakaz wstępu dla mediów, nie można nagrywać przebiegu aukcji – informuje przez telefon miła, trochę zdenerwowana kobieta z obsługi medialnej.
- Na 20 minut przed aukcją zamykacie drzwi przed dziennikarzami? – trudno uwierzyć w to, co słyszymy. Milczenie w słuchawce, kobieta dostała niewdzięczne polecenie poinformowania nas o odgórnej decyzji. Negocjacje trwają. O 16.50 okazuje się, że mogą wejść kamery telewizji publicznej i ewentualnie sami dziennikarze z innych mediów, ale bez kamer, a fotoreporterzy z aparatami, ale bez statywów – bo, nie daj Bóg, będą nagrywać!
- A jest zalecenie, w którym ręku trzymać aparat? – pyta złośliwie jeden z fotoreporterów.
O 16.55 ochroniarze szeroko otwierają drzwi i lekko skonfundowani zapraszają wszystkich dziennikarzy, operatorów, fotoreporterów – zakaz cofnięty. Później dowiem się, że w ciągu tego kwadransa poruszono niebo i ziemię. Podobno to urzędnicy z ANR nie chcieli, by ktokolwiek rejestrował przebieg aukcji. Dlaczego? Nie wiadomo. Ostatecznie miał zainterweniować sam minister Jurgiel, nakazując wpuścić dziennikarzy.
"Duma Polski"
Wokół ringu, przy elegancko nakrytych obrusami stolikach, siedzą przedstawiciele Agencji Nieruchomości Rolnych, prezesi stadnin, obok - zainteresowani klienci. 30 kupców wpłaciło wadium, będą licytować. Przed nami lista 25 koni – "Pride of Poland", czyli tegoroczne najlepsze z najlepszych. Kilka słów od aukcjonera i... pierwsza klacz wybiega na ring. Siwa Gerda, a w języku aukcyjnym: "Lot 1". Czteroletnia klacz, prawnuczka słynnej Grenlandii, czyli Czempionki Polski i Wiceczempionki Europy.
- Te konie z pierwszej dziesiątki to zwykle cenowe himalaje – mówi podekscytowana uczestniczka aukcji. Przyjeżdża do Janowa od lat 80., kocha konie.
- 36 tysięcy euro, 36 tysięcy euro… Kto da więcej? – nawołuje aukcjoner. – Nie ma? Sprzedana za 36 tysięcy euro!!!
Wyniki #prideofpoland #25:6 #janowpodlaskipic.twitter.com/OOv59W2bi2
— Kasia Górniak (@Kasia_Gorniak) August 13, 2017
Stuknięcie młotka aukcyjnego. Zaskoczenie. Niepewność w oczach wśród publiczności. Każdy spogląda na telebim, żeby przekonać się, czy aby dobrze słyszy...
- Jestem załamany – rozpacza hodowca koni ze Świętokrzyskiego. – Przyjechałem na aukcję, myślałem, że Gerda pójdzie za 300 tysięcy euro, a poszła za dziesięć razy mniej. To jest aukcja koni, czy krów i wielbłądów?!
Kolejna na ring wybiega Etira, potem Psyche Victoria – obie wracają do stajni, nikt nie chciał dać więcej niż 50 tys. euro. Za mało, to w końcu aukcja, a nie wyprzedaż! Kolejna klacz – Anawera, licytowana przez długie 45 minut, w końcu osiąga zawrotną, jak na te warunki, cenę 110 tys. euro. Anawera jest źrebna z obecnym czempionem świata, ogierem Eks Alihandro. Trafia w ręce hodowcy z Rumunii.
- 45 minut licytacji? W 2015 Pepita sprzedała się za milion 400 tysięcy euro w 15 minut! Ale nie jest źle, zrobiliśmy rozeznanie na rynku, okazuje się, że ten hodowca z Rumunii ma faktycznie poważne zamiary, chce założyć stadninę, zgłosił się już do ECAHO. Wydaje się, że Anawera trafi w dobre ręce – rozmawiają między sobą eksperci ze Polskiego Związku Hodowców Koni Arabskich.
Niestety, zaczyna się równia pochyła, kolejne klacze odsyłane do stajni, nie sprzedają się.
- Katastrofa – krzyczy mężczyzna około sześćdziesiątki. – Przyjeżdżam na te aukcje od kilkudziesięciu lat, tak źle nie było nigdy! Tych ludzi, co to organizują, powinni wygnać!
Emocje u publiczności są autentyczne. Ale jest nadzieja, bo oto na ring wybiega siwa Prunella. Gwiazda aukcyjna przecina ring, zawraca, pręży ogon. Prunella to ubiegłoroczna Młodzieżowa Czempionka Polski, tytuł zdobyła w pięknym stylu. Ma duży potencjał pokazowy i hodowlany, ponieważ pochodzi z bardzo dobrej janowskiej linii "P".
- Kto da więcej? Kto da więcej? Ladies and gentlemen... Sprzedana za 150 tysięcy euro! Brawo! – woła aukcjoner. – Prunella trafi do hodowcy z Czech!
- I co pani sądzi o aukcji? – pytam.
- Dramat!!!
- Ale Prunella idzie jak burza, za 150 tysięcy euro – dziwię się.
- Za Czempionkę Polski?! Ona jest warta trzy razy więcej! – komentuje przez telefon Stojanowska.
- Za tak mierne pieniądze... to nie jest już aukcja – trąca mnie łokciem starszy jegomość. – Wychodzę, nie mogę na to patrzeć.
Aukcja toczy się dalej, ale atmosfera siadła. Podczas poprzednich aukcji tradycją było, że to publiczność wołała: "więcej, więcej", biła brawo, tworzyła niepowtarzalny klimat wielkiego i radosnego święta. Teraz tego nie ma. Kupcy jakby mało zainteresowani pięknymi końmi, które wybiegają na ring. Nadzieja jeszcze w prezenterach, którzy pędzą obok koni, próbując pokazać, ile warta jest polska duma... Niestety, w pewnym momencie i oni tracą wigor i energię. Prezentują konie na ringu jakby za karę.
- Niesprzedany! Wraca do stajni! Niestety nie ma kupca! Wraca do stajni! – woła raz po raz aukcjoner.
- Jesteśmy na pogrzebie – mówi przejęta kobieta obok. Jest tak podenerwowana, że nie może usiedzieć na miejscu.
- No nie wygląda to dobrze. W zeszłym roku nastąpiła sytuacja, która mogła podważyć zaufanie kupców do aukcji – odpowiada dyplomatycznie Witold Piotrowski z Polskiego Związku Hodowców Koni Arabskich.
Sukces ma wielu ojców. A porażka...?
Zeszłoroczna aukcja "Pride of Poland 2016" była pierwszą po zmianach w stadninach. Zapamiętano z niej chaos, podwójną licytację klaczy Emira, która, jak mówił ówczesny wiceprezes ANR Karol Tylenda, "dobrze, że się sprzedała, bo był duży problem z jej zaźrebieniem”. Aukcja przyniosła 1 mln 271 tys. euro.
Porównywano ją wtedy z 2015 rokiem, kiedy padł rekord i uzyskano 4 mln euro. Nikt nie przypuszczał, że dopiero następny rok będzie prawdziwą katastrofą. 2017 to najgorsza aukcja od lat, wynik: 410 tys. euro i tylko sześć sprzedanych koni...
- Dno, proszę pani, dno. W przyszłym roku już tu chyba nie przyjadę – mówi kobieta w niebieskiej kurtce. Hodowcy i miłośnicy koni wychodzą z hali aukcyjnej po godzinie 21.40. U każdego złość miesza się ze smutkiem.
- Jak można zniszczyć taką tradycję w dwa lata? – pyta retorycznie mężczyzna w kapeluszu. Przyjechał ze Śląska, nie wyklucza, że może ostatni raz.
Za zamkniętymi drzwiami trwa ustalanie, co powiedzieć dziennikarzom. Nie ma oficjalnej konferencji, bo przecież nie ma czym się pochwalić.
- Nie jesteśmy do końca zadowoleni, ale to efekt nadpodaży na rynku – przekonuje prezes Grzechnik.
- Idą gorsze czasy dla rynku koni arabskich – dodaje prezes Pietrzak.
- Oczywiście podchodzą do nas kupcy po aukcji, próbują negocjować cenę na niesprzedane konie, ale ja przynajmniej mówię: nie – podkreśla Grzechnik. Jednak następnego dnia dopytuję go o tę deklarację - że nie będzie sprzedaży koni aukcyjnych poza aukcją. Już nie jest taki kategoryczny.
Budowaną przez 200 lat markę polskiej hodowli zniszczyli w 2 lata. #PrideofPoland w 2015: 4,5 mln euro. W 2017: 410 tys. #JurgielMusiOdejść! pic.twitter.com/UTAbu9t4qA
— Michał Szczerba (@MichalSzczerba) August 13, 2017
- Boję się, że zaczną się teraz różnego rodzaju ruchy, żeby sprzedać konie, bo stadniny muszą z czegoś przeżyć – snuje czarną wizję Jerzy Białobok. Konie mają jeździć po świecie na czempionaty, a pracownicy stadnin dostawać pensje. Z samej miłości do zwierząt wyżyć się nie da.
Następnego dnia wiceprezes ANR Andrzej Sutkowski nie chce niczego komentować, zakrywa mikrofon, odwraca się. Prezes Pietrzak goni na paradę koni, potem może będzie dostępny. Jedynie prezes Grzechnik, po długim oczekiwaniu, daje namówić się na rozmowę i... wskazuje winnych.
- To wina też mediów.
- Media są winne, że konie się nie sprzedały? – marszczę brwi.
- Ja nie mówię, że media, tylko mówię, że w mediach były takie wypowiedzi negatywne – wyjaśnia.
Chińczycy kupią wszystko
Rynek arabski to rynek spokojnych, wolnych kroków, kupcy arabscy są teraz ostrożni.
- Kupcy chińscy też są ostrożni, chociaż kolejny rok pompuje się, że Chińczycy kupią wszystko – mówi Białobok, który - jak mało kto - zna kapryśny rynek hodowców koni arabskich. – Ten rok był odpowiedzią na rok ubiegły.
- Zabrakło znanych twarzy, kupców, którzy przyjeżdżali od lat. Zabrakło oczywiście Shirley Watts. Bogaci kupcy nie przyjechali, a ci, co przyjechali, mieli chyba za cienkie portfele – podsumowuje Alina Sobieszak.
- Jest drobny sukces! Prezes Grzechnik przekazał, że Chińczycy kupili... wprawdzie jednego konia podczas poniedziałkowej mniejszej janowskiej aukcji "Summer Sale", ale kupili – szukam pozytywów.
- Ale oni nie mają ksiąg stadnych. Kupią konie i gdzie oni będą je wstawać? – śmieje się Sobieszak.
Szejk Hamad al Thani – członek rodziny królewskiej, menedżer stadniny Al Shaqab Stud w Katarze (największa na świecie stadnina koni, założona przez emira Kataru) - w gorzkich słowach pisze na FB: "What happened for Arabian Horses in Poland (…) I'm very sad, real sad please, Save polish horses and there Pride".
PS: We wrześniu pod Krakowem: Stojanowska i Białobok przygotowują aukcję polskich arabów ze stadnin prywatnych. Organizatorem jest Polturf - firma, która od 2000 roku współtworzyła największe sukcesy finansowe "Pride of Poland". Polturf - po ubiegłorocznych zmianach prezesów w stadninach - rozwiązał umowę z ANR.