Kreml panicznie bał się tych rakiet. Teraz nie chce być w tyle za Chinami?

Rosja ma nowe rakiety zdolne przenosić broń nuklearną
Rosja ma nowe rakiety zdolne przenosić broń nuklearną
tvn24
Jeden z pocisków zakazanych traktatem INF, amerykański BM-109G Gryphontvn24

Zakazane przez traktat INF rakiety średniego zasięgu to groźna broń. Bardzo szybko docierają do celu, trudno je wykryć i zareagować. Panicznie bał się ich Kreml w latach 80., dlatego przystał na traktat, który Rosja ma teraz według Amerykanów łamać. Nieoficjalnie wiadomo, że to z powodu obawy przed Chinami i z powodu amerykańskiej tarczy w Europie.

Nieoficjalne informacje na temat naruszania przez Rosję zapisów traktatu INF (ang. Intermediate-Range Nuclear Forces Treaty - Układ o likwidacji pocisków rakietowych pośredniego zasięgu z głowicami jądrowymi) Amerykanie zgłaszali przynajmniej od 2012 roku. Administracja Baracka Obamy nie nagłaśniała jednak sprawy, licząc na dobrowolną współpracę Kremla.

Wobec obecnego gwałtownego pogorszenia relacji Zachodu z Rosją najwyraźniej stracono nadzieję na dobrą wolę Moskwy. Według najnowszego raportu Departamentu Stanu na temat przestrzegania różnych porozumień rozbrojeniowych, Rosjanie naruszają traktat INF. Nie napisano nic więcej, a szczegóły naruszeń nie zostały ujawnione.

Tajemnicze nowe bronie Rosji

Amerykanów najprawdopodobniej niepokoją rakiety R-500 i RS-26. Ta pierwsza jest częścią głęboko przebudowanego, dobrze w Polsce znanego systemu Iskander. W połączeniu z rakietą R-500 powstał system Iskander-K, a pierwsze egzemplarze tej broni mają właśnie wchodzić na wyposażenie rosyjskiego wojska.

Na temat samej nowej rakiety wiadomo bardzo mało. Do startu ma wykorzystywać wyrzutnię i osprzęt standardowego Iskandera, który jest rakietą balistyczną krótkiego zasięgu. Sam pocisk R-500 ma być jednak uskrzydloną rakietą manewrującą, podobną do np. amerykańskiego Tomahawka. Oznacza to, że może lecieć bardzo nisko, zmieniać kurs i skutecznie ukrywać się przed radarami. Zasięg R-500 jest nieznany, ale ma to być ponad 500 km. Najpewniej pocisk może zostać przystosowany do przenoszenia głowic jądrowych.

Rakieta RS-26 Rubież jest równie tajemnicza. To prawdopodobnie mniejsza wersja międzykontynentalnej rakiety balistycznej RS-24 Jars. Obecnie ma przechodzić testy. Oficjalnie Rosjanie określają ją jako pocisk międzykontynentalny, nie naruszający zapisów traktatu INF. Podkreślają zastosowanie w nim "nowoczesnych manewrujących głowic hipersonicznych", co rzekomo czyni je niewrażliwymi na systemy antyrakietowe. Amerykanie twierdzą jednak, że RS-26 ma charakterystyki odpowiadające dużym rakietom średniego zasięgu.

To może być pojazd przenoszący rakietę RS-26, dzieło białoruskiej firmy MZKT oznaczone numerem 27291. Pocisk ma być na tyle mały, że nie wymaga tradycyjnego wielkiego pojazdu z rakietą "leżącą" na dachurussianforces.org

Strach Kremla

Co ciekawe jeszcze trzy dekady temu to sami Rosjanie byli bardziej skłonni skasować arsenały rakiet średniego zasięgu. Kreml był poważnie zaniepokojony rozmieszczanymi w Europie nowymi amerykańskimi pociskami Pershing II i Gryphon. Oba pojawiły się na Starym Kontynencie w 1983 roku w związku z ostrą postawą Ronalda Reagana wobec ZSRR i zaniepokojeniem europejskich państw NATO nowymi radzieckimi pociskami średniego zasięgu Pionier (NATO: SS-20).

Pershing II miał rzekomo wywoływać wręcz paranoję na Kremlu. Szacowano, że pocisk jest w stanie dolecieć do Moskwy z RFN i dzięki swojej bardzo dużej szybkości pokona ten dystans w ciągu kilkunastu minut. Rakiety Gryphon, będące lądową wersją popularnego morskiego Tomahawka, były natomiast wolniejsze, ale miały znacznie większy zasięg i mogły lecieć tuż nad ziemią unikając wykrycia przez radary.

Rakiety Pershing II rozmieszczono na terenie RFNUS DoD

Cały radziecki system dowodzenia opierał się na założeniu, że nadlatujące z USA rakiety dalekiego zasięgu zostaną wykryte około pół godziny przed uderzeniem. Dawało to czas na ukrycie się dowództwa w głębokich bunkrach i wysłania rozkazu kontrataku. W obliczu Pershingów II i Gryponów, Kreml wpadł w paranoję, iż Amerykanie mogą przeprowadzić zaskakujący obezwładniający atak i zrównać z ziemią główne centra dowodzenia, zanim te zorientują się w sytuacji i zarządzą kontratak.

Dla Rosjan było to poważne zachwianie reguły "MAD", czyli "wzajemnie zagwarantowanej zagłady", która stabilizowała rywalizację między mocarstwami. Ponieważ Kreml nie miał jak umieścić podobnych rakiet odpowiednio blisko Waszyngtonu, przystano na wzajemne rozbrojenie. Traktat INF podpisał w 1987 roku Reagan i Michaił Gorbaczow. Tak niepokojące Kreml i europejskie stolice rakiety średniego zasięgu zniszczono do 1991 roku.

Bo Chiny? Bo tarcza?

Podpisanie traktatu INF w swoim czasie było wielkim osiągnięciem dyplomacji, znacząco zmniejszające napięcie między mocarstwami i ryzyko wojny jądrowej. Od około dekady porozumienie jest jednak coraz mocniej krytykowane w Rosji. Ma rzekomo być "anachroniczne", "niesprawiedliwe" i "podkopywane" przez Amerykanów.

Po pierwsze, Rosjanie argumentują, że traktat INF stawia ich w bardzo niekorzystnej sytuacji w Azji. Porozumienie zakazuje im posiadania i rozwoju rakiet średniego zasięgu zdolnych przenosić głowice jądrowe, ale nie dotyczy to Chin, z którymi Rosja pozostaje w trudnych relacjach. Chińczycy bez skrępowania tworzą coraz nowocześniejsze pociski balistyczne, w tym DF-21 o zasięgu około 1,8 tysiąca kilometrów. Mają ich jednak niewiele i nie można przy ich pomocy dosięgnąć Moskwy.

Rakieta-cel HERA produkcji Lockheed Marina. Jest ciągle modernizowana i ulepszana, aby była większym wyzwaniem dla systemów antyrakietowych. Według Rosjan to zakamuflowana brońLockheed Martin

Rosjanie dowodzą również, że Amerykanie podkopali traktat INF poprzez rozwój systemów antyrakietowych i zaplanowanie ich rozmieszczenia w Europie. Prace nad rakietami R-500 i RS-26 miały zostać przyśpieszone po zapowiedzeniu przez administrację Georga W. Busha umieszczenia w Polsce bazy dużych antyrakiet GMD w 2007 roku.

Pomimo okrojenia tego pomysłu przez Obamę do antyrakiet średniego zasięgu SM-3, Rosjanie nie zmienili zdania. Według nich amerykańska tarcza w Europie jest wymierzona w rosyjski potencjał jądrowy, choć w rzeczywistości nie jest to możliwe ze względu na techniczne ograniczenia mającego znaleźć się w Polsce i Rumunii systemu AEGIS BMD.

Rosjanie zarzucają również Amerykanom, że ci skrycie rozwijają swoje rakiety średniego zasięgu. Mają to czynić pod przykrywką konstruowania pocisków HERA i LRALT. Według wojska USA są to jedynie proste rakiety służące jako cele podczas testów tarczy antyrakietowej.

Traktat do kasacji?

Jest bardzo prawdopodobne, że Amerykanie akurat teraz zdecydowali się głośno powiedzieć o swoich wątpliwościach odnośnie rosyjskich rakiet, wobec gwałtownego pogorszenia relacji z Rosją. Nieoficjalne przecieki na temat zaniepokojenia Waszyngtonu pojawiały się w prasie już od ponad roku. Ostatni raz pisał o tym jeszcze zimą "New York Times".

Jest bardzo mało prawdopodobne, aby Rosjanie przejęli się protestami Amerykanów. Najpewniej nadal będą rozwijać swoje rakiety R-500 i RS-26, a traktat INF stanie się faktycznie martwy. Jest również możliwe, że Kreml otwarcie z niego wystąpi, co w obliczu zachodnich sankcji będzie miało duże znaczenie propagandowe.

Precedens stworzyli Amerykanie, gdy w 2002 roku jednostronnie odstąpili od traktatu ABM, zakazującego rozwoju systemów antyrakietowych. Wówczas Bush stosował podobną argumentację co obecnie Rosjanie i nazywał porozumienie z 1972 roku "anachronicznym" w obliczu zmienionej sytuacji międzynarodowej.

Autor: Maciej Kucharczyk\mtom / Źródło: tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: US DoD