"Jestem w siódmym miesiącu ciąży. Nasze dziecko urodzi się z długiem 32 tys. euro"

04.07.2015 | Grecja: rosną emocje przed referendum
04.07.2015 | Grecja: rosną emocje przed referendum
Fakty TVN
Polacy mieszkający w Grecji mocno odczuwają skutki kryzysuFakty TVN

Joanna Kalek to Polka mieszkająca w Grecji z mężem Grekiem. Wierzą, że Cipras w niedzielnym referendum wygra i zmieni kraj; jeśli nie - wyemigrują. Przedsiębiorca Paweł Gmoch dziwi się, dlaczego ludzie wierzą "takiemu populiście". - Wracam do Polski, nie ma sensu tu dłużej siedzieć - mówi pan Wojciech, kolejny z polskich emigrantów, z którymi rozmawiał reporter "Faktów" TVN.

Joanna Kalek przyjechała do Grecji pięć lat temu, gdy w tym kraju akurat zaczynał się kryzys. Wyszła za mąż za Greka, spodziewa się dziecka, ale zaczyna zastanawiać się nad powrotem do kraju.

Nie ma sensu siedzieć

- Żeby normalnie żyć, małżeństwo takie jak my, bez dzieci, potrzebuje miesięcznie 1000-1200 euro - wylicza mąż Joanny, Aleksandros Votlsios. - Dziś zarabia się 500 euro - dodaje. W dodatku bezrobotna żona jest w siódmym miesiącu ciąży.

- Nasze dziecko urodzi się z długiem 32 tys. euro - mówi młoda kobieta.

Para chce zagłosować na "nie" w niedzielnym referendum. Oboje wierzą, że premier Aleksis Cipras wygra i zmieni kraj. Nie wykluczają emigracji, jeśli większość odpowie "tak".

Do powrotu szykują się i inni Polacy mieszkający w Grecji. - Muszę zjeżdżać. Wracam do Polski. Nie ma sensu już tu dłużej siedzieć - mówi reporterowi "Faktów" TVN pan Wojciech, mieszkaniec Aten.

Przymusowy urlop

Kłopoty z prowadzeniem firmy ma przedsiębiorca Paweł Gmoch, który mieszka w Grecji od 1979 roku. Syn trenera Jacka Gmocha zastanawia się, jak Grecy mogli uwierzyć "takiemu populiście jak Cipras".

- Populizm to rak XXI wieku, a zagubieni ludzie łatwo wierzą obietnicom - podkreśla Gmoch, który z powodu problemów z dokonywaniem transakcji musiał wysłać swoich pracowników na przymusowy urlop.

Zapaść po latach kryzysu

W niedzielę Grecy mają wypowiedzieć się w referendum, czy akceptują warunki kontynuacji międzynarodowego wsparcia, czyli dalsze oszczędności i reformy. Jeśli powiedzą "tak", może to otworzyć drogę do negocjacji nad nowym programem pomocowym. Cipras w piątek wieczorem, zanim zaczęła obowiązywać przedreferendalna cisza, po raz kolejny wezwał jednak rodaków, aby zagłosowali na "nie".

Ci, którzy zamierzają go posłuchać tłumaczą, że chcą, by kraj "wstał z kolan". Inni nadal wierzą w europejską przyszłość Grecji. Jak pokazują ostatnie sondaże, liczebność obu grup jest wyrównana, różnice mieszczą się w granicach błędu statystycznego.

"Blef Unii"

Lewicowy rząd przekonuje, że partnerzy Grecji z Unii blefują, ostrzegając, iż głosowanie na "nie" oznacza odejście Grecji od euro, co może mieć nieprzewidywalne konsekwencje dla tego kraju, Europy i światowej gospodarki. Cipras jeszcze w piątek obiecywał, że jeśli Grecy zagłosują na "nie", w ciągu 48 godzin doprowadzi do zawarcia satysfakcjonującego porozumienia z wierzycielami.

Niemiecki dziennik "Welt am Sonntag" zacytował w sobotę negocjatora wierzycieli, który powiedział, że rząd w Atenach ma pieniądze "być może na tydzień, ale na pewno nie na dłużej".

WIĘCEJ MATERIAŁÓW NA STRONIE "FAKTÓW" TVN

[object Object]
"SZ": kres wszechmocy Merkel, CDU ma "konkurencyjnego kanclerza"tvn24
wideo 2/21

http://fakty.tvn24.pl/

Autor: asz//rzw / Źródło: Fakty TVN

Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN