Jego zdrady doprowadziły talibów do władzy. Teraz rząd ma nadzieję, że się zmienił

Gulbuddin Hekmatjar, z którym zawarto pokój, znany jest ze swoich zdrad

Po raz pierwszy od inwazji USA na Afganistan w 2001 r. wspierany przez Zachód afgański rząd zawarł porozumienie pokojowe z jedną ze zwalczających go partyzanckich armii. Ale Gulbuddin Hekmatjar, z którym zawarto pokój, znany jest ze swoich zdrad.

Jak pisze znawca regionu Wojciech Jagielski, życie i partyzancka kariera dobiegającego siedemdziesiątki Hekmatjara mogą posłużyć za symbol dramatycznych najnowszych dziejów Afganistanu. Od samego początku uczestniczy w wojnach i wywołuje konflikty, które toczą się pod Hindukuszem od połowy lat 70. Wtedy to właśnie, jako student stołecznej politechniki, przystał do konserwatywnej partii Dżamijat-e Islami, odwołującej się do religii, a przede wszystkim sprzeciwiającej się polityce pospiesznej modernizacji, prowadzonej przez ówczesne władze w Kabulu. Wspierani przez Pakistan (Islamabad od zawsze wspierał w Afganistanie muzułmańskich fanatyków, by spacyfikować Pasztunów-nacjonalistów, grożących mu irredentą) członkowie Dżamijat wywołali w połowie lat 70. pierwsze zbrojne powstanie, a przeczulony na własnym punkcie Hekmatjar dokonał pierwszej zdrady – nie mogąc znieść partyjnych władz, dokonał secesji i założył własną partię Hezb-e Islami.

Bratobójcze walki

W latach 80., kiedy na Afganistan najechała Armia Radziecka, będąc faworytem pakistańskiego wywiadu wojskowego i dowodząc własną partyzancką armią, Hekmatjar wyrósł na jednego z najważniejszych komendantów afgańskiej partyzantki. O pozycję tę toczył z rywalami bratobójcze walki jeszcze zacieklej niż walczył z Rosjanami. Karierę zawdzięczał przede wszystkim Pakistanowi, który właśnie jemu przekazywał lwią część sekretnej amerykańskiej pomocy, jaką między mudżahedinów rozdzielali według własnego uznania pakistańscy generałowie.

Po wycofaniu Armii Radzieckiej w 1989 r. i upadku ustanowionego przez Kreml afgańskiego rządu w 1992 r. zwycięscy afgańscy mudżahedini wywołali nową wojnę, tym razem domową. Hekmatjar, któremu podczas partyzanckiego "okrągłego stołu" przypadła rola przyszłego premiera, przegrał wyścig do Kabulu ze swym głównym rywalem, tadżyckim komendantem Ahmadem Szahem Masudem. Oficjalnie był premierem kraju, a Masud jedynie jego ministrem wojny, ale Hekmatjar stał się chyba pierwszym w historii szefem rządu, który nie tylko nigdy nie wjechał do swojej stolicy, ale odkąd wybuchły w niej uliczne walki mudżahedinów, oblegał ją i ostrzeliwał z wyrzutni rakietowych. Szacuje się, że w bratobójczej wojnie z lat 1992-96, w wyniku której Kabul został zrównany z ziemią, zginęło ok. 100 tys. ludzi. Wojnę przerwali dopiero talibowie, którzy pojawili się w Afganistanie w 1994 r. jako oddolny ruch oporu przeciwko watażkom wykrwawiającym kraj w bratobójczych walkach. W 1996 r. talibowie najpierw rozgromili armię Hekmatjara, oblegającą Kabul, a potem zdobyli samą stolicę. Pobity Hekmatjar wytracił swoje wojsko i uciekł do Iranu. Wrócił do Afganistanu w 2002 roku, kiedy na żądanie Amerykanów Irańczycy wypowiedzieli mu gościnę. Przeniósł się do Pakistanu, gdzie ogłosił, że przyłącza się do talibów, by walczyć z Amerykanami i ustanowionym przez nich kabulskim rządem. Hekmatjar nigdy nie odzyskał już jednak dawnego znaczenia. Jego partyzanckie wojsko ustępowało nie tylko talibom, ale także sprzymierzonej z nimi armii rodu Hakkanich, nowych faworytów Pakistanu, a nawet najnowszej partyzantce filii Państwa Islamskiego. Jak w latach 80., partyzanci Hekmatjara walczyli zarówno z Amerykanami, jak i talibami, jeśli ci zapuszczali się na ich terytorium. W ostatnich latach wojsko Hekmatjara nie uczestniczyło w żadnych operacjach zbrojnych, a za jego ostatnią akcję uważa się samobójczy zamach w Kabulu z 2013 r., w którym zginęło 6 amerykańskich żołnierzy i 10 Afgańczyków.

Kto na tym zyska?

Pokój, jaki zawarł z afgańskim władzami, gwarantuje mu bezpieczny powrót do Kabulu (układ podpisał w swojej kryjówce w Pakistanie, a prezydent Aszraf Ghani w pałacu prezydenckim) oraz wykreślenie jego samego, a także jego partyzantów z międzynarodowych list terrorystów. Polityczne skrzydło partyzantki Hekmatjara od lat działa już oficjalnie w Kabulu i zalicza się do najsilniejszych politycznych partii w kraju. Wygląda na to, że widząc, iż wojną nie osiągnie już nic, dowodzący ledwie kilkusetosobową partyzantką Hekmatjar uznał, że większe korzyści przyniesie mu podpisanie ugody z rządem z Kabulu. Dzięki zawarciu pokoju będzie mógł osiąść w Kabulu i walczyć o polityczne wpływy w kraju.

Afgański rząd z sojuszu z Hekmatjarem korzyści będzie miał zdecydowanie mniej. Wycofanie Hekmatjara z wojny nie będzie miało żadnego znaczenia, bo jego partyzanci już dawno w niej i tak nie uczestniczą.

Zawarty pokój wzmocni notowania prezydenta Ghaniego i pozwoli mu poszerzyć jego polityczną bazę. Z drugiej strony przybycie Hekmatjara do Kabulu może zagrozić istniejącej tam delikatnej równowadze politycznej i wskrzesić dawne konflikty – Ghani i Hekmatjar są Pasztunami (ale ze wschodniej konfederacji plemiennej, a nie zachodniej, którą reprezentują talibowie), a szef afgańskiego rządu Abdullah, a także jego zwolennicy reprezentują Tadżyków, głównych wrogów Hekmatjara z lat 90. Zachodni obrońcy praw człowieka narzekają też, że dzięki zawartemu pokojowi Hekmatjara czekają polityczne awanse i że uniknie w ten sposób kary za zbrodnie z lat 90. (inny watażka z tamtych czasów, Abdul Raszid Dostum, który dopuścił się podobnych zbrodni, na przemian walcząc z Hekmatjarem i zawierając z nim sojusze, jest dziś wiceprezydentem kraju). Prezydent Ghani liczy, że znany z podstępności, ale już postarzały Hekmatjar doceni kabulskie wygody i nie dopuści się kolejnej zdrady, a przede wszystkim, że zawarty z nim pokój posłuży za przykład dla innych partyzanckich komendantów. Ghani ma nadzieję, że widok ludzi Hekmatjara cieszących się wielkomiejskimi przywilejami i czerpiących korzyści z pokoju przekona innych partyzantów i sami zmuszą swoich komendantów i politycznych przywódców do nawiązania rozmów z Kabulem.

Autor: kg/mtom / Źródło: (Wojciech Jagielski) PAP

Tagi:
Raporty: