"Co? Ten mały?". Jak Bieriezowski zrobił Putina prezydentem Rosji


Zmarły w Londynie "ostatni oligarcha" Borys Bieriezowski zapamiętany zostanie przede wszystkim jako zaciekły wróg Władimira Putina. Trzeba więc przypomnieć, że nie byłoby putinowskiej Rosji, gdyby nie... Bieriezowski właśnie. To on "wymyślił" Putina. Myląc się okrutnie.

Swego czasu rekordy oglądalności bił w Rosji telewizyjny program satyryczny "Kukły". Coś w rodzaju naszego "Polskiego ZOO", tyle że bohaterowie nie ukrywali się pod postaciami zwierząt. Byli zwykłymi, jak sama nazwa mówi, kukiełkami. Zaś za sznurki pociągał – wtedy, pod koniec lat 90. XX w. - Borys Bieriezowski. "Współczesny Rasputin, dyskretnie manipulujący prezydentem i jego otoczeniem" - tak określił go w 1998 r. polityczny analityk Siergiej Markow (dziś deputowany Jednej Rosji). Ale przed biznesem i polityką była matematyka. A Borys Bieriezowski naukowcem był ponadprzeciętnym – autorem ponad 100 naukowych opracowań i artykułów, doktorem i członkiem Rosyjskiej Akademii Nauk. Zostało mu to na całe życie. "Borys Abramowicz przez całe swe życie traktował i politykę, i biznes, jak zbiór zadań, które musiał rozwiązać" - tak życie oligarchy podsumowuje znany publicysta Witalij Portnikow.

To najważniejsze polityczne równanie Bieriezowskiemu nie wyszło.

Dlaczego Putin?

"Mężczyzna z opaloną twarzą przybrał poważnę minę. Starał się przekonać starego rozmówcę, ale ten ciągle miał wątpliwości i co chwila mu przerywał: - Co? Ten mały? Nie, ten nie! Mężczyzną o opalonej twarzy był Walentin Jumaszew, a osobą, za którą wstawiał się u swego przyszłego teścia, Borysa Jelcyna – Władimir Putin. Wcześniej przedyskutował już tę sprawę z córką Jelcyna, Tatianą Djaczenko, gdyż do sukcesji po jej ojcu wchodziło w grę aż ośmiu kandydatów. W końcu postanowili postawić na Putina" - tak o kulisach "tajnej elekcji" przyszłego prezydenta Rosji pisał wieloletni korespondent niemieckiej prasy w Moskwie Boris Reitschuster. Według różnych relacji głównych bohaterów tamtych wydarzeń, decyzja, że następcą będzie Putin, zapadła już w 1998 r. Jumaszew w końcu jakoś przekonał Jelcyna. Co zdecydowało, że właśnie Putin został wybrany? Z punktu widzenia Familii, jak nazywano klan oligarchów i członków otoczenia Jelcyna, ważne były dwie sprawy. Po pierwsze, powinien to być polityk popularny, lub taki, któremu łatwo popularności przysporzyć za pomocą mediów. Po drugie i ważniejsze, chodziło o gwarancje, że nowy "car", jak to często w historii Kremla bywało, nie rozprawi się z dworzanami poprzednika. Dotychczasowa kariera b. oficera KGB pokazywała jego absolutną lojalność wobec zwierzchników. Do tego Putin bardzo udanie przeszedł test ogniowy, jakim była afera Skuratowa. Ale czy można mieć mimo tego pewność, że nowy prezydent, wydając na początku urzędowania dekret gwarantujący poprzednikowi i jego ekipie nietykalność, jakiś czas potem go nie odwoła? I tu pojawia się wątek rzekomych materiałów kompromitujących Putina. "Kompromat" miał być najlepszą gwarancją lojalności nowego prezydenta. Na Kremlu ceni się bowiem dewizę, będącą parafrazą słynnego powiedzenia Lenina, czyli "zaufanie rzecz dobra, kompromat jeszcze lepsza".

O materiałach kompromitujących Putina mówiło się w Moskwie często. Podobno córka Jelcyna Tatiana Djaczenko miała mieć kilka kopii tych nagrań, jako swoistą "polisę ubezpieczeniową". Pytanie jednak o warygodność tych informacji i potencjał "kompromatu"? Bo jeśli takowy był, to dlaczego Bieriezowski go nie użył, broniąc się przed atakami Putina? Być może nie ryzykował "wojny atomowej" z prezydentem i wolał zachować sobie "polisę na życie".

Grupa trzymająca władzę

Cofnijmy się jednak o kilka lat. Jest rok 1996, zbliżają się wybory prezydenckie, a notowania Borysa Jelcyna sięgają dna. Wydaje się, że komunista Ziuganow na Kremlu to rzecz przesądzona. I wtedy do akcji wkracza grupa najpotężniejszych oligarchów w kraju, wśród nich Borys Bieriezowski, z wykształcenia matematyk, który zrobił zawrotną karierę w biznesie. Perspektywa przejęcia władzy przez komunistów przeraża oligarchów, którzy zrobili majątek w, oględnie mówiąc, niezbyt uczciwy sposób, korzystając z pierwszych lat dzikiego kapitalizmu w Rosji.

Koalicja biznesmenów inwestuje więc setki milionów w kampanię wyborczą Jelcyna. Ten wygrywa i odwdzięcza się oligarchom kolejnymi "prywatyzacjami". To czasy, gdy Bieriezowski w wywiadzie dla "Financial Times" chwali się, że on i sześciu innych biznesmenów kontrolują połowę gospodarki Rosji i lwią część jej mediów. Bieriezowski staje się jednym z najważniejszych ludzi na Kremlu. Zaprzyjaźniony z "ghostwriterem" Jelcyna Walentinem Jumaszewem i córką prezydenta Tatianą Djaczenko (ci dwoje wzięli potem ślub), decyduje kto i kiedy ma dostęp do ucha władcy. A z tym jest coraz gorzej. Alkoholizm (jeden z nadanych Jelcynowi przydomków: "Dwururka z Uralu", bo wychylał dwie szklanki wódki jedna po drugiej) i schorowane serce wyeliminowały niemal prezydenta z realnych rządów. Po Moskwie krążyły wtedy żarty w takim stylu: "Dzisiaj na Kremlu o godz. 11 po długiej i ciężkiej chorobie, nie odzyskawszy przytomności, został zaniesiony do pracy Borys Jelcyn, czcigodna głowa naszego państwa". Nic dziwnego, że niemal nazajutrz po reelekcji prezydenta, jego otoczenie zaczęło przygotowywać listę potencjalnych kandydatów na następcę. Takiego, który zagwarantuje im bezpieczeństwo i nie ruszy majątków.

Lojalny czekista

W tym samym czasie, gdy schorowany Jelcyn (na kilka dni przed II turą doznał ciężkiego zawału serca, co ukryto) wygrywał wybory, Putin musiał pożegnać się z lukratywną posadą we władzach Petersburga. Wybory przegrał dotychczasowy mer i jego polityczny patron Anatolij Sobczak.

Nawiązane w mieście nad Newą rozliczne kontakty pomogły Putinowi – przeniósł się do Moskwy, na stanowisko średniego szczebla w administracji kremlowskiej. Niewykluczone, że już w tym momencie znalazł się w polu zainteresowania Familii i Bieriezowskiego. Dalsza kariera Putina wskazuje bowiem na powolny, systematyczny proces przygotowywania go na następcę Jelcyna. Wydaje się, że decyzja, iż z listy rozważanych kandydatów wybrany zostanie właśnie Putin, zapadła latem 1998. W lipcu tego roku przybysz z Petersburga nieoczekiwanie z kremlowskiej administracji trafił na stanowisko dyrektora Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB). Bieriezowski miał wtedy powiedzieć, że wielki kapitał rosyjski wziął sobie Putina na nowego dyrektora generalnego. Jako szef Łubianki Putin wykazał się niezwykłą lojalnością wobec Familii. Gdy prokuratura zebrała mnóstwo dowodów na ogromną korupcję w otoczeniu Jelcyna, podwładni Putina nagrali z ukrycia film, na którym prokurator generalny Jurij Skuratow swawoli z dwiema prostytutkami. Po długiej i zaciętej batalii, w której pojawił się jeszcze jeden film z wysokim rangą prokuratorem, oddającym się "praktykom seksualnym szczególnego rodzaju", Skuratow ostatecznie został usunięty, a otoczenie Jelcyna miało wielki dług wdzięczności wobec Putina. Bieriezowski wspominał później, jak Putin, pełniący funkcję dyrektora FSB, zjawił się w jego domu z kwiatami, by życzyć jego żonie Jelenie wszystkiego najlepszego z okazji urodzin – dokładnie w tym samym czasie, kiedy kampania oskarżeń prowadzona przeciw oligarsze przez premiera Primakowa osiągnęła apogeum. - Chyba oszalałeś – powiedział zdumiony Bieriezowski. - Primakow się dowie... - Do diabła z nim – odparł Putin. - Nie boję się go.

Takie sytuacje powodowały, że Bieriezowski dostrzegł w Putinie człowieka, któremu można ufać. Choć warto w tym miejscu dodać, że Putin nie zapomniał też o urodzinach Primakowa – także odwiedził go z kwiatami.

Czeczeński pretekst

Jeśli wojnę z Czeczenią uznać za wyreżyserowane przedstawienie, które dało głównemu aktorowi Putinowi wielką popularność i Kreml, to reżyserem był właśnie Bieriezowski. W gronie Familii zapadła bowiem decyzja, że o ile w 1996 Jelcynowi zapewniono wygraną, strasząc przed komunistami, to w 2000 r. Putinowi miała to zapewnić histeria antyczeczeńska. Jak pisały gazety rosyjskie, ale też zachodnie ("Le Monde", "Le Figaro", "Time", "La Guardia"), w lipcu 1999 na Lazurowym Wybrzeżu bliski współpracownik Bieriezowskiego Aleksandr Wołoszyn spotkał się z Szamilem Basajewem. Niedługo później ten czeczeński komendant dokonał rajdu na tereny kontrolowane przez Moskwę, prowokując wojnę. Dowódca wojsk rosyjskich w Czeczenii gen. Troszew oskarżał później Bieriezowskiego, że finansował część czeczeńskich watażków (oligarcha zawsze miał dobre kontakty z Czeczenami), aby sprowokować "małą zwycięską wojenkę". Jak później mówił ówczesny premier Siergiej Stiepaszyn, już w marcu 1999 było przesądzone, że rosyjskie wojska uderzą na Czeczenię w sierpniu lub wrześniu. 9 sierpnia 1999 tenże Stiepaszyn stracił stanowisko, Jelcyn na czele rządu postawił Putina. To było namaszczenie na następcę. Choć podobno sam Putin się przed tym bronił, tak jak wcześniej bronić się miał przed powrotem do FSB. Opowiadał później Bieriezowski, że Putin wolał zostać szefem Gazpromu. Nowy premier wysłał dodatkowe oddziały na Kaukaz, ale ludzi to nie obchodziło. A samemu premierowi przypięto łatkę sługusa skrajnie niepopularnej Familii. Perspektywy wyglądały więc nieciekawie. Na dodatek w sierpniu 1999 w poważnych zachodnich gazetach pojawiły się rewelacje nt. wyprowadzania z Rosji przez otoczenie Jelcyna miliardów dolarów. Chodziło m.in. o córkę prezydenta, jej męża oraz szefa administracji Kremla. Wydawało się, że nic nie uratuje ekipy jelcynowskiej.

Tajemnicze zamachy

I wtedy, w ciągu niecałych trzech tygodni, doszło do wydarzeń, które zmieniły Rosję, i które – co widać wyraźnie z perspektywy czasu – zapewniły Putinowi rządy na wiele następnych lat. W Moskwie, Bujnaksku i Wołgodońsku doszło do serii zamachów bombowych - zginęło w sumie 328 osób. Od razu wskazano winnych – Czeczenów. Ale szybko pojawiły się oskarżenia pod adresem FSB, której rola w tych wydarzeniach, pozostawała, delikatnie mówiąc, dwuznaczna. Tak naprawdę nigdy nie wyjaśniono, kto dokonał zamachów. W marcu 2002, już będąc na wygnaniu, Bieriezowski oświadczył, że zamachy były zorganizowane przez FSB. Dowodów jednak nie przedstawił. Tym tropem poszedł później Aleksandr Litwinienko, pisząc wraz z Jurijem Felsztinskim, innym człowiekiem z londyńskiego otoczenia Bieriezowskiego, książkę pod tytułem "FSB wysadza Rosję" (w polskim wydaniu zatytułowano ją, nie wiedzieć czemu: "Wysadzić Rosję"). W każdym bądź razie seria zamachów w sercu Rosji zmieniła drastycznie klimat polityczny w kraju. Korupcja na szczytach władzy przestała być istotna, ważniejsza była narodowa solidarność w obliczu zagrożenia terroryzmem. W telewizji pokazał się premier Putin, twardy i zdecydowany, jakże inny od Jelcyna, gdy obiecywał rodakom: "Zniszczymy terrorystów, choćby się schowali w kiblu, tam też ich dopadniemy; basta, tę sprawę załatwimy do końca!".

Borys – ojciec sukcesu

Na jesieni 1999 r. wojska rosyjskie wkroczyły do Czeczenii, a dzięki poparciu kontrolowanej przez Bieriezowskiego największej telewizji ORT, niemal nieznany premier w parę miesięcy zaczął w sondażach osiągać 50 proc. popularności. Jedyną telewizją, która ośmieliła się pokazywać wojnę w Czeczenii także krytycznie, była NTW oligarchy Władimira Gusinskiego. Szczególnie dworował sobie z Putina program "Kukły". A to przedstawiał go jako pruskiego oficera, a to jako zalotnika, a to jako Stalina. W innym programie NTW pokazano matkę pochyloną nad kołyską, w której leżał okropny wyrodek – Putin z kauczuku. Na koniec pojawił się Bieriezowski w roli dobrej wróżki i spowodował, że wszyscy zaczęli wielbić potworka jako cudowne dziecko. W grudniu 1999 r. Bieriezowski zapewnił Putinowi większość w Dumie. Wygrał powstały tuż przed wyborami z inicjatywy i dzięki staraniom oligarchy, blok "Miedwied'". ORT popierała ten ruch i Putina na wszelkie możliwe sposoby. W Sylwestra 1999 r. Jelcyn zrezygnował ze stanowiska prezydenta, na pół roku przed końcem kadencji. Putin został p.o. prezydenta. Wybory miały się odbyć w marcu 2000. W czasie kampanii prezydenckiej wydano pospiesznie z inicjatywy Bieriezowskiego niewielki tomik składający się z trzech wywiadów dziennikarzy gazety należącej do oligarchy z Putinem.

"Teraz będzie tylko nuda"

Przy tak zmasowanym poparciu mediów (w tym dwóch telewizji i pięciu tytułów prasowych Bieriezowskiego) Putin wygrał wybory. Bieriezowski zachowywał się tak, jakby to on był zwycięzcą.

Świadczy o tym historia, którą na blogu przytacza teraz były wicepremier, dziś działacz opozycji Borys Niemcow: "Po zwycięstwie Putina zaszedł do mnie w Dumie Borys Abramowicz (...) - Oj, jaka nuda teraz będzie. Wołodię wybrali, wszystko załatwione, nie wiem, czym się zająć – mówi Bieriezowski. - Może meczet w Karaczajewo-Czerkiesji zbudować? (Bieriezowski był wtedy deputowanym z tej republiki – red.). Ja mu odpowiadam: - Boria, nie będzie nudów. On Ci tego poparcia nie daruje nigdy. Bieriezowski roześmiał się, powiedział, że niczego w życiu nie rozumiem i poszedł. Już następnego dnia nie było mu nudno". Jeszcze na jesieni 1999, gdy Bieriezowski w którymś z wywiadów powiedział, że uzgodnił z Putinem pewną kwestię polityczną, ten początkowo kazał to oświadczenie zdementować, ale zaledwie kilka godzin później wycofał dementi. Pół roku później pozycja oligarchy była już jednak zdecydowanie słabsza. Nowy prezydent dotrzymał słowa. Ludzi Familii na kluczowych stanowiskach wymienił dopiero po roku. A wielu innych pozostawało na stanowiskach przez niemal całą pierwszą kadencję prezydencką Putina (np. szef administracji prezydenckiej Aleksandr Wołoszyn). W niełasce znalazł się tylko, i to bardzo szybko, właśnie Bieriezowski. Być może Putin pamiętał mu pewien konflikt z jesieni 1998, gdy oligarcha próbował "wkroczyć" ze swoimi wpływami na podwórko FSB. Ale ważniejsze chyba było to, że po "operacji czeczeńskiej", wygranych wyborach parlamentarnych i prezydenckich, żądza władzy Bieriezowskiego przekroczyć miała podobno wszelkie granice. Putin uważał, że umowa z Familią przewiduje jedynie to, że ich nie rusza i gwarantuje nietykalność uzyskanych za Jelcyna majątków. Bieriezowski zaś chciał nadal ręcznie sterować Kremlem. Familia nie chciała ryzykować wojny z nowym prezydentem, wyrzekła się więc łatwo oligarchy. "Mieli go po dziurki w nosie" - mówił jeden z polityków zbliżonych do Familii.

Konflikt i emigracja

Kilka miesięcy po wyborach prezydenckich Bieriezowski zaczął krytykować Putina. Ten odpowiedział odebraniem oligarsze pakietów akcji w państwowych firmach. Szybko pojawiły się zarzuty o defraudacje z dawnych lat. Bieriezowski wolał nie ryzykować. Był akurat za granicą i postanowił nie wracać. Nie wrócił już nigdy. W 2003 r. Londyn przyznał mu azyl polityczny. Bieriezowski stał się największym krytykiem Putina, wspierał "kolorowe rewolucje" na obszarze postsowieckim, a w 2007 r. wywołał irytację Londynu, w wywiadzie prasowym wzywając do siłowej zmiany władzy w Moskwie.

W lutym 2012 r. oligarcha zamieścił na Facebooku oświadczenie, w którym prosił rodaków o wybaczenie mu trzech grzechów: chciwości, roli w niszczeniu wolności słowa w kraju, wreszcie roli w wyniesieniu Putina do władzy. "Kajam się i błagam o wybaczenie za to, że doprowadziłem do władzy Władimira Putina. Za to, że choć był to mój obowiązek, nie dostrzegłem w nim przyszłego chciwego tyrana i uzurpatora, człowieka, kóry zabił wolność i zatrzymał rozwój Rosji. Wielu z nas nie rozpoznało go wówczas, choć to mnie nie usprawiedliwia. Wybaczcie mi." Relacje Bieriezowski-Putin z pewnością zapiszą się w historii jako jedne z najbardziej intrygujących i mających wpływ na losy Rosji. Jak napisał jeden z analityków politycznych, Putin i Bieriezowski byli "Stalinem i Trockim naszych czasów". Po śmierci oligarchy Kreml informował, że niedawno napisał on do Putina osobisty list. Nie wiadomo na jaki temat. Ale przyjaciele Bieriezowskiego przyznają, że gdy opowiadał szczegółowo o swych relacjach z Putinem, mówił niczym zdradzona żona o mężu, który ją zostawił. Pisząc ten tekst korzystałem z książek "Putin. Dokąd prowadzi Rosję?" Borisa Reitschustera oraz "Korporacja zabójców. Rosja, KGB i prezydent Putin" Jurija Felsztinskiego i Władimira Pribyłowskiego.

Autor: Grzegorz Kuczyński/k / Źródło: tvn24.pl

Tagi:
Raporty: