Co dalej z Tuskiem?

Co dalej z Donaldem Tuskiem?
Co dalej z Donaldem Tuskiem?
tvn24
Wiele przemawia za tym, że Donald Tusk wciąż będzie kierował Radą Europejskątvn24

Jeszcze zanim Antonio Tajani zasiadł w fotelu przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, jeszcze zanim ucichły oklaski po jego zwycięstwie w Strasburgu, głośno wybrzmiały pytania o przyszłość Donalda Tuska. Były polski premier przewodniczy zupełnie innej instytucji, ale wątpliwości się pojawiły, bo zarówno szef Parlamentu (Tajani), Komisji, (Juncker), jak i Rady (Tusk) pochodzą z tej samej grupy politycznej - EPL. Teraz ich konkurenci z lewicy będą używać tego argumentu, by walczyć o wpływy w unijnych instytucjach. Odsunąć Donalda Tuska może być najprościej, bo jego kadencja kończy się za kilka miesięcy.

Wybór Tajaniego daje pretekst do dyskusji, ale jednak niczego nie przesądza. Jeden z europosłów mówi mi: - Jest przynajmniej 17 czynników, wpływających na wybór Tuska, sytuacja w Parlamencie to numer dopiero 15, albo 16.

Może nie od razu siedemnaście, kilka argumentów warto opisać. Te zdania będziemy słyszeć często w najbliższych tygodniach.

1. Tak już było

To podstawowy argument, który pojawia się tej dyskusji - to nic nowego, że trzech szefów instytucji pochodzi z tej samej frakcji. Było to całkiem niedawno, gdy przewodniczącym Parlamentu był Jerzy Buzek. Wtedy też Europejska Partia Ludowa zajmowała wszystkie kluczowe stanowiska w Unii, w Radzie zasiadał Herman van Rompuy, a w Komisji Jose Barroso. Wtedy socjalistom to nie przeszkadzało, bo wiedzieli, że zgodnie z umową, w połowie kadencji nastąpi zmiana i w Strasburgu, na miejscu Jerzego Buzka pojawi się ich przedstawiciel. Pojawił się, nazywał się Martin Schulz. Teraz miało być podobnie.

2. Socjaliści sami sobie winni...

W tej kadencji Parlamentu, tak jak w wielu poprzednich, obowiązywała identyczna umowa. Przed pierwszą sesją w Strasburgu największe grupy uzgodniły: połowa kadencji dla nas, połowa dla was.

Przez dwa i pół roku przewodniczący będzie wywodził się z europejskiej lewicy, przez dwa i pół roku z europejskiej prawicy. Gdy pierwszy okres dobiegał końca, socjaliści wycofali się z umowy, postanowili walczyć o Parlament i wystawili własnego kandydata. Giani Pitella, szef ich frakcji, chciał zastąpić Schulza ale przegrał. Socjaliści nie tylko stracili stanowisko (co i tak nastąpiłoby zgodnie z porozumieniem), ale też zerwali koalicję. Trudniej im teraz będzie używać argumentu, że coś im się w europejskich instytucjach należy.

3. …i sami są dziś słabi

Warto też przez moment zastanowić się nad tym, co kryje się za słowem "socjaliści". Cały czas mówimy, że to oni walczą o równowagę w europejskich instytucjach. Tak na prawdę jednak, nie mamy tu na myśli europosłów, ale premierów i prezydentów państw Unii, w których rządzą partie socjaldemokratyczne. A rządy te ostatnio są osłabione. Przy okazji ostatnich wyborów siła socjalistów opierała się głównie na sile rządów Francji i Włoch. Teraz francuski prezydent Hollande zapowiedział, że nie będzie ubiegał się o reelekcję, gdyż pozytywnie ocenia go 4% Francuzów, a sondaże wskazują, że do władzy w Paryżu powróci prawica.

Z kolei największy przeciwnik Tuska, włoski premier Mateo Renzi, po przegranym referendum podał się do dymisji. Co więcej, jeśli nawet Włosi będą chcieli zaprotestować, to łatwo można im przypomnieć, że mają już szefową unijnej dyplomacji (Mogherini) i szefa Europejskiego Banku Centralnego (Draghi), a teraz też dostali szefa Parlamentu (Tajani to Włoch).

4. Nowa koalicja w Europie

Rozpadła się "wielka koalicja" prawicy i lewicy, ale powstała nowa. Wybory szefa Parlamentu trwały 12 godzin, bo w tym czasie toczyły się partyjne negocjacje. Między głosowaniami europosłowie spotykali się z kandydatami i szefami swoich grup. Każdy chciał uzyskać dla siebie jak najwięcej. Antonio Tajani zdobył poparcie frakcji liberałów - tej, której szefem jest Verhofstadt i która ma coraz większe poparcie w europejskich stolicach. Liderzy tych grup podpisali porozumienie i dziś już razem podkreślają, że będą popierać Donalda Tuska i chcą, by pozostał na kolejną kadencję.

To ważny moment, którego nie można pomijać. Do frakcji liberałów, czyli ALDE, należy siedmiu premierów UE, w sumie jej przedstawiciele zasiadają w dziesięciu europejskich rządach, to rzeczywiście duże poparcie, jeśli przełoży się na głosy w czasie wyboru szefa Rady Europejskiej.

5. Geografia za Tuskiem

Argumenty partyjne w tej rozgrywce mogą przeważać, ale nie można też zapominać o geografii. Mówiliśmy o tym dużo przy okazji wyboru Donalda Tuska. W unijnej układance istotne jest też to, by władze reprezentowały różne regiony Europy, przez to też różne perspektywy i doświadczenia. Były polski premier postrzegany jest nie tylko jak reprezentant naszego kraju, ale także jako człowiek z "nowych państw UE", z "grupy Wyszehradzkiej", z "Europy Środkowo-Wschodniej". Dziś w gabinetach Brukseli przeważają reprezentanci "starej szóstki".

Luksemburg, Włochy, Belgia, Holandia dominują. Wybór Włocha na szefa Parlamentu tylko to potwierdza i powoduje, że nowego szefa Rady też trzeba byłoby szukać w większej odległości od stolicy Belgii.

6. Brak kontrkandydatów

Do dziś nie pojawił się żaden kontrkandydat dla Donalda Tuska. W tym półroczu Unii przewodniczy Malta i to jej rząd będzie prowadził rozmowy na temat nowego szefa Rady. To informacje nieoficjalne, ale pochodzące z pewnego źródła: rząd Malty nie otrzymał żadnej informacji, od któregokolwiek z państw Unii, by pojawił się inny kandydat na to stanowisko. Jakby powiedział Donald Tusk - w tym momencie nie ma z kim przegrać. Żadne z państw nie zapowiedziało też, że będzie głosować przeciw jego kandydaturze. Żadne z wyjątkiem rządu w Warszawie. Polska premier poruszyła tę kwestię w rozmowie z premierem Malty, zapowiadając brak poparcia dla Tuska.

7. Polskie NIE

I to jest kwestia, która może być dla Donalda Tuska największym problemem i paradoksalnie największym atutem. Nie dlatego, że PiS może formalnie zablokować jego kandydaturę - nie może. Wybór na drugą kadencję w świetle traktatów nie jest nawet "wyborem", a "przedłużeniem kadencji" i nie wymaga jednomyślnego poparcia. Głosowanie, jeśli będzie konieczne, odbędzie się zgodnie z zasadą większości kwalifikowanej.

PiS może zrobić coś innego, coś co robi od miesięcy. Do Brukseli co kilka tygodni docierają płynące z Warszawy sugestie, że Donald Tusk może być zamieszany w "różne polskie afery", że będzie przesłuchiwany przez prokuraturę, stanie przed Trybunałem Stanu (lub łagodniej - przed komisją śledczą). Konkretnych zarzutów nie ma, ale to może wzbudzać obawy szefów państw - czy szef Rady, zamiast w Brukseli, będzie spędzał czas na przesłuchaniach w Warszawie? Czy Unia może sobie pozwolić na to, by świat zobaczył zdjęcia zeznającego w sądzie przewodniczącego Rady? Prawo i Sprawiedliwość umiejętnie stworzyło atmosferę niepewności wokół losów Tuska.

To jest element, który może być dziś największą przeszkodą dla przewodniczącego Rady, ale jak można usłyszeć na korytarzach w Strasburgu - to jest też jego największą siłą. Jarosław Kaczyński wszedł w konflikt z Brukselą i rozgrywka z Tuskiem też jest postrzegana jako element tego starcia.

Dlatego nawet wśród obawiających się płynących z Polski ostrzeżeń przed "aferami Tuska", więcej jest takich, którzy ustąpić Kaczyńskiemu nie zamierzają. Przynajmniej dzisiaj.

Autor: Maciej Sokołowski / Źródło: tvn24